menu

Mariusz Sacha: Jeszcze zagram w Ekstraklasie [WYWIAD, ZDJĘCIA, WIDEO]

6 lutego 2014, 10:00 | Bartosz Michalak

Były młodzieżowy reprezentant Polski, uczestnik mistrzostw Europy U-19 w 2006 i mistrzostw świata U-20 w 2007 od rundy wiosennej obecnego sezonu będzie grał w drugoligowej Stali Stalowa Wola. Były piłkarz m.in. Podbeskidzia i Cracovii, mimo że od dwóch lat nie gra na poziomie ekstraklasy, jest przekonany, że jeszcze do niej powróci.

Sylwetka
fot. screen youtube
Mariusz Sacha związał się 1,5-rocznym kontraktem ze Stalą Stalowa Wola, z którą chciałby powalczyć o awans do I ligi.
fot. ARKADIUSZ KIELAR / Echo Dnia
Mariusz Sacha jako piłkarz Cracovii
fot. screen youtube
Z Podbeskidziem Sacha wywalczył historyczne utrzymanie w ekstraklasie.
fot. screen youtube
1 / 4

Po sytuacji jaką przeżyłem w Bytomiu będę usatysfakcjonowany, jeśli w Stali pieniądze co miesiąc będą wpływać na konto… - bolesna i smutna okazała się dla Ciebie rzeczywistość.
Co zrobić… Mam nadzieję, że w końcu trafiłem do klubu, w którym będę mógł się skupić tylko i wyłącznie na dobrej grze. Wówczas skorzysta na tym Stalówka, skorzystam na tym ja.

Ile jest Ci dłużna Polonia Bytom?
Nie chcę mówić o konkretnych kwotach, ponieważ w ostatnich tygodniach doszedłem z włodarzami tego klubu do porozumienia jeśli chodzi o spłatę tych zaległości. Zgodziłem się na otrzymywanie pieniędzy w ratach. Z tego co wiem kilku moich kolegów chce założyć sprawy sądowe. Na samą myśl o trwających miesiącami procesach robi mi się niedobrze, dlatego wolałem ugodę.

Znalazłeś w końcu mieszkanie?
Przed chwilą właśnie dogadałem się z właścicielem. Dałem znać żonie i od soboty w Stalowej Woli będę już ze swoją rodziną.

Klub jakoś pomógł Ci w tej sprawie?
Lokum szukałem sam, ale od prawie 2 tygodni mieszkam w hotelu „STAL” na koszt klubu. Dodatkowo mam zapis w kontrakcie, dzięki któremu mam otrzymywać zwrot części kosztów związanych z opłacaniem mieszkania.

Podobno zanim dogadałeś się ze Stalówką, miałeś dwie oferty z klubów z I ligi. Co ostatecznie skłoniło się do przeprowadzki na Podkarpacie?
Spotkałem tutaj najbardziej konkretnych ludzi. Dostałem jasną ofertę i po prostu nie chciałem kombinować. Z włodarzami Stalówki rozmawiałem od listopada. Skoro ktoś wyciąga do mnie rękę, to bez sensu jest zwlekać, jeździć na testy do I-ligowców i automatycznie zrazić do siebie tutejsze środowisko.

Ale to nie jest tak, że ktoś mówi: „Przyjedź i się pokaż”, a Ty unosisz się dumą i mówisz, że na testy to Ty sobie mogłeś jeździć jak byłeś nastolatkiem?
Nic z tych rzeczy.

Rozumiem też, że ewentualne testy nie były Ci straszne. Twoja aktualna forma gwarantuje ile bramek i asyst na wiosnę?
Jakieś 12 goli i 7 asyst (śmiech). A tak poważnie to fakty są takie, że mamy punkt straty do miejsca premiowanego awansem do I ligi. W każdym meczu chcemy grać o zwycięstwo, a co będzie potem to już, że tak powiem, nie nasz problem…

Zagrałeś 47 meczów w ekstraklasie, w których zdobyłeś 7 bramek. Poprawisz jeszcze te statystki?
Jestem pewien, że zagram jeszcze w ekstraklasie. Najpierw jednak muszę pokazać, że Stalówka ściągając mnie do siebie zrobiła dobry ruch.

Skoro tak, to ile postawiłbyś na to, że wrócisz jeszcze na krajowe salony?
Ciężkie pytanie. Wiesz, mam kilka kredytów, które stopniowo trzeba spłacać, dlatego nie dysponuję teraz jakąś potężną gotówką (śmiech). Nie to, żebym się wykręcał…

No dobra, nie brnijmy dalej w ten bukmacherski wątek. Przyznasz, że Stal Stalowa Wola to chyba nie jest aktualnie wymarzone miejsce dla byłego młodzieżowego reprezentanta Polski i zawodnika ekstraklasowych drużyn…
Idealne miejsce na odrodzenie. Żebyś mnie źle nie zrozumiał. Traktuję ten klub bardzo poważnie. Podpisałem 1,5 roczną umowę z możliwością przedłużenia o kolejny rok. Zresztą ściągam tutaj Martę i Zuzię (kolejno: żona i córka Mariusza Sachy – red.), więc to chyba świadczy o tym, że nie przyszedłem tutaj z myślą, że pogram 3-4 miesiące i uciekam. To nie w moim stylu.

Krychowiak we Francji, Klich w Holandii, Małecki wciąż trzyma się jakoś w ekstraklasie, a Sacha walczy tylko o powrót do niej… Czego Twoim zdaniem zabrakło Ci, żeby dzisiaj znajdować się w trochę innym miejscu?
Szczęścia.

Tylko?
Nie lubię się żalić, ale fakt, że w macierzystym klubie potraktowano mnie tak, a nie inaczej na pewno nie pomógł. Wcześniej w Cracovii w jednym sezonie byłem podstawowym piłkarzem, strzeliłem kilka ważnych bramek, spokojnie utrzymaliśmy się w lidze, a następnie przyszedł trener Jurij Szatałow i mówiąc wprost: powiedział, że jestem mu niepotrzebny.

Może to kwestia umiejętności.
Mam odmienne zdanie.

Jak potraktowano Cię w Podbeskidziu?
Tak jak w większości klubów traktuje się wychowanków, czyli trochę jak frajera. Do Bielska-Białej trafiłem z Cracovii. To był sezon 2011/12, pierwszy dla Podbeskidzia w ekstraklasie. Miałem kilka kontuzji, ale mimo to zagrałem w kilkunastu meczach i strzeliłem chyba dwa gole.

Statystyki może nie oszałamiające, ale co najważniejsze przyczyniłem się do spokojnego, historycznego utrzymania „Górali” w lidze. Pamiętam, że wygraliśmy w tamtym sezonie m.in. w Krakowie z Wisłą, co wywołało małe trzęsienie ziemi w klubie z Reymonta. Trener Robert Kasperczyk stworzył fajny zespół i to procentowało.

W następnym sezonie prezesem klubu został Wojciech Borecki i… to był początek mojego końca w Podbeskidziu.

To znaczy?
Na miejsce trenera Kasperczyka przyszedł początkowo trener Sasal. Nie miałem z nim najlepszych relacji, ale liczyłem, że prezes Borecki, w którego szkółce wychowałem się piłkarsko, zostawi mnie w klubie. Trochę się przeliczyłem…

Musiałeś czymś podpaść.
Była taka jedna sytuacja, ale to jeszcze gówniarzem byłem (śmiech). Ile ja wtedy mogłem mieć lat? 16, 17?

To co zrobiłeś?
Niech to zostanie między nami… (uśmiech).

Paradoksalnie w Cracovii zaliczyłeś podobną sytuację. Sezon 2009/10: razem z Matusiakiem zostajesz najskuteczniejszym strzelcem drużyny, zaliczasz 21 meczów, spokojnie utrzymujecie się w lidze, a następnie… grasz „ogony”.
Formę złapałem u trenera Oresta Lenczyka, który na mnie stawiał. Ten po utrzymaniu zdecydował się opuścić Cracovię, a nowym szkoleniowcem „Pasów” został Rafał Ulatowski…

Niech zgadnę: i to był początek Twojego końca w Cracovii…
Nie. U Ulatowskiego regularnie grałem. Dopiero jak w jego miejsce do klubu przyszedł Szatałow to zacząłem grzać ławę. Jurij cudem utrzymał nas w ekstraklasie, miał później na tyle mocną pozycję w klubie, że musiałem pożegnać się z Krakowem.

Z Szatałowem też miałeś „kosę”?
Raptem dwie ostrzejsze rozmowy. Tyle. Żałuję, bo po kilku kolejkach Jurij Szatałow został zwolniony, a zespół przejął trener Pasieka…

A nie uważasz, że piłkarz jest od grania, a nie od gadania…
Każdy ma prawo do własnego zdania. Ja nie chowałem głowy w piasek, tylko zawsze je głośno wyrażałem, co często się wielu osobom nie podobało.

Zanim trafiłeś do Polonii Bytom zaliczyłeś testy w bułgarskim Etyrze Wielkie Tyrnowo. Podobno byłeś trochę podłamany, że nie udało się podpisać umowy…
Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że dobrze się stało. Ten klub ostatecznie zbankrutował. Sprawa wyglądała tak, że poleciałem tam, obiecywano mi dobre pieniądze, umowy, kontrakty… Tych jednak na oczy nigdy nie zobaczyłem. Podziękowano mi przez znajomego, za pośrednictwem wiadomości… sms, gdy wróciłem już do Polski.

Byłem już dogadany, dlatego resztę moich rzeczy odzyskałem dzięki Mateuszowi Bąkowi... „Bączek”, który zaliczył kilka meczów w Etyrze do dzisiaj żartobliwie wypomina Sławkowi Cienciale, że ten nie zabronił mu tam lecieć (uśmiech).

Wracając do tematu. Nie byłem załamany, tylko wiedziałem, że muszę zwrócić się do działaczy Polonii Bytom.

Coś z nimi nie tak?
Jak ktoś mówi, że zadzwoni do ciebie jutro, a dzwoni za kilka dni to traktujesz go jako poważnego człowieka, z którym chętnie zwiążesz się jakąś umową?

Nie bardzo. Jeśli ktoś w tak małych sprawach robi z gęby cholewę, to potem może być tylko gorzej…
Cierpliwie czekałem i… w sumie to nie żałuję pobytu w Bytomiu. Mam sentyment do klubów z bogatą historią, jak np. właśnie Polonia.

Załóżmy, że kiedyś będziesz miał syna, który przyjdzie do Ciebie i powie: „Tato, chcę zostać piłkarzem”. Co mu odpowiesz?
(śmiech) Jak najbardziej będę „za”.

Nawet jeśli nie zostanie klasowym graczem i będą na niego czekać wszelkie perturbacje związane z ciągle biedującymi klubami, niesłownymi działaczami itp. ?
A w jakim dzisiaj sektorze życia mamy finansowe eldorado? Bez względu na wykonywany zawód ludzie w Polsce często dostają po dupach. Czym szybciej człowiek zahartuje sobie charakter tym lepiej. Piłka w tym pomaga.

Wiążesz z nią swoją przyszłość?
Powiem inaczej. Na razie ciężko mi sobie wyobrazić życie bez niej. Od dziecka jestem z piłką mocno związany. Jest moją pasją, która bardzo szybko mnie uzależniła. Mam nadzieję, że pogram jeszcze kilka ładnych lat, a potem będę się zastanawiał. Myślę czasami o „trenerce”, nawet już teraz robię coś w tym kierunku, ale wiem, że nie jest łatwo w tym zawodzie. Szczególnie, że jest trend na zatrudnianie szkoleniowców zza granicy.

Zmieniając temat: żona przywykła do życia na walizkach?
Daje radę (uśmiech). Ale to nie jest też tak, że Marta całkowicie zrezygnowała z własnych planów. Aktualnie kończy studia magisterskie z pedagogiki. Jesteśmy już razem 7 lat, z tego ponad 3 lata po ślubie. Mamy 3-letnią córeczkę i nie wyobrażam sobie życia bez moich dziewczyn. Poukładane życie prywatne jest dla mnie podstawą!

POLECAMY:

Czytaj wszystkie wywiady autora!


Polecamy