Michał Nalepa, piłkarz Arki Gdynia: Mogliśmy się nie podnieść, ale pokazaliśmy charakter [ROZMOWA]
Michał Nalepa, pomocnik Arki Gdynia, po meczu cieszył się ze zwycięstwa nad Wisłą Kraków, z gry zespołu i dyspozycji fizycznej żółto-niebieskich.
fot. Fot. Przemysław Świderski
Przerwa reprezentacyjna przytrafiła się w dobrym momencie?
Przydała się. Popracowaliśmy mocniej, choć niekoniecznie nad aspektami czysto piłkarskimi, ale i takie elementy też były. Trener chciał nas przygotować na mecz z Wisłą, mieliśmy wyjść wysoko, agresywnie i spróbować jak najszybciej strzelić gola. Fizycznie dobrze wyglądaliśmy i przerwa na reprezentację przyniosła plusy, bo przydały się nam cięższe treningi. Wcześniej brakowało na nie czasu.
Mieliście rozmowy motywacyjne i to nie tylko z trenerem Leszkiem Ojrzyńskim?
Jak trener Ojrzyński jest w szatni to rozmów motywacyjnych na pewno nie brakuje. Trener starał się, żebyśmy nie załamywali się po dwóch dotkliwych porażkach. Trener motywował nas, aby wrócić na te właściwe tory z początku sezonu, kiedy wygrywaliśmy i graliśmy bardzo dobrze. Były też rozmowy między zawodnikami, głos zabrał kapitan, ale był też i prezes w szatni. To wszystko wpłynęło na nas pozytywnie.
Mecz z Wisłą też zaczął się źle, bo już w 5 minucie straciliście gola. Co sobie pomyślałeś?
Dostaliśmy dobry cios, jak od Mike'a Tysona. Na szczęście nie nokautujący. Wyszliśmy na boisko bardzo zmotywowani, nastawieni na to, żeby szybko strzelić bramkę, a sami straciliśmy gola po strzale życia Małeckiego. Trudno kogokolwiek winić, choć sam do siebie mam pretensje, że wcześniej nie przerwałem akcji, choćby faulując Carlitosa, a on podał do Małeckiego i padł gol. Ostatnią taką bramkę Małeckiego to pamiętam chyba jak siedziałem na "Górce" z pięć lat temu i wtedy też uciszył trybuny. Najważniejsze, że jeszcze przed przerwą odzyskaliśmy prowadzenie, a to pokazało, że drużyna ma charakter. Mogliśmy się załamać, dostać drugą, trzecią bramkę iść do domu, ale się nie poddaliśmy i wyszliśmy z tej opresji.
Mógł być też strzał życia Nalepy...
No mógł i pewnie gdybym zdobył bramkę, to by nie zasnął do rana. Fajna akcja wyszła z Rafałem Siemaszko i szkoda, że bramkarz obronił ten strzał. Widziałem piłkę w powietrzu, tylko się złożyć i uderzyć. Szkoda, że nie wpadła do bramki.
Wraz z Wisłą stworzyliście fajne widowisko, bo oba zespoły miały sporo okazji bramkowych?
Mecz był dobry. W pierwszej połowie mieliśmy chyba z sześć strzałów, choć fakt, że niecelnych. Dochodziliśmy jednak do sytuacji strzeleckich. Trzy gole padły w pierwszej połowie i na pewno dużo działo się na boisku. Myślę, że to też efekt naszej pracy podczas przerwy reprezentacyjnej i dobrej dyspozycji fizycznej. Wytrzymaliśmy mecz grając wysoko i wycofaliśmy się trochę w końcówce, jak prowadziliśmy 3:1.
Po raz drugi z rzędu w ekstraklasie w karierze zagrałeś w podstawowym składzie. Ten mecz ustabilizował Twoją pozycję?
W każdym meczu trzeba dawać z siebie sto procent i pokazywać się z dobrej strony. Na każdej pozycji jest po dwóch, a nawet po trzech zawodników na równym poziomie i trener sam powtarza, że zagra się jeden słabszy mecz i się wypada. Staram się robić to, co do mnie należy. Myślę, że w pierwszej połowie mogłem zagrać trochę lepiej. Zdrowia i serca nie zabrakło, ale mówię o kwestiach czysto piłkarskich. Mam nadzieję, że tym występem przybliżyłem się do gry w następnym meczu. Wiadomo, że każdy z nas chce grać jak najwięcej. Zobaczymy jak będzie, bo może trener postawi na inną taktykę i będę musiał usiąść na ławce. Będzie wtedy trzeba to przyjąć na klatę i kibicować kolegom. Taka jest piłka.
TOP sportowy: zobacz hity internetu