MKS Kluczbork pokazał Gryfowi miejsce w szeregu
W smutnych nastrojach murawę boiska po spotkaniu 10. kolejki II ligi opuszczali piłkarze Gryfa Wejherowo. Przed własną publicznością gryfici przegrali z MKS Kluczbork aż 1:4.
fot. Piotr Kwiatkowski
W sobotnim meczu widzieliśmy dwa oblicza wejherowskiego Gryfa. W pierwszej połowie, żółto-czarni przez większość czasu dominowali. Gryfici szybko wymieniali między sobą podania i kilkakrotnie zagrozili bramce strzeżonej przez Mateusza Abramowicza. Natomiast goście ograniczali się głównie do wybijania piłek na połowę gryfitów. Jako pierwszy z Gryfa szansę na wpisanie się na listę strzelców miał Michał Fidziukiewicz. Rafał Siemaszko okiwał obrońcę MKS, wbiegł z piłką w pole karne i dograł w okolice "jedenastki". Niestety, "Fidzi" nie czysto trafił w futbolówkę.
Lepszą precyzją w 21 min. wykazał się Grzegorz Gicewicz. Po podaniu od Siemaszki, przedryblował defensora z Kluczborka i mierzonym strzałem pokonał golkipera gości. Kiedy wydawało się, że gryfici jednobramkowe prowadzenie spokojnie "dowiozą" do przerwy, bramkę "do szatni" zdobył zespół ze Śląska. Po akcji Adama Deji i Wojciecha Hobera ten drugi pokonał Wojciecha Ferrę.
Na drugą połowę piłkarze Gryfa Orlex wyszli rozkojarzeni. Żółto-czarni grali bez pomysłu, ich akcje były czytelne i rozgrywane powoli. Wykorzystał to zespół gości i w drugich 45-minutach strzelili wejherowianom trzy gole. Najpierw w 51 min. po dośrodkowaniu Hobera do własnej bramki piłkę głową wpakował Adrian Kochanek, w 58 min. po podaniu Rafała Niziołka bramkę zdobył Michał Kojder, a w 88 min. gryfitów dobił Niziołek strzelając gola na 1:4.
- W meczu z Kluczborkiem, po porażce z Bytovia (0:4), chcieliśmy się odbudować, dlatego zagraliśmy ofensywnie - mówił Dawid Pomorski, asystent trenera Gryfa Orlex. - Gdybyśmy po strzeleniu bramki na 1:0 stanęli z tyłu i grali niskim pressingiem, to byśmy więcej bramek strzelić nie mogli. Chcieliśmy zagrać dla kibiców. Nikt się nie spodziewał, że w drugiej połowie zagramy, tak jak zagraliśmy - dodał.