menu

Nikola Mitrović: W moim przypadku jest tak, że to media odgrywają w tym wszystkim najważniejszą rolę

27 kwietnia 2018, 18:12 | Justyna Krupa

– Jeśli naprawdę ja jestem problemem Wisły, to nie martwcie się – ze miesiąc może mnie tu nie być – wyznaje Nikola Mitrović, serbski pomocnik „Białej Gwiazdy”, który znalazł się pod ostrzałem krytyki po swoich występach w ekstraklasie.


fot. Adam Guz

– Zna Pan dobrze trenera Joana Carrillo z czasów współpracy w Videotonie. Na ile to, co obecnie prezentuje Wisła pod jego wodzą, powinniśmy oceniać jako ostateczny efekt pracy trenera, a na ile to wciąż piłkarski plac budowy? Ile obecnej Wiśle brakuje do idealnej wizji Carrillo?
– Moim zdaniem, to nie jest jeszcze maksimum. Zdecydowanie możemy, jako zespół, bardzo wiele poprawić. Pokazać się z lepszej strony, tak jak w kilku momentach w tym sezonie. Staramy się dzień po dniu polepszać naszą grę. Trener Carrillo jest tu dopiero cztery miesiące, podobnie zresztą jak ja. Stać nas, jako zespół, na więcej. W niektórych spotkaniach nie pokazaliśmy dobrej gry, jak w ostatnim starciu z Legią Warszawa. Musimy jednak patrzeć teraz w przyszłość.

– Mecz z Legią mógł być dla kibiców Wisły rzeczywiście przygnębiającym doświadczeniem. Co drużyna powinna poprawić w ostatnich meczach, by dać jakiś pozytywny sygnał i nadzieję na lepsze przed kolejnym sezonem?
– Prawdą jest, że ostatni mecz był w naszym wykonaniu bardzo zły. I główną winę za to ponosimy my, piłkarze. Trener dobrze nam wyjaśnił, co powinniśmy byli grać. Ale nie wykonaliśmy części z tych założeń. Uważam jednak, że np. kolejkę wcześniej, w Płocku, pokazaliśmy w pierwszej połowie, że jesteśmy świetnym zespołem. Może to była nasza najlepsza połowa w tej rundzie. Ale taką grę trzeba jeszcze umieć utrzymać przez 90 minut. Pracujemy nad tym bardzo dużo. Przed nami pięć meczów, w których musimy się jak najbardziej postarać. Sezon się jeszcze nie skończył.

– A jak Pan ocenia te cztery miesiące w Wiśle w swoim wykonaniu? Swego czasu nie najlepiej odebrano Pana stwierdzenie, że jest Pan usatysfakcjonowany swoją formą. Gdy drużyna przegrywa, takie oceny budzą kontrowersje.
– Oczywiście, że nie jestem zadowolony, ani z tego, co ja pokazuję, ani generalnie z dokonań drużyny. Musimy poprawić to, co robimy źle, indywidualnie i jako zespół. Musimy spróbować wygrać w Białymstoku. Jagiellonia to oczywiście bardzo dobry zespół, ale my też takim zespołem jesteśmy. Tak to już jest, że jak wygrywasz, to biją ci brawo i mówią: jesteś najlepszy. A jak przegrywasz: od razu najgorszy. A to tak nie działa. Myślę jednak, że tak naprawdę nasi fani w nas wierzą. Inaczej nie wypełniliby ostatnio stadionu na meczu z Legią. Nawet po tamtym meczu nadal klaskali i śpiewali, dopingowali.

– Zdarzało się jednak w tym sezonie, że również gwizdy było słychać z trybun przy Reymonta.
– Oczywiście, zwłaszcza w moim kierunku. Ale w moim przypadku jest tak, że to media odgrywają w tym wszystkim najważniejszą rolę. Chciałbym wiedzieć, co ja takiego zrobiłem tutejszym mediom. O co w tym wszystkim chodzi?

– Czyli uważa Pan, że negatywny odbiór Pana gry to wina mediów i dziennikarzy?
– Oczywiście! W Serbii jak czytam o sobie w gazetach to mniej więcej wiem, o co w tym wszystkim chodzi. A tutaj słyszę: trener jest twoim kumplem! Prawdą jest, że trener mnie tu sprowadził. Miałem zimą inne oferty, ale nie przyszedłem tu dla pieniędzy. Powiem więcej: byłem blisko przejścia do Wisły już latem. Możecie zapytać Manuela Junco, czy faktycznie tak było. Dyrektor Junco rozmawiał ze mną wówczas o takiej możliwości. Było to już prawie załatwione, ale pewne rzeczy wówczas się wydarzyły i ostatecznie trafiłem tu dopiero zimą. I co? Po zimowym obozie wróciliśmy do Polski i się zaczęło: „Mitro” jest taki, siaki, owaki, „Mitro” jest zły. Ale skąd się to brało? Coś musi za tym się kryć. Pisało się: „Mitro” to żołnierz Carrillo. I ludzie zaczęli myśleć w ten sposób, bo wy, dziennikarze, tak pisaliście. Ja nie mam Facebooka, Instagrama i innych tego typu kont. Ja zawsze mogę spojrzeć każdemu w twarz. I mogę powiedzieć każdemu to, co uważam – szczerze. Nie boję się tego. Wykonuję swoją pracę na maksa – na każdym treningu i w każdym meczu. Powiem tak: nawet za moje dobre mecze dostawałem tu od mediów najsłabsze oceny. Ja nie znam polskiego, ale przyjaciele mnie pytali: słuchaj, dlaczego tak jest?

– Może chodzi nie tyle o to, co piszą gazety czy portale, ale o to, co dzieje się wokół Pana osoby w mediach społecznościowych? Pana sytuacja przypomina nieco tę, w której w poprzedniej rundzie znaleźli się inni gracze Wisły – Ze Manuel i Victor Perez. Na nich również spadała fala ostrej krytyki.
– Jeśli trzeba wziąć na swoje barki uzasadnioną krytykę, jestem do tego pierwszy. Jestem doświadczonym zawodnikiem. Jeśli naprawdę ja jestem problemem Wisły, to nie martwcie się – ze miesiąc może mnie tu nie być. Ale co w kolejnym sezonie? Przyjdzie kolejny Mitrović i co? I ci sami ludzie będą winić za wszystko kolejnego „Mitro”. Dzisiaj ja, jutro kto inny. Klub rozwija pewien projekt – budujmy go razem. Jasne, zawsze jedni cię będą lubić, a inni nie, to normalne. Ale pomyślmy: dzisiaj jesteśmy przeciwko „Mitro”. Jutro – przeciwko trenerowi. I co dalej? Problemy Wisły nie zaczęły się przecież kilka miesięcy temu. Nie zaczęły się wraz z przyjściem Mitrovicia. Ani wraz z przyjściem Carrillo. Ani wraz z przyjściem Kiko Ramireza. Kiedy Wisła przegrywa, niektórzy się tym karmią – o, teraz rzucimy się na tego i tego. Jestem takim samym zawodnikiem, jak inni w tej drużynie. Wiem, jaką mam robotę do wykonania i staram się ją wykonywać. To nie jest tak, że trener lubi mnie bardziej albo mniej. Jeśli trener będzie pewnych rzeczy ode mnie wymagał, a ja nie będę tego wykonywał, to muszę się liczyć z tym, że wypadnę ze składu. Jak każdy.

– A rozmawialiście już wstępnie z dyrektorem sportowym o ewentualnym przedłużeniu – lub nie – Pana umowy?
– Szczerze? Nie rozmawiałem na ten temat jeszcze z nikim z klubu. Przyjdzie na to odpowiedni moment. W pierwszej kolejności muszę jednak dobrze się czuć tutaj. Obie strony muszą chcieć przedłużenia współpracy. Zobaczymy, co się w tej kwestii wydarzy. Ale powtarzam raz jeszcze: jeśli to ja jestem problemem, to za miesiąc może mnie tu nie być. Nie podpisałem tu pięcioletniego kontraktu, tylko sześciomiesięczny, z opcją przedłużenia. Jeżeli klub uzna, że nie są usatysfakcjonowani moją grą, powiem: OK, bardzo dziękuję, to była dla mnie przyjemność, by grać w Wiśle. I koniec. Nawet gdyby trener powiedział: chcę żebyś został, a ja miałbym być dalej problemem dla Wisły, to nie chciałbym zostawać. Zresztą nawet gdybym miał i pięcioletni kontrakt, to mógłbym odejść, gdyby to miało rozwiązać problem. Ze mną sprawy są proste. Tak naprawdę jednak to nie klub ma ze mną kłopot, tylko media. Wiem, bo przecież rozmawiam z Manuelem Junco, z trenerem, z kolegami. W klubie nie słyszę takich zarzutów.

– Na co dzień, gdy spotyka Pan np. kibiców w mieście, również spotyka się Pan z negatywnymi reakcjami?
– Nigdy nie miałem żadnego problemu z żadnym kibicem spotkanym „na żywo”. Wychodzę do miasta i cieszę się spotkaniami z ludźmi. W restauracjach ludzie proszą o autograf, o zdjęcie. W Krakowie naprawdę dobrze się czuję. Choć jest jasne, na sto osób nigdy stu nie będzie cię kochało.

– W Internecie negatywne emocje i oceny wyraża się łatwiej. W mediach społecznościowych powstał nawet hashtag „Mitrović out”.
– Te osoby mogą robić, co im się podoba. Ktoś stworzy jakąś grupę na Facebooku? Nie ma sprawy, nie przejmuję się tym. Nie mam konta na Twitterze, na Instagramie. Widocznie jestem staromodnym facetem.

– Dyrektor Junco powiedział w wywiadzie dla radia Weszło.fm: „mamy jeszcze ważne mecze do końca sezonu i mam nadzieję, że Mitrović będzie lepiej grać”. Wyglądało na to, że to dla Pana jakiś sprawdzian ostatniej szansy, a potem klub podejmie decyzje, co do Pana przyszłości.
– Powtórzę: jeżeli ludzie dookoła mówią, że jestem największym problemem tego klubu, to problem szybko się rozwiąże. Porozmawiamy z dyrektorem Junco. Przyzwyczaiłem się już, że głównym tematem konferencji prasowych jest Mitrović. To, dlaczego Mitrović gra tak i tak. Nie zauważa się pozytywnych aspektów tego, co robię na boisku. Jak pójdziecie do naszych analityków i pokażą wam statystyki, to spojrzycie na to inaczej.

– Prawda jest jednak taka, że patrząc na te najważniejsze statystyki – goli i asyst – ta runda była jedną najsłabszych w Pana karierze, obok okresu w Bnei Yehuda.
– To prawda. Nie mam na koncie ostatnich podań. Jednak np. w Płocku zaliczyłem asystę drugiego stopnia przy bramce Tibora Halilovicia. W niektórych meczach notowałem ważne podania, ale to akurat nie były asysty.

– Kiedy się ogląda fragmenty Pana spotkań z poprzednich klubów, widać, że głównym Pana atutem – prócz uderzeń z dystansu – były długie piłki, krzyżowe podania. W przypadku takich zagrań, liczy się nie tylko to, jak zagrywa podający, ale też to, czy właściwie przewidzi to zagranie odbierający. Nauka wzajemnych reakcji boiskowych wymaga więcej czasu?
– Dokładnie! W drużynie muszą się wytworzyć pewne naturalne tandemy współpracujących. Pewnych rzeczy nie da się wypracować w dwa dni. Trzeba mieć też w zespole zawodników o odpowiedniej charakterystyce. Ja też muszę zaadaptować się do sposobu gry drużyny. Trener nie jest zwolennikiem długich podań. Woli jak gramy po ziemi, krótkimi podaniami. Muszę się do tego dostosować. Musimy nauczyć się rozumieć nawzajem na boisku. Nie szukam jednak wymówek. Trzeba pracować nad tym, by się poprawić.

– Może problemem jest też tempo w polskiej ekstraklasie, gdzie gra jest szybsza, niż w Serbii czy na Węgrzech? Halilović przyznał, że na początku musiał się do tego przyzwyczaić, bo w Chorwacji gra też toczy się często w wolniejszym tempie.
– Jasne, ale nie grałem tylko w Serbii czy na Węgrzech. Grałem np. w europejskich pucharach, w Lidze Mistrzów, w Lidze Europy. Chyba więc łatwiej mi się przystosować. Dla mnie tempo gry nie jest problemem.

– Negatywna atmosfera wokół Pana osoby wpływa jakoś na Pana grę?
– Ciągle prowokujecie mnie do mówienia, że atmosfera w klubie wokół mojej osoby jest zła. A tak nie jest. Zły klimat jest tworzony w mediach, nie w zespole. Jestem naprawdę odporny psychicznie, wiele rzeczy już przeżyłem w swojej karierze. Ale to jest tak: przychodzicie, uśmiechacie się do mnie, rozmawiacie ze mną, a potem bierzecie komputer i nadajecie o mnie to i tamto. Nie ma problemu, możecie pisać, co chcecie. Ale potem nie proście o wywiad. Zawsze byłem bardzo serdeczny i otwarty wobec dziennikarzy. Ale wy nie rozmawiacie ze mną szczerze. Mówię generalnie o mediach.

– Miał Pan kiedyś podobną sytuację w poprzednich klubach? Bywało już tak, że gdzieś stał się Pan „czarnym charakterem”?
– Nie, nigdy. Jasne, jak grałem źle, to dostawałem słabe oceny w gazetach. Ale nigdy nie było tak, jak teraz. Od pierwszego dnia się zaczęło – jestem „człowiekiem trenera”, jego pupilkiem itd. Nie jestem dzieckiem, wiele przeżyłem w życiu, ale to wszystko bardzo mi się nie podoba. Fani potem wierzą w to, co jest pisane w mediach. Mówią: cholera, to prawda z tym Mitroviciem! I potem nie przekonasz ich, że jest inaczej.

– Zawsze można przekonać wszystkich do siebie grą – golami, asystami.
– Jakbym zdobył osiem goli, to i tak byście źle o mnie pisali.

– Może najpierw to sprawdźmy.
– Może rzeczywiście lepszymi statystykami zmieniłbym częściowo te opinie. Choć pewnie nie wszystkie.

– Rozmawia Pan z trenerem o swojej sytuacji?
– Rozmawiam z kolegami z drużyny i generalnie nie mogą w to wszystko uwierzyć, że to przybiera takie rozmiary. Mam duże wsparcie od kolegów z zespołu. Śmieją się z tego, wiedzą, że za chwilę mogą się znaleźć w podobnej sytuacji.

– A jak się Panu żyje na co dzień w Krakowie?
– Czuję się tu jak w domu. Mam wielu przyjaciół, zarówno Polaków, jak i ludzi z Bałkanów. Moja żona i synek są tu bardzo szczęśliwi. To dla mnie najważniejsza rzecz. Ja byłbym szczęśliwy, gdybyśmy tylko mogli jeszcze osiągać lepsze wyniki jako drużyna. Wtedy mógłbym się tym wszystkim w pełni cieszyć.

Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce


Polecamy