Mielcarz: Nie ma strzałów, nie ma zwycięstwa
Maciej Mielcarz był mocno rozgoryczony po porażce Widzewa Łódź z Lechią Gdańsk. Do przerwy Widzew prowadził co prawda 1:0, ale w drugiej połowie łatwo dał sobie wbić dwie bramki i po raz drugi z rzędu opuszczał murawę z zerowym dorobkiem punktowym.
fot. Grzegorz Wypych Ekstraklasa.net
Kolejny comeback Lechii! Rezerwowi odwrócili losy meczu z Widzewem
Na trzy kolejki przed końcem łodzianie mają tylko pięć oczek zapasu nad strefą spadkową. A przecież przed nimi mecze z takimi rywalami jak Legia, Korona czy Podbeskidzie: - Na trzy kolejki przed końcem ciągle nie jesteśmy pewni utrzymania. Każdy punkt jest ważny, dzisiaj nawet jeden by nam się przydał. Mówi się trudno, teraz trzeba się jak najszybciej pozbierać - powiedział bramkarz Widzewa.
W poniedziałkowej konfrontacji był wyraźnie sfrustrowany postawą defensorów. Denerwował się, pokrzykiwał. Robił co mógł, ale puścił dwie bramki, przy których nie miał nic do powiedzenia: - Przy pierwszej zadecydowała głupia strata. Wyszedłem z bramki, bo liczyłem, że Hachem Abbes wygra pojedynek biegowy. Niestety Adam Duda był lepszy, dostał podanie i strzelił. Po drugim trafieniu było już po wszystkim. Byłem zasłonięty, niewiele mogłem zrobić - tłumaczy okoliczności straconych bramek.
Mielcarz miał pretensje kolegów z linii ataku: - Do końca było jeszcze wiele czasu. Zerwaliśmy się z paroma atakami, ale jak się nie strzela, to się nie wygrywa.
Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida.