Marcin Flis w Górniku Łęczna
Sytuacja Górnika Łęczna przed rundą wiosenną jest bardzo ciężka. Zielono-Czarni zimują na przedostatniej pozycji, tracąc do bezpiecznego czternastego miejsca dwa punkty. Teraz nie ma więc już miejsca na wpadki, a wręcz przeciwnie. W walce o każde oczko pomóc ma im nowy zawodnik. Kontrakt ze spadkowiczem podpisał Marcin Flis.
fot. gornik.leczna.pl
2017 rok okazał się dla Zielono-Czarnych niezwykle pechowym. Wiosną nieco pechowo rozstali się z Lotto Ekstraklasą. Brak zdrowych stoperów oraz wyniki bezpośrednich rywali wpłynęły na to, że to łęcznianie latem zawitali w 1. lidze. Ich początki w tych rozgrywkach również nie należały do udanych. Mieli problemy ze skompletowaniem kadry, a gdy już udało im się ją zebrać, również z wyników kolejnych spotkań nie można było być zadowolonym. Na zakończenie jesieni Górnik ma na swoim koncie osiemnaście oczek (dokładnie tyle samo co Olimpia Grudziądz) i plasuje się na przedostatnim miejscu w tabeli, tracąc do bezpiecznego GKS-u Tychy dwa punkty. Utrzymanie wydaje się więc wciąż być w ich zasięgu. Wystarczy po prostu nie pozwolić sobie na kolejne potknięcia.
W walce o zwycięstwa, których jesienią było zaledwie cztery, pomóc ma Marcin Flis. Wraz z początkiem stycznia 23-latek podpisał kontrakt i razem z zespołem rozpoczął zimowe przygotowania. Dla pochodzącego z Bychawy zawodnika jest to powrót w rodzinne strony. Urodził się około 50 kilometrów od Łęcznej, więc historia oraz klimat nowego klubu nie są mu obce. Nigdy wcześniej nie miał jednak okazji w nim zagrać. Już jako junior przeniósł się na Śląsk, gdzie reprezentował barwy chorzowskiego Ruchu. Później znalazł się w Bełchatowie oraz Piaście, zaliczył także epizod w katowickiej GieKSie.
Sezonu 2017/2018 nie może jak na razie zaliczyć do udanych. Roszada na stanowisku szkoleniowca Piasta nie przyniosła zmiany jego statusu w zespole na lepsze, a wręcz przeciwnie – w oczach Waldemara Fornalika obrońca uznania po prostu nie znalazł. Bo tak jak wiosną rozegrał pod batutą Dariusza Wdowczyka cztery spotkania w Lotto Ekstraklasie, tak za kadencji byłego selekcjonera reprezentacji Polski nawet nie trenował z pierwszą drużyną Niebiesko-Czerwonych. Całą jesień spędził w zespole rezerw. I choć grał tam regularnie, a gliwiczanie w każdym kolejnym spotkaniu zdobywali gros bramek, to nie mógł być zadowolonym. To dopiero piąty poziom rozgrywkowy w Polsce.
A przecież w najwyższej lidze debiutował już lata temu. Po raz pierwszy miał z nią styczność w sezonie 2012/2013. Rozegrał wówczas pełne 90 minut w zwycięskim 3-2 starciu GKS-u Bełchatów z Zagłębiem Lubin. Była to przedostatnia wygrana Brunatnych przed spadkiem. Obrońca pozostał wierny swojemu klubowi, w kolejnych latach walcząc z nim na zapleczu Ekstraklasy. W tych rozgrywkach wystąpił 29-krotnie, zdobywając nawet bramkę. Pomógł wprowadzić GKS z powrotem na salony i w nagrodę sam również powrócił do najlepszej klasy rozgrywkowej w Polsce. Lata 2014-2015 przyniosły mu kolejne jedenaście meczów.
Zaprezentował się w nich na tyle dobrze, że znalazł zatrudnienie w Gliwicach. Przygody z Niebiesko-Czerwonymi raczej korzystnie wspominać nie będzie. Bo choć z Piastem zadebiutował w eliminacjach do Ligi Europy, to na dobrą sprawę grał mało i bardzo nieregularnie. Na znacznie częstsze występy liczy w Łęcznej. Czy zdoła przekonać do siebie trenera?
[a]http://www.sportowy24.pl/topsportowy24/;#TOPSportowy24;nf[/a] - SPORTOWY PRZEGLĄD INTERNETU
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/afa04023-4deb-cc03-6bcd-090619a78126,f7336b39-5466-797b-e6cd-5892e109ec62,embed.html[/wideo_iframe]