"To pierwszy krok, żeby odbudować wielki futbol w Łodzi i w Łódzkim Klubie Sportowym"
Łódzki Klub Sportowy po raz kolejny odniósł wyjazdowe zwycięstwo, tym razem w Piotrkowie Trybunalskim. Po ostatnim gwizdku sędziego szkoleniowiec łodzian, Wojciech Robaszek, znacząco podkreślił, że sukcesy odnoszone przez jego zespół to pierwszy krok do odbudowy wielkiego futbolu w Łodzi i w ŁKS.
fot. Jareczek
Odnieśliście zwycięstwo, które przybliża Was do celu, jakim jest awans z pierwszej pozycji. Ale i piotrkowianin ograł piotrkowski klub, bliski spadku do klasy okręgowej...
W tym momencie mogę się wypowiadać tylko jako trener Łódzkiego Klubu Sportowego. Przyjechaliśmy do Piotrkowa po zwycięstwo i punkty, udało się to osiągnąć i z tego jestem zadowolony. Tylko w takich kategoriach podchodzę do tego meczu.
To spotkanie miał dwa oblicza. W pierwszej połowie było wręcz nudne, z zaledwie kilkoma okazjami, w tym dwoma dogodnymi dla Concordii. Dopiero w drugiej części ŁKS zdominował grę...
Zgadza się. W pierwszej połowie największe zagrożenie stwarzaliśmy po stałych fragmentach gry, ale byliśmy przy ich wykonaniu nieskuteczni. Mieliśmy trzy sytuacje, o których rozmawialiśmy w przerwie. Już po niej zarówno mi jak i zawodnikom zależało, żeby nie było przypadkiem jakiejś niespodzianki i wykonana przez chłopaków praca zaowocowała trzema bramkami, ale i rzutem karnym, po którym Concordia strzeliła kontaktowego gola.
Zapewne cieszy ekspresowa odpowiedź na bramkę z rzutu karnego. Nie minęły dwie minuty i Szymon Salski trzeci raz skierował piłkę do siatki.
Chyba wszyscy byliśmy zdziwieni tym rzutem karnym, że w ogóle został odgwizdany. Nie widziałem tam przewinienia. Szybka reakcja zespołu mnie usatysfakcjonowała, bo prowadzenie trzy do jednego w końcówce spotkania jest bezpiecznym rezultatem.
Po meczu z Mierzynem i zagwarantowaniu sobie awansu zapewniał pan, że nie będzie trzeba mobilizować zespołu, a jednak było to w przerwie koniecznie...
Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie mobilizowałem chłopaków w przerwie. Tak, potwierdzam. W pierwszej połowie nie byliśmy mocno skoncentrowani, nie wykończyliśmy żadnego stałego fragmentu gry. Ale przyjechaliśmy po punkty - punkty mamy, przyjechaliśmy po zwycięstwo - zwycięstwo mamy, także końcowy rozrachunek nas jak najbardziej satysfakcjonuje.
Okazało się, że Marcin Zimoń byłby równie dobrym, jeżeli nie lepszym napastnikiem niż pozostali...
To rozwiązanie z Marcinem znamy we dwójkę już od bardzo dawna i nie chciałbym więcej mówić na ten temat. Był bardzo aktywny z przodu, mało tego, potrafił utrzymać piłkę, rozegrać, zdobyć bramkę i należy go ocenić bardzo pozytywnie.
Tacy napastnicy, którzy nie dają się przepchnąć rywalowi, przydadzą się w trzeciej lidze.
Tak więc ten mecz pokazał, jaką wartość ma Marcin. Potrafi grać w defensywie, ale w momencie, gdy jest potrzebny zespołowi w ofensywie, spełnia oczekiwania.
Udało się zagwarantować występy w wyżej klasie rozgrywkowej i co dalej...?
To jest pierwszy krok do tego, żeby odbudować to, co jest niezbędne, a więc wielki futbol w Łodzi i w Łódzkim Klubie Sportowym
Notowała: Monika W.