MKS Kluczbork wyrwał punkt w Gdyni. Arka znowu zawiodła
Zawodnicy Grzegorza Nicińskiego nie wygrali trzeciego meczu z rzędu. Dość niespodziewanie punkt wyrwali im w końcówce zawodnicy MKS-u Kluczbork.
fot. Piotr Kwiatkowski
Trener Niciński zachował się jakby posłuchał głosu dziennikarzy i kibiców. Po pierwsze na ławce siadł Sobieraj, którego obarczano odpowiedzialnością za cztery z ostatnich sześciu straconych przez Arkę goli. Po drugie zabrakło w składzie Renusza, który jak sam twierdzi gra dobrze. Po trzecie, to nie Rafał Siemaszko miał grać przed Tomasiewiczem, a Paweł Abbott.
O ile grę Abbotta można w tym sezonie naprawdę docenić, to nie jest on „killerem” pola karnego. Dużo pracuje w okolicach szesnastki ściągając na siebie obrońców i momentami naprawdę świetnie rozgrywa piłkę. Brakuje mu jednak tego, z czego rozlicza się napastnika - goli. Wszyscy kibice nadal pamiętają mu niewykorzystaną sytuację z meczu z GKS Katowice, gdy minął bramkarza i huknął w poprzeczkę z kilku metrów.
W tym meczu napastnik Arki dołożył kolejną niewykorzystaną setkę. Po znakomity crossie od Nalepy wyszedł sam na sam, błąd popełnił Pogorzelec nie wychodząc do piłki, ale Abbott z woleja huknął w słupek.
Gdy wydawało się że krytycy Abbotta dostaną kolejny mecz pełen argumentów przeciwko niemu znakomicie piłkę wzdłuż bramki głową dograł Marcus, a popularny „Ubott” huknął z 5 metrów w samo okienko bramki. Kibice z radości zaśpiewali podobnie jak fani Huddersfield na filmiku poniżej.
A Kluczbork? Paradoksalnie to goście mogli już w pierwszych 10 minutach być może nawet rozstrzygnąć mecz, ale pudłowali zarówno Kowalczyk jak i Sobczak. Szczególnie ten drugi dawał się obronie Arki we znaki, a po jego strzale znokautowany został Jałocha, który ofiarnie interweniował własną twarzą.
Arka została jednak w tym meczu skarcona za swój minimalizm. Od około 70. minuty gospodarze grali na luzie, nie szarżowali na bramkę rywali, którzy to wykorzystali. Niepotrzebne piąstkowanie Jałochy, piłka trafia pod nogi Nowackiego, ten dośrodkowuje i Kojder uderza głową tak, że nawet duży zasięg ramion nie pomógł bramkarzowi Arki w uratowaniu tej sytuacji.
Niciński skakał ze złości przy linii bocznej, dyrektor sportowy Arki Edward Klejndinst skakał ze złości na swoim miejscu, część kibiców gwizdało ze złości. Ogólnie panowało w końcówce jedno wielkie wkurzenie, przynajmniej po stronie Arki, złość, która jednak nie przełożyła się na gola w końcówce. Mógł go za to zdobyć Giel, ale Jałocha stanął na wysokości zadania. 1:1 to wynik, który cieszy pewnie tylko gości, szczególnie patrząc na przebieg gry. Kto wie, może to koniec czasu Grzegorza Nicińskiego w Arce?