Nieskuteczna Legia straciła zwycięstwo z Rosenborgiem. Bez zaliczki przed rewanżem
Piłkarze Legii zremisowali z Rosenborgiem Trondheim 1:1. W Warszawie można odczuwać niedosyt, gdyż legioniści stworzyli sobie, zwłaszcza w pierwszej połowie, kilka dogodnych szans, które mogły dać zaliczkę przed rewanżem w Norwegii.
Warszawska jedenastka, która wybiegła na mecz z Wikingami, nie mogła zaskoczyć. Trener Urban konsekwentnie postawił na młodych Koseckiego i Łukasika, a w miejsce kontuzjowanego Żewłakowa, na środku obrony zagrał Artur Jędrzejczyk. Natomiast w pierwszej jedenastce Rosenborga zabrakło dwóch najbardziej rozpoznawalnych napastników wielokrotnego mistrza Norwegii – Rade Pricy i Steffena Iversena. Pierwszy z nich zasiadł na ławce rezerwowych, a drugi nie przyleciał do Warszawy ze względów zdrowotnych
Kibice zasiadający na „Żylecie” podczas wejścia piłkarzy zaprezentowali flagowisko, którego centralna część składała się w napis 1916 – rok powstania stołecznego klubu. Zdaję się, że oprawa kibiców bardzo energetycznie podziała na warszawskich piłkarzy, gdyż weszli oni w mecz bardzo agresywnie, spychając Norwegów do obrony. Efektem tego były liczne stałe fragmenty gry. Najwięcej problemów bramkarzowi Rosenborga sprawił Danijel Ljuboja, który uderzył z rzutu wolnego minimalnie obok słupka. Po kilku minutach naporu Legii, Norwegowie zaczęli odpowiadać szybkimi atakami, które z początku nie były finalizowane celnymi strzałami.
Sytuacja zmieniła się w 17. minucie kiedy to Henriksen zdecydował się na uderzenie zza pola karnego, piłka odbita jeszcze przez Jędrzejczyka nie trafiła do bramki dzięki fantastycznej interwencji Kuciaka, który wyciągnął się jak struna, wybijając futbolówkę ponad poprzeczkę. Na odpowiedź warszawian nie trzeba było długo czekać. Radovic zagrał do Kucharczyka, a ten technicznym strzałem z blisko dwudziestu metrów trafił w obramowanie bramki. Kolejną okazję do interwencji bramkarz Roseborga miał w 28. minucie spotkania, gdy Kosecki wpadł w pole karne i uderzył po krótkim rogu wprost w nogi Daniela Orlunda. Kilka minut później Ljuboja... skopiował swoją sytuację z początku spotkania! Piłka po rzucie wolnym wykonywanym przez Serba ponownie przeleciała w bliskiej odległości od prawego słupka bramki wikingów. Co nie udało się snajperowi Legii, udało się chwilę potem Jakubowi Koseckiemu. Zakończył on skutecznym, finezyjnym strzałem koronkową akcję swoich kolegów i dał do myślenia trenerowi gości zaraz przed zejściem do szatni na przerwę.
Drugą połowę lepiej rozpoczęli Norwegowie, kilkukrotnie zagrażając bramce Kuciaka. Motorem napędowym akcji Rosenborga był ofensywnie usposobiony obrońca - Mikael Dorsin. Atakami wikingów nie przejmowali się fani stołecznej drużyny, którzy na swoim sektorze urządzili "chaos" przy pomocy serpentyn, flag i rac. Pierwszą groźną sytuację po przerwie legioniści przeprowadzili w 60. minucie. Kucharczyk zwiódł Dorsina i kąśliwie dośrodkował w kierunku Saganowskiego, który nie zdążył jednak dołożyć nogi w polu bramkowym. Kilka razy życie obrońcom rywala uprzykrzał ponownie Danijel Ljuboja, którego przepchnąć podczas meczu nie udało się żadnemu z rosłych defensorów zespołu z Trondheim.
Aktywny Jakub Kosecki ponownie znalazł się w stuprocentowej sytuacji w 71. minucie po szybkim rozegraniu rzutu wolnego. Tym razem jednak bez problemu piłkę wyłapał Orlund. Gdy wydawało się, że Legia powoli odzyskuje inicjatywę kolejny raz sprawdziło się znane piłkarskie porzekadło - niewykorzystane sytuację się mszczą. W 79. minucie Dockal uderzył z woleja zaraz przy słupku. Kuciak był bez szans. W ostatnich minutach spotkania częściej przy piłce utrzymywali się Norwegowie, jednak próby tworzenia przez nich okazji nie przyniosły zmiany rezultatu.
Wynik 1:1 z całą pewnością jest bardziej korzystny dla gości. Z tak solidnym rywalem trzeba wykorzystywać każdą dogodną okazję do zdobycia bramki. Niestety dzisiaj legioniści ze skutecznością byli na bakier.