Legia dała sobie wyrwać awans. Faza grupowa Ligi Europejskiej dla Rosenborga
Niepowodzeniem zakończyła się batalia Legii o fazę grupową Ligi Europejskiej. Mimo, że po pierwszych 45 minutach "Wojskowi" prowadzili po golu Ljuboi, to w drugiej połowie zawodnicy Rosenborga zadali dwa skuteczne ciosy i wyeliminowali Legię z europejskich pucharów.
To bez dwóch zdań jeden z najgorszych sezonów, jeśli chodzi o europejskie puchary. Polskie kluby nie będą mogły pochwalić się żadnym reprezentantem w elitarnych rozgrywkach. Chociaż Legia zawiodła nas na całej linii, należy jej się szacunek. W jej postawie dało się zauważyć przejawy charakteru, starań i walki. Niestety wyszło jak wyszło.
Ciężko przyznać, czy Legia zasłużyła na objęcie prowadzenia. Od pierwszego gwizdka raziła fatalną organizacją szeregów defensywnych. Kompletnie nie ustrzegała sie błędów, za które mogła bardzo szybko zapłacić. W 4. minucie kompletnie nieupilnowany został Tarik Elyounoussi, ale Dusan Kuciak zdołał go powstrzymać w sytuacji sam na sam. Chwilę później ewidentnie ręką w polu karnym zagrał Daniel Łukasik. Los znowu leżał po stronie gości, gdyż arbiter nie dopatrzył się nieprzepisowego zagrania i nie wskazał na jedenasty metr.
Po chaotycznym starcie, Rosenborg zaczął porządkować boiskowe wydarzenia. Powoli, drobnymi kroczkami przechodził do przodu. Przy mało agresywnej i zadziorniej postawie defensorów, miał dużo miejsca na budowanie ataku. Pod bramkę ciężko miał się przedrzeć, toteż poszukiwał okazji z dystansu, co jednak pozostawiało wiele do życzenia. W 28. minucie płaski strzał Mikkela Diskeruda powędrował obok bramki.
To co z biegiem czasu pojawiło się w grze Legii to wzajemna asekuracja i naprawa błędów. Pozwalało to czasami przejść do ataku, lecz o stworzeniu jakiegokolwiek zagrożenia nie było mowy. Bo czego się spodziewać, jak do akcji ofensywnej angażuje się niewielki potencjał liczebny, a na dodatek razi brak pomysłu i niedokładność, zwłaszcza przy ostatnim podaniu? Jedyne, co warto odnotować to próby z zza szesnastego metra autorstwa Danijela Ljuboji i Janusza Gola.
Tak słaba postawa w ofensywie nie rokowała bramek. Tymczasem wystarczyła jedna akcja. W 37. minucie Gol niezbyt przepisowo odebrał futbolówkę Jonowi Inge Hoilandowi, co umknęło uwadze arbitra. Pomocnik Legii natychmiast to wykorzystał i zagrał do Daniela Ljuboji, który z 13. metrów przymierzył precyzyjnie na dalszy słupek.
Legioniści objęli prowadzenie i przybliżyli się do awansu. W końcu pierwszej połowy musieli się jeszcze zmierzyć z bardzo groźnymi wrzutkami z rzutów na rożnych. Na szczęście Kuciak zachowywał koncentrację przy wyjściach z bramki. Również partnerzy go nie zawiedli, przynajmniej tym razem.
Wynik cieszył zdecydowanie bardziej niż gra. Powody do pochwał absolutnie nie istniały. Trener Jan Urban powinien w przerwie porządnie przemówić do rozsądku podopiecznym, by uświadomić im wszechobecne niedoskonałości. Niestety jeśli nawet się na to zdobył, po prostu mu nie wyszło. A przecież wystarczyło strzelić jednego zafajdanego gola, by pozamiatać do końca i zniwelować wszelkie nadzieje Norwegów. Niestety musieliśmy poczynać po swojemu, czyli źle.
Ale zacznijmy od początku. Legia ani trochę nie wyciągnęła wniosków z pierwszej połowy. Wręcz przeciwnie - przewaga Rosenborga wzrastała i wzrastała. Momentami wyjściem z własnej połowy stanowiło nie lada wyczyn. Gdyby Norwegowie potrafili wyprowadzać atak pozycyjny, bramek mogło by być więcej. Tak to miejscowi poszukiwali dogodnych momentów z dystansu, albo po stałych fragmentach. W 62. minucie Daniel Horm minimalnie pomylił się z 20. metrów. Chwilę później Kuciak poradził sobie z uderzeniami Rade Pricy i Pera Ronninga.
Tradycyjnie już w tej konfrontacji, "Wojskowi" nie istnieli w ofensywie. Owszem wychodzili bardziej do przodu, lecz nie przyniosło to żadnego pożytku. Nie oznacza to jednak, że nie mieli żadnych szans. Gdyby tylko potrafili zamienić je bramki, byłoby pozamiatane. W 67. minucie Ljuboja fenomenalne posłał piłkę tuż pod poprzeczkę. Niestety ta przeszkodziła w spełnieniu marzenia.
Odpowiedź nastąpiła szybko. W 69. minucie po głębokim dośrodkowaniu, nikt nie zdobył się, aby upilnować Tore Reginiussena, a ten głową zapakował futbolówkę do siatki.
W 73. minucie z gola wyrównującego mógł cieszyć się Marek Saganowski. Do trafienia tuż przy lewym słupku zabrakło dosłownie paru centymetrów! Potem wydawało się, że zdobywca Pucharu Polski szykuje się na dogrywkę. Legia nie forsowała tempa i próbowała poszukać kolejnych szans. Rosenborg natomiast nie spuścił z tonu i podjął jak najbardziej słuszną decyzję. W 87. minucie cała Warszawa znalazła się na kolanach. Mikkel Diserud piekielnie mocnym wolejem z 16. metrów strzelił przy prawym słupku. Gol z serii stadiony świata. Dla warszawian był to gwóźdź do trumny.
Nadzieja umierała jednak ostatnia. Jakby nie patrzeć wystarczyło raz zmusić bramkarza do kapitulacji. W doliczonym czasie udało się przeprowadzić szybką akcję, po której rezerwowy Michał Żyro natychmiast uderzył w kierunku bramki. Gdy wydawało się, że zaraz wybuchniemy radością, na posterunku znalazł się Reginussen. Tym samym rozwiał wszelkie wątpliwości.