menu

Łukasz Burliga: Gdybyśmy zdobyli szybko pierwszą bramkę, to worek mógłby się rozwiązać (WIDEO)

26 września 2015, 10:42 | Bartosz Karcz/Gazeta Krakowska

Po niedawnym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała, który Wisła Kraków wygrała 6:0, Łukasz Burliga stwierdził, że jeśli krakowianie zagrają na takim samym poziomie, to powinni być spokojni o zwycięstwo w meczu z Koroną Kielce. Zwycięstwa nie ma, jest tylko remis, więc na początek zapytaliśmy „Burego”, czego Wiśle w tym meczu zabrakło?

Wisła Kraków - Korona Kielce 0:0
Wisła Kraków - Korona Kielce 0:0
fot. Andrzej Banaś/Polska Press

Trudne zadanie polskich siatkarek w mistrzostwach Europy

– Zagraliśmy troszeczkę słabiej, a Korona też zawiesiła trochę wyżej poprzeczkę– mówi Łukasz Burliga. – Zabrało też skuteczności. To był taki mecz, w którym gdybyśmy zdobyli szybko pierwszą bramkę, to ten worek mógłby się rozwiązać, a tak staraliśmy się do końca, ale nic nie wpadło.

Wisła, szczególnie w drugiej połowie, musiała rozbijać skomasowaną obronę kielczan, co ostatecznie się nie udało. – Można powiedzieć, że Korona postawiła taki mur przed bramką – tłumaczy Burliga. – Staraliśmy się sforsować go to z prawej, to z lewej strony, to środkiem. Były sytuacje, ale piłka nie mogła wpaść do siatki. Myślę, że najbardziej szkoda tej sytuacji Maćka Jankowskiego, bo strzelał może z siódmego metra, ale niestety, nie mieliśmy szczęścia.

Zapytaliśmy również Łukasza Burligę, jak z jego perspektywy wyglądała sytuacja z końcówki meczu, w której bramkarz Korony Zbigniew Małkowski zaatakował Grzegorza Marszalika. Wiślacy domagali się rzutu karnego, ale sędzia pozostał niewzruszony.

– Uważam, że był rzut karny, bo trafił go Małkowski w nogi – mówi z przekonaniem Burliga. – Myślę, że gdyby Grzesiek Marszalik „na doświadczeniu” położył się od razu, a nie starał się na siłę utrzymać na nogach, to ten karny byłby jeszcze bardziej ewidentny.

Wisła mogła prowadzić już przed przerwą, gdy po dośrodkowaniu Łukasza Burligi strzelał Rafał Boguski. Trafił jednak tylko w poprzeczkę. – Chciałem agresywnie wrzucić piłkę na drugi słupek. Piłka poszła trochę krócej. Wyszło to całkiem nieźle i tylko szkoda, że piłka nie wpadła do bramki – tłumaczy Burliga.

Zapytaliśmy również piłkarza Wisły o oczekiwania przed kolejnym meczem „Białej Gwiazdy” z liderującym w ekstraklasie Piastem Gliwice. – Na pewno troszeczkę jesteśmy teraz niepocieszeni, ale nie będziemy się załamywać. Stać nas na to, żeby jechać do Gliwic i wygrać. Potrafimy grać w piłkę, tylko czasem troszeczkę jeszcze nam brakuje szczęścia w kluczowych momentach – stwierdził Burliga.


Gazeta Krakowska


Polecamy