menu

Mistrza już mamy, na spadkowiczów czekamy – podsumowanie 28. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

27 maja 2013, 22:22 | Jakub Królak

Mimo słabego meczu i straconych dwóch punktów w meczu z Widzewem Legia zdobyła pierwszy od siedmiu lat tytuł mistrzowski. Kolejorz przegrał u siebie z Podbeskidziem, czym ucieszył nie tylko Wojskowych i Górali, ale też Śląsk, który jest już pewny gry w pucharach. Nic nie jest za to pewne w dole tabeli, gdzie wciąż trwa mordercza walka o utrzymanie. Co jeszcze działo się na ligowych boiskach? Zapraszamy na podsumowanie 28. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.

Piast Gliwice 1:1 Korona Kielce – beniaminek zrzucony z podium

Ostatnie tygodnie były dla ekipy z Gliwic niezwykle udane. Bezbramkowy remis z Legią oraz wygrane z Ruchem, Śląskiem i Podbeskidziem pozwoliły podopiecznym Marcina Brosza wspiąć się na podium rozgrywek. Kiedy jednak trzeba było zrobić najłatwiejszy od kilku tygodni krok w stronę europejskich pucharów, Piastowi powinęła się noga. W dodatku to goście z Kielc byli bliżsi odniesienia zwycięstwa, ponieważ przed szansą na gola z rzutu karnego stanął Paweł Golański. Bohater meczu z Jagiellonią nie wytrzymał jednak presji i ostatecznie mecz zakończył się podziałem punktów. Gliwiczanie wciąż są jednak bardzo blisko Europy. Jeżeli za tydzień pokonają Polonię, będą już pewni występu na międzynarodowej arenie.

Po przegranej z Wisłą Korona wyraźnie wzięła się w garść i w ostatnich spotkaniach prezentuje niezłą formę. Przed tygodniem kielczanie roznieśli Jagiellonię, zwyciężając ją aż 5:0, zaś w czwartkowy wieczór postawili się rewelacji rozgrywek. Nie był to może wybitny mecz w ich wykonaniu, ale z wyniku na pewno mogą się cieszyć. Był to pierwszy mecz bez Macieja Korzyma, który przed tygodniem doznał fatalnej kontuzji i minie jeszcze sporo czasu, zanim ponownie włoży na nogi piłkarskie buty. Zastępującemu go Kamilowi Adamkowi do klasy byłego napastnika Legii brakuje jeszcze bardzo dużo, choć pozytywem jego występu była zdobyta bramka. Pod nieobecność Korzyma szansę na grę może dostać testowany w Kielcach Słoweniec Dejan Zigon, który w rodzimej lidze należy do czołówki napastników.

Wisła Kraków 1:1 Ruch Chorzów – Niebiescy nadal w tarapatach

Wielu kibiców nie zdążyło jeszcze włączyć telewizorów, kiedy Filip Starzyński pewnie wyegzekwował rzut karny i wyprowadził chorzowian na prowadzenie. Wiślacy co prawda już dawno spisali ten sezon na straty, ale w meczu przed własną publicznością nie zamierzali odpuszczać. Osman Chavez, który fatalną interwencją sprokurował jedenastkę, ponownie wystąpił w roli głównej trzynaście minut później, ale tym razem był bohaterem pozytywnym. Po zamieszaniu w polu karnym Ruchu skierował piłkę do siatki, zdobywając, jak się później okazało, gola na wagę jednego punktu. Można zresztą powiedzieć, że w tym meczu nie działo się nic ciekawego bez udziału Honduranina. W 69. w spektakularny sposób powstrzymał wychodzącego sam na sam Jankowskiego i tym samym uratował swój zespół przed pewną niemal bramką.

Dla Niebieskich zwycięstwo nad Wisłą było by spełnieniem marzeń. Trzy punkty dawałyby już prawie pewne utrzymanie, bo przewaga nad Bełchatowem wzrosłaby do 5 punktów. Podopieczni Jacka Zielińskiego i tak mogą być jednak umiarkowanie zadowoleni, bo punkty stracili również Brunatni. Gdyby w Gdańsku bełchatowianie dowieźli prowadzenie do końca (zabrakło im do tego dosłownie kilku minut), przewaga Ruchu nad GKS-em zmalałaby do zaledwie jednego oczka. Gol Grzegorza Rasiaka bez wątpienia niezwykle ucieszył zawodników z Chorzowa, ale powodów do optymizmu nadal nie mają zbyt wielu. W czwartek Bełchatów zmierzy się z fatalnie grającą Jagiellonią, a Ruch podejmie nowego mistrza, jest więc możliwe, że po następnej te zespoły zrównają się ze sobą punktami.

Widzew Łódź 1:1 Legia Warszawa – Koronacja bez pompy

Widzewiacy zapewne nie robili sobie specjalnych nadziei przed piątkowym meczem. Do Łodzi przyjeżdżał w końcu lider tabeli, a w powstrzymaniu najlepszej ofensywy w lidze nie mógł pomóc przywódca łódzkiej obrony, wykartkowany Thomas Phibel. Okazało się jednak, że nie taka Legia straszna, jak ją malują. Oczywiście to przyjezdni prowadzili grę i mieli sporą przewagę w posiadaniu piłki, ale Widzew umiejętnie się bronił i nie dopuścił do zbyt wielu groźnych sytuacji dla Legii. Również w ataku podopieczni Radosława Mroczkowskiego stworzyli kilka dobrych akcji, w których szczególnie aktywny był Bartłomiej Pawłowski. Pomocnik Widzewa, który w piątkowym meczu wywalczył rzut karny, jest podobno w kręgu zainteresowań Legii i bez wątpienia pokazał, że nie bez powodu wpada w oko działaczom różnych klubów.

Z pewnością więcej można było oczekiwać od stołecznego klubu, który przed tygodniem pokonał Lecha i przybliżył się do tytułu mistrzowskiego na centymetry. Swego zadania legioniści nie potrafili jednak dokończyć w Łodzi i gdyby nie niespodziewana porażka Kolejorza, przed dwoma ostatnimi spotkaniami podopiecznych Jana Urbana czekałoby jeszcze sporo nerwów. Walczący o utrzymanie Ruch z pewnością by nie odpuścił, podobnie jak Śląsk, który chciałby zająć miejsce na podium. Wojskowym znów pomógł jednak Lech, do którego w ostatnim czasie Legia ma niezwykłe szczęście. Oby tylko nie musiała liczyć na nie w pucharach, w których chce zawojować przynajmniej tyle, co rok temu. Duża praca czeka nie tylko Jana Urbana, ale też Bogusława Leśnodorskiego, który powinien ściągnąć do stolicy kilku klasowych zawodników.


Lechia Gdańsk 1:1 GKS Bełchatów – Lechia zostaje, Brunatni jeszcze walczą

Pierwszy sobotni mecz miał zapewnić gdańszczanom spokojną końcówkę sezonu. Zadanie pozornie było dosyć łatwe – przeciwnikiem była przedostatnia drużyna ligi, a gospodarze potrzebowali tylko remisu. Okazało się jednak, że bełchatowianie absolutnie nie złożyli jeszcze broni i byli o krok od wywiezienia z Pomorza kompletu punktów. Lechia nie pokazała niczego specjalnego i zasłużyła na porażkę, ale w ostatnich minutach niesamowity ostatnio Grzegorz Rasiak ze spokojem wykorzystał błąd obrony GKS-u i skierował piłkę do siatki. Lechia jest już więc pewna utrzymania, ale kibice na pewno mają apetyt na bardziej spektakularne osiągnięcia. Bez nich ciężko będzie poprawić frekwencję, która w ostatni weekend spadła poniżej 10 tysięcy widzów. To bez wątpienia sprawa, nad którą gdańscy działacze powinni się pochylić.

Bełchatowianie po sobotnim meczu mogą pluć sobie w brodę, bo od biało-zielonych prezentowali się znacznie korzystniej i gdyby wykorzystali jedną sytuację więcej, wracaliby do domu w dużo lepszych nastrojach. Pretensje mogą mieć przede wszystkim do siebie, ale krytyka należy się też sędziemu liniowemu, który niesłusznie machnął chorągiewką, gdy Mak wychodził sam na sam z golkiperem gdańszczan. Co prawda pomocnik GKS-u wraz ze swym bratem udowodnił w Szczecinie, że nie ma takiej sytuacji, której nie potrafiliby zmarnować, ale nie zmienia to faktu, że arbiter popełnił fatalny błąd, który nie powinien zdarzać się sędziemu z poziomu Ekstraklasy. Tak czy inaczej Brunatni muszą postarać się o lepszą skuteczność w następnym meczu, w którym zmierzą się z Jagiellonią.

Lech Poznań 0:2 Podbeskidzie Bielsko-Biała – Koszmar Lecha, Górale nadal w walce

Po przegranym meczu z Legią niewielu poznańskich kibiców wierzyło w tytuł dla Kolejorza, ale chyba jeszcze mniej osób spodziewało się, że Poznańska Lokomotywa nie poradzi sobie z czerwoną latarnią ligi. Wydaje się, że porażka przy Łazienkowskiej fatalnie wpłynęła na psychikę podopiecznych Mariusza Rumaka, bo w meczu z Podbeskidziem wyglądali na zrezygnowanych i oddali trzy punkty prawie bez walki. Pod względami piłkarskimi Lech miał momenty dobrej gry, ale przy walczących o każdy centymetr boiska Góralach wyglądał tak, jakby nie miał już specjalnej ochoty do gry w tym sezonie. W sobotnie popołudnie nie zawiedli tylko kibice, którzy przy Bułgarskiej stawili się w liczbie 20 tysięcy, a w ostatniej kolejce prawie na pewno łączna frekwencja tego sezonu w Poznaniu przekroczy 300 tysięcy widzów, co będzie najlepszym wynikiem w lidze.

Sytuacja Podbeskidzia zmienia się jak w kalejdoskopie. Po beznadziejnej rundzie jesiennej kibice byli praktycznie przekonani, że Górali czeka spadek. Potem jednak drużyna przeszła niesamowitą metamorfozę i w rundzie wiosennej należy do najlepszych ekip. W ostatnich trzech meczach bielszczanie zarobili tylko jeden punkt i znów wydawało się, że szansa na utrzymanie została definitywnie zaprzepaszczona. W Poznaniu podopieczni Czesława Michniewicza (byłego trenera Lecha) musieli liczyć na cud i ten cud właśnie się wydarzył. Choć nie ma wątpliwości, że piłkarsko Podbeskidzie odstaje od Kolejorza, to jednak swoim zaangażowaniem i niesamowitą wręcz walecznością potrafili nadrobić braki w umiejętnościach i nadal mają szansę na to, by uniknąć powrotu na zaplecze Ekstraklasy.

Pogoń Szczecin 1:0 Górnik Zabrze – Portowcy bliscy sukcesu, Górnik nadal nijaki

To był kolejny już mecz o życie dla Pogoni Szczecin, która od dłuższego czasu dość rozpaczliwie walczyła o utrzymanie. Podopieczni Dariusza Wdowczyka odnieśli jednak drugie zwycięstwo z rzędu i można powiedzieć niemal na pewno, że pozostaną w Ekstraklasie. Bełchatów nie może się już potknąć, a nawet w przypadku dwóch zwycięstw Brunatnych Portowcom prawdopodobnie wystarczyłby jeden punkt. Zakończenie sezonu jest mimo wszystko rozczarowujące dla kibiców ze Szczecina, bo po bardzo przyzwoitej rundzie jesiennej wydawało się, że Pogoń może spokojnie powalczyć o miejsce w górnej połowie tabeli. Fatalna wiosna zweryfikowała te plany i z pewnością dała do myślenia szczecińskim działaczom, którzy muszą już zaczynać załatwiać letnie wzmocnienia.

Jeszcze niedawno Górnicy mogli być prawie pewni udziału w pucharach i już szukali stadionu, na którym mogliby występować w Lidze Europy. Kolejna wpadka zmniejsza szansę na międzynarodowy występ do minimum, bo sześć oczek zdobyte w dwóch ostatnich meczach nic zabrzanom nie dadzą, jeśli Piast wywalczy dwa remisy lub co najmniej jedno zwycięstwo. Trzeba powiedzieć, że ciężko byłoby się spodziewać, żeby prezentujący taką formę Górnik mógł cokolwiek zdziałać w Europie, szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że ze względu na zakaz transferowy drużyny nie wzmocni żaden sensowny piłkarz. Przed trenerem Nawałką (lub innym szkoleniowcem) stoi bardzo trudne zadanie stworzenia zespołu, który bez wstydu można będzie pokazać wiosną na nowym stadionie.


Jagiellonia Białystok 0:3 Śląsk Wrocław – Katastrofa Jagi, klasa wrocławian

Lech Poznań swoją porażką uszczęśliwił nie tylko Legię i Podbeskidzie, ale także ustępującego mistrza. Tytuł dla Legii oznacza bowiem, że w Lidze Europy zagra finalista krajowego pucharu, a więc właśnie Śląsk. Podopiecznym Stanislava Levego zależało więc na tym, by pokazać, że są godni reprezentować Polskę na międzynarodowej arenie. Choć przeciwnik od dłuższego czasu przegrywa wszystko, co tylko można przegrać i pokonanie go nie jest w tej chwili wielkim wyczynem, to jednak Śląsk pokazał, że nie jest drużyną przypadkową i zasługuje na to, by być w czołówce ligi. Z zespołu najprawdopodobniej odejdzie Sebastian Mila, który miał udział w 43% zdobytych przez wrocławian goli, ale nawet bez niego dysponują oni sporym potencjałem w ofensywie i mogą grać ładną i efektowną piłkę.

To, co w ostatnich tygodniach dzieje się w Jagiellonii, nie śniło się nawet największym białostockim pesymistom. Pięć porażek z rzędu i stosunek bramkowy 0:15 to wynik wręcz kompromitujący, a co gorsza w szybkim tempie zbliżający do strefy spadkowej. Faktem jest, że w tych pięciu meczach Jaga mierzyła się z czołową trójką, a więc Lechem, Legią i Śląskiem, ale z drugiej strony przytrafiły się też dwie przegrane z Koroną (0:5) i Widzewem (0:3). Jeszcze kilka tygodni temu całkiem prawdopodobne było, że białostoczanie awansują do pucharów, teraz są bliżej dna tabeli niż jej czuba. Degradacja nie jest raczej zbyt prawdopodobna, bo Jadze wystarczy zdobyć zaledwie punkt, ale nowy trener ekipy z Podlasia będzie miał sporo pracy w letniej przerwie.



Zagłębie Lubin 0:0 Polonia Warszawa – Bez bramek, ale z gwizdami

Nie był to z pewnością dobry mecz w wykonaniu piłkarzy Zagłębia. Lubinianie, którzy mieli walczyć o grę w Europie, spisują się przeciętnie i w ostatnich spotkaniach sezonu nie grają już właściwie o nic. W spotkaniu z Polonią wypadli bardzo blado i byli o krok od przegrania meczu, ale piłki meczowej nie wykorzystał Daniel Gołębiewski. Ciężko powiedzieć, na ile słabą postawę lubinian można tłumaczyć absencją Pawłowskiego, faktem jest jednak, że Miedziowi wyglądali wyjątkowo słabo w ataku i kompletnie nie potrafili wykorzystać nieprzeciętnych umiejętności Michala Papadopulosa. Czech, który w swoim debiutanckim sezonie na polskich boiskach strzelił już 11 bramek, nadal ma szanse na wywalczenie korony króla strzelców, ale z tak grającymi kolegami może mieć problem z tym, by powiększyć swój dorobek.

Stojąca na granicy zagłady Polonia zagrała bardzo dobre zawody i może mieć pretensje tylko do siebie, że z Dolnego Śląska nie wywiozła kompletu punktów. Wydawało się, że Czarne Koszule, które na wiosnę z każdym kolejnym meczem wydłużały swoją serię meczów bez zwycięstwa, na zakończenie sezonu spadną gdzieś w dolne rewiry tabeli. Tymczasem podopieczni Piotra Stokowca na dwie kolejki przed końcem rozgrywek wciąż mają teoretyczne szanse na zajęcie miejsca na podium. Bez względu na to, gdzie Poloniści zakończą sezon, już dziś można powiedzieć, że to oni są największymi bohaterami rozgrywek. Czarne Koszule mimo beznadziejnej sytuacji finansowej po raz kolejny sprawiły masę problemów znacznie bogatszym rywalom i przypomniały kibicom, że to nie pieniądze grają w piłkę.

Statystyki 28. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

  • Liczba goli – 14
  • Średnia goli na mecz – 1,75
  • Zwycięstwa gospodarzy – 1
  • Remisy – 5
  • Zwycięstwa gości – 2
  • Żółte kartki – 29
  • Czerwone kartki –1
  • Liczba widzów – ok. 68 tys.
  • Średnia frekwencja – ok. 8,5 tys.

Zapowiedź 29. kolejki T-Mobile Ekstraklasy

Dwa pierwsze miejsca w tegorocznym wyścigu są już obsadzone, ale wciąż nie znamy czwartej drużyny, która zagra w pucharach i dwóch spadkowiczów. Będący o krok od Ligi Europy Piast zmierzy się na wyjeździe z Polonią i już wtedy może sobie zapewnić czwartą lokatę. Podbeskidzie zmierzy się u siebie z Pogonią, a Bełchatów, również w roli gospodarza, podejmie Jagiellonię. Dla obu zespołów ze strefy spadkowej jest to ostatni dzwonek, by spróbować dogonić bezpieczną lokatę.


Polecamy