LOTTO Ekstraklasa. Ruch rozgromił Górnika Łęczna. Niebiescy odbili się od ligowego dna
LOTTO Ekstraklasa. W pojedynku drużyn będących na szarym końcu ligowej stawki, Ruch Chorzów rozbił na wyjeździe Górnika Łęczna. Niebiescy zaaplikowali rywalom dwa gole przed przerwą i dwa w drugiej połowie. Zespół z Łęcznej przegrał po raz trzeci z rzędu i jest teraz "czerwoną latarnią".
Mimo, że w Lublinie zapowiadał się bardzo emocjonujące spotkanie, wszak jak inaczej może przebiegać starcie przedostatniej drużyny tabeli z ostatnią, na trybunach nie zjawiły się tłumy. Wręcz przeciwnie - łatwiej niż znaleźć zajęte krzesełko było znaleźć puste. Wiatr hulał po trybunach, a na całym obiekcie tak cicho, że słychać było poszczególne pokrzykiwania fanów, uwagi trenerów czy wymiany zdań pomiędzy zawodnikami.
W tej właśnie aurze zabrzmiał premierowy gwizdek. Chorzowianie na Arenę Lublin przybyli w nieco nietypowym składzie. Zabrakło bowiem kilku kluczowych w poprzednich częściach sezonu zawodników, a zamiast nich od pierwszej minuty zagrali inni, bardzo głodni gry. Debiutujący w tym sezonie Michał Helik oraz Adam Pazio, do wyjściowej jedenastki powrócił także Łukasz Moneta. Andrzej Rybarski również dokonał kilku roszad względem poprzedniego meczu. Od pierwszej minuty zagrali między innymi Aleksander Komor czy Nika Dzalamidze.
Na pierwsze ciekawe sytuacje nie trzeba było długo czekać. Mimo, że na trybunach atmosfera piknikowa, Ruch od początku pokazywał, że do Lublina przyjechał wyłącznie po komplet punktów. Jarosław Niezgoda powracający po zgrupowaniu reprezentacji Polski już z pierwszymi minutami ruszył do ataku. Widać było, że w tym spotkaniu za wszelką cenę będzie chciał dopisać sobie kolejne trafienie. Próbował także Patryk Lipski, ale bramkową sytuację wypracował dopiero trzeci z kadrowiczów, Łukasz Moneta. Idealnie dośrodkował na głowę Piotra Ćwielonga, a ten nie mógł już tego zmarnować.
I tak nie minęło nawet dziesięć minut, a gospodarze przegrywali już 0-1. Zmotywowało ich to trochę, aby wyjść do przodu, jednak ledwo na chwilę wdarli się pod bramkę Libora Hrdlicki, a już Sergiusz Prusak po razu drugi zmuszony był wyciągać futbolówką z siatki. Swoje trafienie dopisał debiutujący dzisiaj w Niebieskich barwach Adam Pazio. Wykorzystał zamieszanie, które powstało w polu karnym Górnika, by pewnie pokonać golkipera przeciwnika.
Do przerwy łęcznianie mieli jeszcze kilka zrywów - strzałów próbowali Bartosz Śpiączka czy Grzegorz Bonin, ale na dobrą sprawę Słowak stojący w bramce chorzowian nie przepracowywał się. Zupełnie odwrotnie niż jego koledzy z ofensywy, którzy wciąż nękali obrońców z Łęcznej. W pierwszej połowie wynik nie uległ już jednak zmianie.
Na drugą połowę nie wybiegł już Grzegorz Piesio, a w jego miejsce pojawił się bardziej defensywnie nastawiony Dariusz Jarecki. Nie pomogło to jednak gospodarzom, nad którymi wisiało widmo kolejnych straconych bramek. Ruch głodny był bowiem kolejnych goli. Dwa trafienia to dla nich wciąż za mało. Cały czas konstruowali kolejne natarcia i długimi momentami zamykali Górników na ich połowie. Zielono-Czarnym na pewno nie można odmówić walki, lecz tego dnia po prostu nic nie wychodziło. Pod koniec spotkania fajnie wyglądała ich praca na skrzydłach, ale to wciąż za mało, aby zatrzymać pędzący Ruch.
Na listę strzelców w końcu wpisał się także Jarosław Niezgoda. Młody zawodnik próbował próbował i w końcu osiągnął sukces. Po godzinie gry najbliższej odległości podwyższył wynik na 3-0. Chwilę później został ściągnięty z boiska. Zmienił go Jakub Arak, który zaliczył prawdziwe wejście smoka. Pierwszym kontaktem z futbolówką umieścił ją w siatce. Tym samym ustalił końcowy rezultat na 4-0.
EKSTRAKLASA w GOL24
Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy
Wafelek, buziaki, pies. Najbardziej spontaniczne reakcje w Ekstraklasie