Niechciany w wielu klubach, odnalazł się w Lechu. Gostomski gra na nosie prześmiewcom
Maciej Gostomski mógł grać w Lechii Gdańsk. Nie doszedł jednak do porozumienia z trenerem Michałem Probierzem. Wybrał Lecha Poznań i wróżono mu, że będzie tam trzecim bramkarzem. Tymczasem od trzech meczów gra w T-Mobile Ekstraklasie i jeszcze nie wpuścił gola.
fot. Grzegorz Dembiński
Czy Michał Probierz przyjąłby ofertę prowadzenia reprezentacji? "Jesteśmy mistrzami w gdybaniu"
Gostomski, choć ma dopiero 25 lat, zwiedził już trochę klubów w bramkarskiej przygodzie. Urodził się w Kartuzach i pierwsze kroki stawiał w juniorskiej drużynie Cartusii. Później, wciąż jako junior, występował w Kaszubii Kościerzyna i MSP Szamotuły. Pierwszym klubem seniorskim w karierze Gostomskiego był Uran Trzebicz, skąd trafił do Sokoła Pniewy. W 2006 roku wydawało się, że chwycił byka za rogi. Trafił do Legii Warszawa, w której spędził dwa lata.
Nie było mu jednak dane zadebiutować w krajowej elicie. Zamiast tego dalej zwiedzał polskie kluby. Trafił do Zagłębia Sosnowiec, a potem znowu do Legii, a następnie Odry Wodzisław Śląski. Zniechęcony częstymi zmianami klubów wrócił na Pomorze. Pół roku spędzone w Bałtyku to była dla niego porażka. Wydawało się, że popadł na zawsze w piłkarski niebyt. Wtedy jednak pojawiła się oferta z Bytovii i po wahaniach Gostomski ją przyjął. To była trafiona decyzja.
- Maciek, przychodząc do Bytowa, był przekreślony w polskiej piłce. Zniechęcono się do niego i był rozbity psychicznie - wspomina Waldemar Walkusz, który wówczas był trenerem Bytovii. - W Bałtyku z niego zrezygnowano. Słyszałem lekko drwiące komentarze, że po co bierzemy takiego bramkarza. Kiedy powiedziałem w klubie, że jestem nim zainteresowany, to usłyszałem, że po co nam człowiek, który nie sprawdził się w wielu klubach. Ja widziałem jego możliwości, przede wszystkim znakomite warunki fizyczne. Co ważne, nie tylko jest dobry na przedpolu, ale też na linii bramkowej. Udało mi się przekonać w Bytowie ludzi odpowiedzialnych za transfery, żeby został z nami. Przez honor i ambicję Maciek nie chciał przyjąć warunków finansowych, które mu zaproponowano. Porozmawiałem z nim na osobności, starałem się wytłumaczyć, że czasami trzeba zrobić krok w tył, aby potem wykonać dwa do przodu. Powiedziałem mu tak: "Masz pół roku, żebyś przekonał, że zasługujesz na inne traktowanie, powalcz o skład i się rozwiniesz".
- W klubie był jeszcze Mateusz Oszmaniec, teraz pierwszy bramkarz Bytovii, a ja starałem się dawać im szansę gry w równym stopniu. Po okresie zimowym to Maciek stał się numerem jeden w Bytovii. Pokazał wszystkim, że warto na niego stawiać. Miał doskonałe mecze w drugiej lidze i nieraz zawdzięczaliśmy mu zwycięstwo - dodaje Walkusz.
Gostomski mógł grać w Lechii. Pojawił się nawet na treningu u trenera Probierza, ale po jednych zajęciach wszystko się rozmyło. - Nigdy w Lechii nie grałem, więc nie jestem specjalnie przywiązany do tego klubu. Bardziej cieszę się na mecz w Gdańsku, że zagram w regionie, w którym się wychowałem. Do Lechii mogłem trafić dwa razy. Najpierw zainteresowany mną był trener Bogusław Kaczmarek, ale został zwolniony i wiedziałem, że temat padł. Potem przyjechałem na jeden trening. Inna była umowa, a inaczej to wyglądało. I wbrew temu co potem się mówiło, to nie Lechia zrezygnowała ze mnie, ale ja nie chciałem zostać w Gdańsku - mówi zdecydowanie Gostomski w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim".
Trener Walkusz jest zdziwiony, że ten bramkarz nie broni w Lechii lub Arce, ale wierzy, że w Lechu może być bramkarzem na lata. - Jestem wręcz o tym przekonany - mówi bez wahania Walkusz. - Maciek był w Lechii, ale poszło o testy. W Gdańsku miał zostać tydzień na sprawdzianach, a on chciał podpisać kontrakt, bo wiedział, że nieraz był obserwowany. Miał oferty zagraniczne, między innymi z Portugalii, ale nie z najwyższej ligi. Chciał jednak grać w polskiej ekstraklasie i się pojawiła oferta z Lecha. Starałem się mu doradzić, żeby nie podpisywał dłuższego kontraktu, żeby dał sobie rok na wywalczenie miejsca w składzie. Był wolnym zawodnikiem, więc Lech specjalnie niczym nie ryzykowała. Maciek to pracowity, solidny człowiek, ułożony i wie, czego chce. To bramkarz, przed którym stoi przyszłość. Ma 25 lat i już jest doświadczony. Wskoczył do składu Lecha i w trzech meczach nie dał się pokonać.
- Cieszę się, że na razie mi się udaje. Potrafiłem przekonać do siebie trenerów Lecha. Czuję się dobrze, nie wpuściłem jeszcze gola w ekstraklasie i oby ta bajka trwała jak najdłużej - mówi Gostomski.
Były trener Bytovii mocno wierzy, że Maćkowi się uda i teraz będzie robił bramkarską karierę. - Maciek będzie chciał coś udowodnić, przyjeżdżając do Gdańska. Dziwię się trochę, bo w regionie są Lechia i Arka, trenerzy mogli go obserwować, a tymczasem musiał wyjechać do Poznania, żeby w ogóle zaistnieć. Dałem mu szansę odbudowania się i mam satysfakcję, bo widzę w nim talent. Skauci Lechii i Arki mogą żałować. Uważam, że w jednym z tych klubów dziś powinien być. Tymczasem jest w Lechu i życzę mu jak najlepiej. Niech wyrośnie na miarę bramkarza reprezentacji Polski, bo stać go na to - zakończył Walkusz.
Gostomski wywodzi się z Pomorza, ale w Lechii nigdy nie zagrał. Z kolei Hubert Wołąkiewicz i Łukasz Trałka, dziś piłkarze Lecha, nie pochodzą z Gdańska i okolic, a jednak występowali w biało-zielonych. I obaj byli kluczowymi zawodnikami gdańskiego zespołu. Kwestie finansowe zadecydowały o tym, że musieli zmienić barwy klubowe, ale na brak ofert nie mogli narzekać. Strata tych piłkarzy na pewno była odczuwalna. Trałka wrócił z niebytu do piłkarskiej rzeczywistości, bo właśnie w Gdańsku dostał szansę odbudowania swojej formy. Defensywny pomocnik był liderem środka pola i już po roku opuścił Lechię. Najpierw trafił do Polonii Warszawa, a następnie do Lecha Poznań. W każdym z tych klubów był czołową postacią i trenerzy pokładali w nim duże nadzieje. Teraz przyjedzie z Lechem do Gdańska i będzie trzeba na tego wszechstronnego piłkarza uważać.
Wołąkiewicz z kolei nie mógł odnaleźć się w Lechu, bo ówczesny trener Franciszek Smuda nie widział dla niego miejsca w składzie. Hubert nieraz był obserwowany przez skautów biało-zielonych, którzy wydali o nim bardzo dobre opinie. Trafił do Lechii i z miejsca stał się kluczowym graczem bloku defensywnego. Grał na środku obrony, ale i na lewej stronie. To piłkarz bardzo skuteczny w odbiorze, zdecydowany, potrafi rozegrać piłkę od własnej połowy boiska albo popisać się długim, precyzyjnym zagraniem. Żal, że odszedł, bo taki zawodnik Lechii by się bardzo przydał. Wołąkiewicz pierwszy okres w Lechu miał trudny. Musiał pogodzić się z twardą rywalizacją o miejsce w składzie i z tym, że siadał na ławce rezerwowych. Z czasem jednak radził sobie coraz lepiej, grał więcej. Dziś jest kluczowym piłkarzem Lecha, jeśli chodzi o grę obronną. Zbiera przy tym bardzo dobre oceny.