menu

Miśkiewicz: Jedno jest pewne - dałem d... po całości

1 kwietnia 2014, 13:01 | Bartosz Karcz/Gazeta Krakowska

- Nikt na mnie nie krzyczał, nikt mi nieczego nie wypominał. Koledzy nie musieli jednak nic mówić, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem - mówi Michał Miśkiewicz, bramkarz Wisły Kraków.

Zagłębie - Wisła. Klęska "Białej Gwiazdy" w ostatnich minutach [ZDJĘCIA, KRÓTKO]

Lubin nie będzie się pewnie Panu dobrze kojarzył. Dwa mecze tutaj i siedem puszczonych bramek.
Nie wiem czy można mówić, że to dla mnie przeklęte miasto. Na pewno jednak zagrałem bardzo słabo, popełniłem błędy i przez nie przegraliśmy.

Trener Franciszek Smuda brutalnie obszedł się z Panem na konferencji po meczu. Stwierdził, że ten rzut wolny to on by obronił. Jak Pan się odniesie do tych słów?
Cóż, trener ma rację. Tak jak powiedziałem, przegraliśmy ten mecz przeze mnie, więc nie dziwię się, że trener nie jest zadowolony.

Zgodzi się Pan z tezą, że tylko druga bramka dla Zagłębia nie obciąża pańskiego konta w tym spotkaniu?
Tak to wyglądało.

Ta porażka boli was jeszcze bardziej niż 1:4 z poprzedniego sezonu? Wtedy cały zespół zagrał fatalnie, a teraz przez ponad 80 minut dominowaliście na boisku.
Nie wiem czy można powiedzieć, która porażka boli mniej, a inna bardziej. Na pewno jednak w tym meczu przez większość czasu to my byliśmy lepszym zespołem. A później roztrwoniliśmy wszystko, na co pracowaliśmy przez pozostałą część spotkania.

Zaczął Pan nieźle ten mecz. Odbił Pan w pierwszej połowie piłkę na słupek, w drugiej na poprzeczkę. Wydawało się, że szczęście będzie z Panem. Co zatem się stało, że tak źle ustawił się Pan przy tym rzucie wolnym?
Trudno mi cokolwiek powiedzieć teraz na gorąco. Muszę tą całą sytuację zobaczyć jeszcze raz, przeanalizować. Jedno jest pewne - dałem d... po całości. Jest mi strasznie przykro, że zmarnowałem trud kolegów. Trudno mi powiedzieć w tym momencie coś mądrzejszego.

Koledzy w szatni mieli do Pana duże pretensje?
Nie. Nikt na mnie nie krzyczał, nikt mi nieczego nie wypominał. Koledzy nie musieli jednak nic mówić, bo doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem.

Zgodzi się Pan, że najlepszą receptą na kaca po takim meczu, jest wygranie następnego? W sobotę gracie z Widzewem w Łodzi.
I ten mecz już po prostu musimy wygrać. Stanie się tak, jeśli zagramy tak, jak w Lubinie, ale nie przez 80, a przez 90 i więcej minut. I jeszcze bramkarz musi się ogarnąć po tym wszystkim...

Gazeta Krakowska


Polecamy