menu

Łukasz Tymiński (Górnik Łęczna): Gorszego scenariusza bym nie ułożył

16 listopada 2017, 06:10 | Karol Kurzępa

Rozmawiamy z Łukaszem Tymińskim, pomocnikiem Górnika Łęczna. W ostatniej kolejce Nice I ligi zielono-czarni przegrali u siebie 1:3 z GKS-em Katowice. W najbliższą niedzielę łęcznianie powalczą przed własną publicznością z Odrą Opole.


fot. Fot. Górnik Łęczna

Za wami pierwsza część sezonu w Nice I lidze. Górnik zakończył ją w strefie spadkowej. Z pewnością wyobrażaliście rundę jesienną zupełnie inaczej. Co według pana jest główną przyczyną takiego stanu rzeczy?
Nie mam pojęcia. Sami jesteśmy przygnębieni tą sytuacją. Nie wiem, co trzeba zrobić, bo te wszystkie nasze rozmowy, krzyki czy konstruktywne uwagi nie przynoszą efektu. Ciężko znaleźć na to wszystko receptę. Uważam jednak, że w głównej mierze to siedzi w naszych głowach, bo zwycięstwa napędzają, a porażki jednak zostają w głowie. Trudno się z tego podnieść.

Po takim meczu, jak ten z GKS Katowice chyba jeszcze ciężej będzie wam się podnieść.
Pamiętam mecz z Ruchem w Chorzowie, który wygraliśmy 2:1 w podobnych okolicznościach do naszej niedzielnej porażki. Wiem, jak wtedy się czuł zespół i widziałem, jak drużyna czuła się po ostatnim spotkaniu. Poznaliśmy już ten smak. Przegraną z GKS-em mogę skwitować jako frajerstwo, innych słów na to nie znajduję.

Mam podobne odczucia…
Niechętnie idzie się do wywiadu po takim meczu, bo łatwiej jest zbierać na siebie splendor, a na pytania o porażkę trzeba jakoś odpowiedzieć. Wiadomo jakie zdanie na ten temat mogą mieć kibice. Ale nam samym, zawodnikom, ciężko jest to w jakiś sposób wytłumaczyć i powiedzieć coś rozsądnego.

Do 80. minuty kontrolowaliście ten mecz, mieliście sytuacje na dobicie rywala. Gdyby w jednej z tych okazji padł gol, rozmawialibyśmy w zupełnie innym nastroju.
To, że przeciwnicy grali w dziesiątkę, nie oznaczało, iż katowiczanie nie mieli prawa nam strzelić gola na 1:1. Największym naszym frajerstwem było to, że mieliśmy rzut rożny i z tego straciliśmy bramkę na 1:2. Z boiska widziałem, że to był dla nas gwóźdź do trumny. Przez to, co dzieje się z zespołem w ostatnim czasie, już chyba nikt nie wierzył, że z rezultatu 1:2 dla rywali możemy wyciągnąć korzystny wynik.

Była w szatni złość po tym meczu?
Były spuszczone głowy. Ale teraz trzeba powiedzieć sobie jedną rzecz: nikt nam nie pomoże, jeśli nie pomożemy sobie sami. Musimy się wziąć w garść i się z tego dna podnieść.

W tym roku do rozegrania zostały jeszcze dwa mecze. Przed wami starcie u siebie z Odrą Opole. Pierwszego meczu z tym rywalem nie możecie wspominać dobrze, bo przegraliście je 0:3.
Akurat byłem wówczas kontuzjowany i w tym meczu nie grałem, więc nie mogę nic powiedzieć o tym, jak opolanie grają w piłkę. Wiem jednak, że punktują i w tabeli są tuż za liderem. Uważam, że na ten mecz trzeba się będzie sprężyć, bo sytuacja jest nieciekawa. Te dwa spotkania to dla nas szansa, by po zakończeniu piłkarskiej jesieni wyjechać stąd na święta będąc ponad strefą spadkową.

Trener Kafarski powiedział po meczu z GKS-em, że w ciągu minionego tygodnia wszyscy w klubie dawali wam wsparcie. Czym to się objawiało?
Mieliśmy po prostu rozmowę z prezesem i on wyraził swoje zdanie. Nie chcę zdradzać, co mówił, ale okazał nam wsparcie. To nie było więc tak, że nikt w nas nie wierzył. Teraz, po ostatnim meczu w drużynie była napięta atmosfera, bo ciężko jest przyjść po takim spotkaniu do szatni i opowiadać dowcipy.

Musi być też ciężko znaleźć się po spadku z Lotto Ekstraklasy w strefie spadkowej Nice I ligi po rundzie jesiennej…
Zgadza się. Jakbym miał ułożyć gorszy scenariusz, to chyba bym… nie ułożył.


Polecamy