Na kaca mecz z Pogonią... 60 lat temu ŁKS po raz pierwszy zmierzył się z „Portowcami” w ekstraklasie
Premierowe boje ełkaesiaków z Pogonią w najwyższej klasie rozgrywkowej zbiegły się ze zmierzchem wielkiej drużyny „Rycerzy Wiosny” i pierwszymi meczami łodzian w europejskich pucharach.
fot. Władysław Soporek, jedna z legend ŁKS, król strzelców z 1958 roku [Fot. Archiwum Jacka Bogusiaka]
Kiedy w kwietniu 1959 roku ŁKS po raz pierwszy w historii zmierzył się w ekstraklasie z Pogonią Szczecin należał w kraju do potentatów. Zaledwie sześć miesięcy wcześniej w Chorzowie słynni „Rycerze Wiosny” przypieczętowali swój pierwszy w dziejach mistrzowski tytuł. Wydawało się, że na drużynę Władysława Króla nie będzie mocnych także w nowym sezonie, ale od początku rozgrywek gra łodzianom wyraźnie się nie kleiła. Dlaczego?
Nasyceni?
Dwa lata wcześniej w Zabrzu narodzili się „Rycerze Wiosny”. W 1957 roku ŁKS zajął trzecie miejsce w lidze i zdobył Puchar Polski, czyli pierwsze w swojej historii tak cenne trofeum. W kolejnym sezonie poprawił jeszcze wspomnianym mistrzostwem. Głód sukcesu został zaspokojony z nawiązką i był to, jak nie trudno się domyślić, początek końca wielkiej drużyny.
Nie pomogło i to, że zespół został pozbawiony serca i płuc. Wiesław Jańczyk wyjechał do Australii, a Roberta Grzywocza z gry wyeliminowała poważna kontuzja. Na domiar złego co chwila z urazami zmagali się Henrykowie Stusio, Szczepański, Szymborski oraz Władysław Soporek, których częściej niż na boisku spotkać można było na rekonwalescencji w Ciechocinku. Dwadzieścia, trzydzieści a niekiedy i trzydzieści pięć tysięcy widzów, bo tyle w tamtym czasie przychodziło na stadion w al. Unii 2, przecierało oczy ze zdumienia. ŁKS coraz rzadziej przypominał zespół, na którego wcześniej nie było w kraju mocnych.
Mecz z Pogonią, pierwsze w historii starcie w ekstraklasie tych zespołów, potwierdził, że łodzianie zmagają się z kryzysem – „W grze ŁKS w dalszym ciągu nie widać poprawy. Szybkość, wybieganie na pozycję, duch bojowy, niezbędne czynniki do uzyskania zwycięstwa – tego wszystkiego łodzianie nie odnaleźli w Szczecinie, toteż gra ich była tak nieskuteczna. Celny strzał pomocnika Sławomira Sarny uratował im jeden punkt” – podsumował zakończone remisem 1:1, a rozegrane 26 kwietnia 1959 roku zawody „Dziennik Łódzki”.
Tylko remis
Do rewanżu doszło niespełna pięć miesięcy później. Zaledwie cztery dni przed drugim meczem z Pogonią ełkaesiacy zadebiutowali w europejskich pucharach, lecz nie była to udana premiera. W dziwacznych okolicznościach mistrz Polski przegrał z „kelnerami” z Luksemburga aż 0:5. Powstało wiele teorii tłumaczących kompromitującą klęskę w meczu, który łodzianie mieli obowiązek w cuglach wygrać. Sztuczne oświetlenie, nisko zamontowane reflektory, problemy ze wzrokiem bramkarza Jana Bema (sic!) i fatalny stan murawy nie powinny przeszkodzić „Rycerzom Wiosny” w ograniu znacznie niżej notowanego rywala. Stało się inaczej, a kaca po nieudanym wyjeździe do Esch-sur-Alzette ełkaesiacy zamierzali wyleczyć w starciu z Pogonią.
Niestety, łodzianie nie zdołali się zrehabilitować, bo remis 3:3 na własnym boisku ze słabiutką wówczas Pogonią za zadośćuczynienie po blamażu w Luksemburgu uznać niepodobna.
„Oczywiście publiczność, która spodziewała się murowanego sukcesu, do czego po klęsce luksemburskiej nie miała najmniejszego prawa, nie była zadowolona z wyniku” – stwierdził sprawozdawca „Dziennika Łódzkiego”, a potem narzekał, że mistrz Polski gra bez rozmachu i szybkości. Przy tej okazji dostało się trenerowi Władysławowi Królowi, który zdaniem ekspertów źle przygotował drużynę (krytykowano zwłaszcza treningi łodzian, w trakcie których piłkarze często grywali na małe bramki).
ŁKS w meczu z Pogonią trzykrotnie obejmował prowadzenie (po golach Henryka Szymborskiego, Jerzego Wieteskiego i Henryka Sassa), ale za każdym razem szczecinianie doprowadzali do wyrównania. Bramkę na 3:3 „Portowcy” zdobyli cztery minuty przed końcem meczu. Drużyny podzieliły się punktami.
Dziesięć dni później „Rycerze Wiosny” pokonali 2:1 w rewanżowym meczu Juenesse, ale strat z pierwszego spotkania pomimo dużej przewagi nie zdołali odrobić. Do następnej rundy Pucharu Europy Mistrzów Klubowych (poprzednik Ligi Mistrzów) awansowali luksemburczycy, którzy wkrótce zmierzyli się z Realem Madryt. Przygoda życia, bo za taką należałoby uznać możliwość zmierzenia się z gigantami epoki w osobie Ferenca Puskása, Alfredo Di Stéfano czy Francisco Gento przeszła ełkaesiakom obok nosa.
Sezon 1959 łodzianie zakończyli na ósmym miejscu w tabeli. Pogoń Szczecin zajęła dziesiątą lokatę i rzutem na taśmę zapewniła sobie utrzymanie w ówczesnej pierwszej lidze. Na kolejny mecz w europejskich pucharach kibicom ŁKS przyszło po tym czekać trzydzieści pięć lat.
Lubią grać z Pogonią
Niedzielne starcie będzie już 69. ligowym pojedynkiem ŁKS z Pogonią. W rywalizacji ze szczecińskim zespołem ełkaesiacy mogą pochwalić się imponującym bilansem, bo z 68 rozegranych w lidze spotkań, łodzianie wygrali aż 32 (Pogoń wygrała 14 meczów, a 22 spotkania zakończyły się podziałem punktów). Co więcej, w ekstraklasie „Portowcy” po raz ostatni pokonali ŁKS dwadzieścia siedem lat temu, a na wygraną w elicie w al. Unii 2 „Portowcy” czekają od 1987 roku! Ostatni mecz w ekstraklasie pomiędzy tymi drużynami zakończył się zwycięstwem ełkaesiaków. Wiosną 2006 roku ŁKS wygrał w Szczecinie 1:0 po golu Ensara Arifovicia.