Lotto Ekstraklasa. Lech Poznań przełamał wyjazdową niemoc. Poznaniacy wygrali poza domem pierwszy raz od sierpnia
Poznańskie "koziołki" wybiły krakowskiej Wiśle rywalizację o pozycję nr 4 przed podziałem tabeli. Lechici pokonali swoich rywali 3:1, a wszystkie gole dla gości strzelił Christian Gytkjaer! Duńczyk pokonał Juliana Cuestę z rzutu karnego i dwukrotnie wykorzystał błąd w ustawieniu obrońców Wisły. Bramka Carlitosa z rzutu wolnego - choć ładna - niewiele dała krakowianom. "Kolejorz" wygrał pierwszy wyjazdowy mecz od 20 sierpnia 2017 roku wskoczył na pozycję wicelidera!
Przed świątecznym spotkaniem w Krakowie trenerzy obu drużyn szukali swojego małego kamienia filozoficznego. Joan Carrillo już wynalazł go na boisku Legii i chciał utrwalić receptę, żeby już do końca sezonu zdominować każdą drużynę tak, jak mistrzów Polski w zeszłej kolejce. Trochę ciężej miał Nenad Bjelica, który w końcu musiał jakimś sposobem wynaleźć Lecha punktującego na wyjazdach. Katalończyk wybrał niezmienioną jedenastkę z meczu ze stolicy, Chorwat dorzucił do kotła debiut Tymoteusza Klupsia od pierwszej minuty. I wygrał, chociaż to Wisła pierwsza zdobyła bramkę i przynajmniej przez większość pierwszej połowy nie chciała rozwijać “Kolejorzowi” czerwonego dywanu. Porażki Legii i Jagiellonii były dla Lecha potrzebnym impulsem, a Christian Gytkjær, który w Krakowie strzelił dziś hat-tricka, zasłużył na co najmniej jedną metaforę ze zmartwychwstaniem w tle. Nie tak dawno Nenad Bjelica już pakował walizki, teraz w dobrym stylu wraca do walki o mistrzostwo Polski, już wyprzedzając w stawce Legię. Cokolwiek Carrillo uknuł na przedświąteczny wyjazd do stolicy, w meczu z “Kolejorzem” już nie przyniosło podobnych rezultatów. Rzut karny w pierwszej połowie i szybki gol Lecha na początku drugiej skazały Wisłę na jeszcze trochę nerwów przed podziałem ligowej tabeli, a na dodatek w końcówce Gytkjær dobił ją trzecią bramką.
Pierwszy kwadrans meczu Wisły z “Kolejorzem” upłynął we względnej ciszy. Wszystko z uwagi na milczący protest ultrasów, którzy nie zgadzają się m.in. na planowane zaostrzenie kar za nasilające się w ostatnich miesiącach ekscesy. Na trybunach zrobiło się dość… angielsko, bo fani ożywiali się tylko przy sytuacjach podbramkowych. Najpierw ci z Krakowa, kiedy Tibor Halilović tylko musnął głową dośrodkowanie Carlitosa z rzutu wolnego. Już w 11. minucie “ooo” wybrzmiało z sektora gości, gdzie zresztą zasiadło dzisiaj około tysiąca kibiców. To wtedy Piotr Tomasik zmyślnie podał wzdłuż bramki, a piłkę z nogi Christiana Gytkjæra dosłownie w ostatniej chwili zdjął Zoran Arsenić. Niedługo potem Jesús Imaz zamiast podać do jednego z wybiegających kolegów wybrał zablokowany strzał, chociaż pachniało pierwszym golem dla Wisły. Nenad Bjelica nie miał wyboru i musiał wziąć sobie sobie do serca kiepską formę Lecha na wyjazdach. Dlatego w poniedziałek “Kolejorz” od początku nie kalkulował, nie chował się za gardą, nie czekał na kontry. Aż do błędu Nikoli Vujadinovicia (interpretacja krakowska) lub sędziego Jarosława Przybyła (interpretacja poznańska) - arbiter w wejściu Czarnogórca dopatrzył się faulu na Carlitosie. Chwilę później sam poszkodowany już świętował, bo wkręcił stojącą piłkę idealnie w okienko bramki Matúša Putnockýego, i to podobno na oczach skautów ze Sportingu CP i RSC Anderlecht.
Jeśli Bjelica po pierwszym golu dąsał się na sędziego, niecały kwadrans później musiał się z nim przeprosić. Fran Vélez rozłożył ręce przy dośrodkowaniu Piotra Tomasika, piłka zatrzymała się na ramieniu Hiszpana i Przybyłowi zostało tylko podyktować należną “jedenastkę”. Z pojedynku Cuesta-Gytkjær lepiej wyszedł Duńczyk, mimo że bramkarz “Białej Gwiazdy” dobrze wyczuł lewy róg, w który poleciała piłka. Nie wiadomo, co Gytkjær robił w przerwie, ale już w 52. minucie nawiązał do wyrównującej bramki i odwrócił wynik z 0:1 na 2:1 dla Lecha. Z główki snajpera “Kolejorza” Cuesta jeszcze się wyratował, za to po fachowym opanowaniu piłki w polu karnym i strzale Gytkjæra pod pachę mógł tylko wyciągać piłkę z siatki. Jak w pierwszej połowie poznaniacy zdominowali środek pola Wisły, tak tej bramki nie byłoby bez wygranego pojedynku Radosława Majewskiego przy linii bocznej i dogrania Darka Jevticia ze skrzydła.
Po Wiśle z pierwszej połowy szybko zabrakło nawet śladu. Piłkarze Lecha naciskali i na niewiele ponad kwadrans byli blisko rozstrzygnięcia meczu po kolejnej zabójczej akcji Gytkjæra i Jevticia. Wtedy sytuację uratowała interwencja obrony, a w 78. minucie sam pomylił się Majewski, w dogodnej sytuacji pudłując obok słupka i pozbawiając Jevticia kolejnej asysty. Na boisku w krótkim czasie zameldowali się Petar Brlek, Rafał Boguski i powracający do poważnej gry po długiej rekonwalescencji Zdeněk Ondrášek. Zamiast Chorwata, Czecha albo Polaka kolejną bramkę w meczu znowu strzelił Duńczyk. Mecz wybuchł bezradnej Wiśle w rękach znacznie wcześniej, zanim Gytkjær dobił ją perfekcyjnym wykończeniem dokładnego dośrodkowania z prawej flanki. Oprócz wyniku i gry, Bjelica może być także zadowolony z występu Tymoteusza Klupsia - 18-latek zagrał dzisiaj bez kompleksów i dołożył swoją cegiełkę do trzeciego gola “Kolejorza”.
Atrakcyjność meczu: 7/10
Piłkarz meczu: Christian Gytkjaer
Widzów: 20 053
EKSTRAKLASA w GOL24
Więcej o EKSTRAKLASIE - newsy, wyniki, terminarz, tabela, strzelcy
Grali w Ekstraklasie. Rozpoznasz wszystkich? [QUIZ]
MAGAZYN SPORTOWY 24;nf
[wideo_iframe]//get.x-link.pl/1b410d6d-7311-032a-7ef9-ab2d98483d82,c2ae21b2-bd87-d2ec-6fcb-6a479b176c75,embed.html[/wideo_iframe]