Motor Lublin - Resovia 1:1. Decydowała gra do końca
Gole w końcówkach pierwszej i drugiej połowy ustaliły wynik sobotniego meczu w Lublinie. Motor zremisował po bezbarwnej grze z faworyzowaną Resovią 1:1. Taki wynik z pewnością bardziej cieszy ekipę Piotra Świerczewskiego.
Od początku tempo i płynność gry na stadionie przy Al. Zygmuntowskich w Lublinie nie mogły zachwycać. Akcja toczyła się głównie w środku pola, gdzie było sporo zaciętej walki. Tego można się było spodziewać. Zawodnicy obu drużyn dosyć często próbowali grać długimi podaniami, które zwykle kończyły się stratami piłki.
Pierwsza, godna odnotowania sytuacja, miała miejsce w piętnastej minucie meczu. Dynamiczną indywidualną akcją popisał się Tomasz Ciećko. Pomocnik minął w środku boiska obrońcę i błyskawicznie popędził na bramkę gospodarzy. Zawodnik wpadł w pole karne i gdy znalazł się w sytuacji sam na sam z Oszustem, minimalnie chybił. To powinien być gol.
Niemal do samego końca pierwszej połowy nie działo się nic ciekawego. No właśnie, niemal. Gdy wydawało się, że zespoły będą schodzić do szatni przy bezbramkowym remisie, goście zdążyli przeprowadzić jeszcze ostatnią akcję. Dośrodkowanie z lewej flanki spadło wprost na głowę Damiana Buczyńskiego, który nieczysto trafił w futbolówkę. Ta odbiła się od murawy i wpadła do bramki obok nieporadnie interweniującego bramkarza Motoru. Przy straconym golu zawiniła zarówno źle ustawiona defensywa gospodarzy, jak i bramkarz, który z takim strzałem powinien sobie spokojnie poradzić. Podopieczni Tomasza Tułacza grali do końca i to im się opłaciło. Od razu po golu dla Resovii arbiter odgwizdał koniec pierwszej części meczu.
Początek drugiej połowy niczym nie zaskoczył, obraz gry niewiele zmienił się w stosunku do pierwszych czterdziestu pięciu minut. „Żółto-biało-niebiescy” próbowali przejąć inicjatywę i zaatakować rywala. Lublinianom brakowało jednak kreatywności oraz argumentów w ataku. Gospodarze często próbowali uderzać z dystansu, z reguły bardzo niecelnie. W sześćdziesiątej dziewiątej minucie świetną paradą popisał się Mateusz Oszust, wybijając mocny strzał Dariusza Frankiewicza. Golkiper Motoru w ten sposób po części zrehabilitował się za błąd przy straconym golu w pierwszej połowie.
Wszystko wskazywało na to, iż faworyzowana Resovia wywiezie z Lublina komplet punktów. Jednak podopieczni Piotra Świerczewskiego potrafią uczyć się na własnych błędach. „Motorowcy” wyciągnęli wnioski z końcówki pierwszej połowy i tym razem to oni zagrali do końca. W osiemdziesiątej dziewiątej minucie z prawej strony w pole karne dośrodkował Damian Falisiewicz. Podanie dotarło na głowę wprowadzonego w drugiej części Michała Ciarkowskiego, który precyzyjnym strzałem pokonał bezradnego bramkarza Resovii. Nieoczekiwanie Motor zdołał uratować remis w ostatnich sekundach meczu.
Po raz kolejny na stadionie zabrakło miejscowych kibiców, którzy kontynuują swój protest. Niezłą frekwencją popisali się za to goście z Rzeszowa, przyjeżdżając na Lubelszczyznę w sile kilkudziesięciu osób. Niestety, oprócz obecności, fani Resovii nie zaprezentowali swojego dopingu, gdyż całe spotkanie… oglądali w ciszy.
Podział punktów z pewnością nie zadowala rzeszowian, którzy do Lublina przyjeżdżali po zwycięstwo. Jedno oczko wywalczone w sobotniej potyczce pozwoliło lublinianom wydostać się ze strefy spadkowej. Tyle samo punktów co Motor, czyli dziewięć, mają także Siarka Tarnobrzeg oraz Świt Nowy Dwór Mazowiecki. „Żółto-biało-niebiescy”, dzięki lepszemu bilansowi bramek i bezpośrednich meczów, znajdują się obecnie nad tymi ekipami, na szesnastym miejscu w tabeli. Resovia z kolei zanotowała minimalny spadek, z czwartej na piątą lokatę. „Sovia” do liderującej Wisły Puławy traci niewiele, bo tylko trzy punkty. Kolejne mecze już za tydzień. Podopieczni Świerczewskiego zagrają w Tarnobrzegu z przedostatnią Siarką. Rzeszowian czeka spotkanie na własnym boisku ze Stalą Stalowa Wola.