LOTTO Ekstraklasa. Para poszła w gwizdek. Bez goli w meczu Wisły z Lechem. 30 tys. na trybunach
LOTTO Ekstraklasa. Zdecydowanie więcej można było spodziewać się po meczu Wisły Kraków z Lechem Poznań. Tymczasem zamiast goli i emocji bezbramkowy remis. Spotkanie obejrzało 30 128 widzów. To piąta najwyższa frekwencja tego sezonu w całej lidze.
[przycisk_galeria]
Piątkowy mecz przy Reymonta zapowiadał się niesamowicie emocjonująco nie tylko pod względem sportowym. Jeszcze kilka dni przed spotkaniem ogłoszono, że wszystkie wejściówki zostały wyprzedane, co zwiastowało niesamowitą atmosferę na trybunach. Już przed meczem kibice obu zespołów dali o sobie znać pokazując swoją siłę. Należało już tylko liczyć, że poziom z trybun będzie miał wymierny wpływ na grę piłkarzy na boisku. A tam - z jednej strony Wisła, która w ciągu tego roku nie przegrała ani jednego meczu przed własną publicznością, w której grze wreszcie widać niezwykłą hiszpańską lekkość, z drugiej strony Lech - drużyna realnie myśląca o wywalczeniu tytułu mistrza Polski, drużyna, która nie przegrała żadnego meczu podczas rundy wiosennej.
Przez pierwszy kwadrans Wisła wypracowała sobie większą przewagę niż Lech i miała nieco więcej sytuacji. Najpierw blisko wpakowania piłki do siatki był Głowacki, gdzie po rzucie rożnym, główkował nad poprzeczką. Zaraz po tej sytuacji armaty wyprowadzili goście i po dośrodkowaniu Makuszewskiego piłka o mało nie wpadła do siatki. Kilka minut później świetną sytuację do otwarcia wyniku miał Rafał Boguski, ale tak długo podejmował decyzję, że Kostewycz przeczytał go jak otwartą książkę i zblokował, ratując swój zespół. Kolejorz wyraźnie miał problemy z organizacją gry, jednak trzeba przyznać, iż skutecznie radził sobie z natarciami gospodarzy.
Lech po przeczekaniu naporu Wisły zaczął powoli budzić Łukasza Załuskę. Najpierw blisko dobrej okazji na trafienie był Makuszewski, ale nie zdołał złożyć się do strzału i obrońcy gospodarzy przejęli piłkę. Później doszło do nieporozumienia na linii Gonzalez - Załuska, gdzie bramkarz minął się z piłką, ale ta na jego szczęście opuściła murawę i był tylko rzut rożny. Chwilę później, po rykoszecie już czujnie zachował się golkiper Białej Gwiazdy i złapał futbolówkę.
Pod koniec pierwszych 45. minut znowu przeważała Wisła i miała dwie dogodne sytuacje, ale pierwszą szansę zmarnował Paweł Brożek, kiedy otrzymując piłkę w polu karnym, za długo zwlekał z oddaniem strzału i został zblokowany przez obrońcę. Drugą okazję zaprzepaścił Boguski, oddając strzał - z niezłej pozycji w okolicach pola karnego - wysoko ponad poprzeczką. Po pierwszej części gry ponad 30-tysięczna publiczność mogła poczuć spory niedosyt, bo naprawdę ciekawych akcji czy groźnych sytuacji pod bramkami zarówno z jednej, jak i z drugiej strony było jak na lekarstwo, a bramek wcale.
Pierwsze groźniejsze akcje w drugiej połowie wyprowadził Lech, który dynamiczniej przemieszczał się od początku drugiej części, skutecznie zmuszając Wisłę do wracania pod własną bramkę. Niespełna 10 minut od rozpoczęcia, Jevtić zgrał bardzo dobrze do Robaka, który znalazł się w okolicy środka pola karnego, ale posłał tak fatalny i słaby strzał, że Załuska nie był wcale zaskoczony i bez problemu wybronił uderzenie napastnika Lecha Poznań.
Niby obie drużyny wymieniały się ciosami, ale skuteczność zarówno w Wiśle, jak i w Lechu kompletnie leżała i nie chciała się podnieść. Gol jednak wisiał w powietrzu, wystarczyło tylko, aby któraś z drużyn przechyliła szalę na swoją korzyść.
Próbę odczarowania bramki po lekkim zastoju podjął Patryk Małecki. Zawodnik Wisły uderzył zza pola karnego, powodując u kibiców przyjezdnych mały zawał, bo piłka minimalnie przeleciała nad poprzeczką. Następnie Mihai Radut uderzył na bramkę gospodarzy z rzutu wolnego i w zasadzie piłka szybowała w światło bramki z taki szczegółem, że prędkość tego strzału odpowiadała bardziej podaniu do golkipera.
Na kwadrans przed końcem, gdyby nie głośny doping kibiców to patrząc na grę obu drużyn, można było spokojnie zasnąć. Gra kompletnie się nie kleiła, a kontry przeprowadzane przez jedną i drugą stronę były marnowane z taką łatwością, że szkoda było oglądać jak zawodnicy się męczą. Nic także nie dawały zmiany, które obaj trenerzy przeprowadzili. Kolejne powtarzające się i zarazem marnowane sytuacje powodowały irytację wśród zgromadzonych widzów przy Reymonta. Kolejne niecelne strzały, albo za słabe, albo jedno i drugie. Hit przez 90. minut przekształcał się w kit, a jedynym plusem na stadionie była świetna atmosfera na trybunach. Szkoda tylko, że piłkarze byli dalecy od poziomu swoich fanów i poziomu, który prezentowali w poprzednich meczach na początku rundy wiosennej. Mecz zakończył się najgorszym możliwym wynikiem, czyli 0:0.
W następnej kolejce piłkarze Wisły Kraków pojadą w niedaleką podróż do Niecieczy, gdzie zmierzą się z Bruk-Betem Termalica, z kolei zawodnicy Lecha będą gościć przy Bułgarskiej Warszawską Legię
Piłkarz meczu: Petar Brlek
Atrakcyjność meczu: 5/10
EKSTRAKLASA w GOL24
Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy
TOP 15 stadionów w Polsce [GALERIA, WIDEO]