menu

Motorowcy wygrali ze Startem i... arbitrem

18 kwietnia 2011, 19:02 | Marcin Puka / Kurier Lubelski

Piłkarze Motoru Lublin pokonali przed własną publicznością Start Otwock 2:1 i wciąż liczą się w walce o zachowanie drugoligowego bytu. Wygrana jest tym cenniejsza, iż gospodarze zagrali w osłabionym składzie (kontuzje), na fatalnie przygotowanym boisku i mieli za przeciwnika również... sędziego z Tarnowa.

Przemysław Żmuda dalej wierzy w utrzymanie
Przemysław Żmuda dalej wierzy w utrzymanie
fot. Polskapresse

To, co wyprawiał arbiter śmiało można nazwać skandalem. Ilość jego błędów porażała. Co ciekawe, mylił się tylko w jedną stronę, na niekorzyść lublinian.

Najpierw w 23. minucie, sędzia odgwizdał pozycję spaloną Marka Fundakowskiego, który wychodził sam na sam z Dawidem Bułką. To była sporna sytuacja, lecz w 28. minucie nikt już nie powinien mieć żadnych wątpliwości. Fundakowski znów byłby w sytuacji oko w oko z bramkarzem Startu, lecz tuż przed polem karnym był faulowany przez Patryka Kamińskiego. Miejscowym należał się rzut karny, a zawodnikowi gości czerwona kartka. Z niedowierzaniem głową kręcili nawet działacze z Otwocka..

To nie był koniec pomyłek sędziego. W 71. min., Fundakowski uderzył w poprzeczkę, a z celną dobitką pośpieszył Prędota. Sędzia gola nie uznał, twierdząc, że napastnik Motoru był na pozycji spalonej. O nim mowy być nie mogło, bo Prędota nadbiegał zza pleców Fundakowskiego.

Chwilę później Start wyrównał. Bramkę zdobył Igor Migalewski, którego dobrze powinni kojarzyć kibice w naszym regionie. Migalewski ma za sobą epizody w Spartakusie Szarowola i Hetmanie Zamość. Tuż po golu wyrównującym powinien być rzut karny dla Motoru. Piłkę ewidentnie ręką zagrywał jeden z obrońców gości, jednak arbiter nie zareagował. Wszystko skończyło się na szczęście sprawiedliwie, bo do siatki trafił Przemysław Żmuda.

Motor od początku meczu uzyskał przewagę i miał kilka świetnych sytuacji. O dziwo, na klepisku przy Al. Zygmuntowskich, lublinianie przeprowadzali składne akcje po ziemi. Imponował szczególnie Rafał Niżnik, który dobrze operował piłką, co rusz posyłając do kolegów znakomite podania. - Chciałbym mieć takiego piłkarza. Rafał Niżnik to skarb. Brał na siebie ciężar gry w defensywie i ofensywie. Myślę, że w dużej mierze to on wygrał dla Motoru ten mecz - zachwalał pomocnika Dariusz Dźwigała, trener podwarszawskiego zespołu, który spadł już praktycznie z ligi.

Lublinianie mogli to spotkanie wygrać znacznie wyżej, ale nie wykorzystali wielu znakomitych okazji. W kolejnych spotkaniach muszą być o wiele skuteczniejsi, szczególnie na wyjazdach. Najważniejsze, że żółto-biało-niebiescy znów pokazali wielki charakter, niesamowitą wolę zwycięstwa i w nagrodę mają trzy cenne punkty.


Polecamy