O krok od zamieszek na meczu Jagiellonia - Lechia. Poleciały race, ochrona uciekła (ZDJĘCIA, WIDEO)
Kibice z Gdańska wnieśli na stadion race, niszczyli bramki metalowe, chcieli doprowadzić do bójki. Ochrona na stadionie zawiodła. Spokój musiała przywrócić policja. Po niedzielnym meczu Jagiellonia obiecuje wyciągnąć wnioski dotyczące bezpieczeństwa.
- To był mecz podwyższonego ryzyka. Dlatego służby porządkowe liczyły aż 400 osób. Taki jest wymóg. W Białymstoku nie ma takiej liczby ochroniarzy. Dlatego współpracujemy z firmą z Warszawy, która ściąga służby porządkowe z całej Polski. Często są to ludzie, którzy po raz pierwszy pojawiają się na stadionie podczas meczu - przyznaje Agnieszka Syczewska z zarządu Jagiellonii Białystok.
To główny organizator niedzielnego meczu Jagi z Lechią. Na spotkaniu pojawiło się blisko 18 tysięcy kibiców w tym ponad tysiąc z Gdańska. I to właśnie przy sektorze gości w przerwie meczu doszło do groźnych przepychanek. Te rozegrały się głównie w środku stadionu. Nie zdały egzaminu metalowe zabezpieczenia oddzielające kibiców przyjezdnych. Kraty zostały wyłamane. Część wystraszonych kibiców, głównie kobiety z dziećmi, chowały się w toaletach. Ochroniarze nie byli w stanie powstrzymać naporu agresywnej grupy.
- Gdy kibice próbowali zacząć rozróbę, ochrona uciekła na trybuny - opowiada Mateusz, kibic, który widział zajście. Organizatorzy meczu musieli wezwać na pomoc policję. Ta uspokoiła sytuację. - Służby porządkowe to nie jest zwarty oddział policji. Mogą podejmować tylko wstępne interwencje. A tu mieliśmy do czynienia z agresywnym tłumem - podkreśla Zbigniew Pypczyński kierownik ds. bezpieczeństwa Jagiellonii Białystok, który wezwał na stadion policję.
Jednak zarzutów pod adresem ochrony jest więcej. - Służba porządkowa nie sprostała również wymaganiom w zakresie kontroli osób wchodzących na teren obiektu. Na stadion i trybuny zostały wniesione przez przyjezdnych materiały pirotechniczne - mówi Andrzej Baranowski, rzecznik podlaskiej policji.
- Race leciały w kierunku naszych sektorów. Jedna z nich wybuchła tuż przy nas - opowiada jedna z uczestniczek niedzielnego spotkania.
Organizatorzy meczu obiecują wyciągnąć wnioski z ostatniego meczu w tym sezonie. - To co się stało, powinno zmobilizować wszystkie służby do zmiany lokalizacji sektora gości - podkreśla Agnieszka Syczewska. Zdaniem przedstawicieli Jagiellonii powinien znajdować się on na górnym poziomie - łuku od ul. Ciołkowskiego. - Kibice gości nie mieliby żadnej możliwości zejścia - dodaje Agnieszka Syczewska.
Na zmianę muszą zgodzić się policjanci oraz Polski Związek Piłki Nożnej. Mają też zostać sprawdzone metalowe bariery, które bez problemu zostały w niedzielę sforsowane. Za ich ustawienie odpowiada inwestor, czyli spółka Stadion Miejski. W poniedziałek zapytaliśmy ją m.in. o te metalowe barierki. Żadnej odpowiedzi nie dostaliśmy. Kolejna sprawa to kontrola kibiców przed wejściem na stadion. Tu też zostaną sprawdzone procedury. - Wnoszenie rac to problem nie tylko Białegostoku - przypomina Zbigniew Pypczyński.
Pojawiały się też sugestie, że przynajmniej na meczach podwyższonego ryzyka powinna być stale obecna policja. Teraz, zgodnie z ustawą, wchodzi dopiero na wniosek organizatora. - Nie zawsze obecność policji stabilizuje sytuację. Czasem dochodzi do zachowań prowokacyjnych - przypomina kierownik ds. bezpieczeństwa Jagiellonii Białystok. Były bowiem przypadki, że kibice nawet zwaśnionych drużyn łączyli siły przeciwko funkcjonariuszom.
źródło: Kurier Poranny