Łukasz Staroń z ŁKS dla Ekstraklasa.net: Przegraliśmy wygrany pojedynek
Łódzki Klub Sportowy nie zapisze do udanych kolejnego meczu. Na pierwszym swoim trzecioligowym wyjeździe podopieczni Wojciecha Robaszka w pięć minut, po bardzo podobnych akcjach, stracili dwie bramki i ostatecznie, jak słusznie zauważył Łukasz Staroń, przegrali wygrane spotkanie z WKS-em Wieluń.
fot. Jareczek
Środowe spotkanie nie potoczyło się zbytnio po Waszej myśli... Daliście sobie w pięć minut odebrać zwycięstwo po identycznych akcjach.
Tak, to prawda. Wydawało się, że mieliśmy to spotkanie pod kontrolą. Prowadziliśmy 2:1, graliśmy z przewagą jednego zawodnika i powinniśmy strzelić im kolejne gole, wtedy ten mecz zakończyłby się inaczej. Nie zrobiliśmy tego i to było brzemienne w skutkach. Straciliśmy dwie bramki po dośrodkowaniach i przegraliśmy wygrany pojedynek.
Dlaczego po przerwie skupiliście się tylko na obronie wyniku, a nie powalczyliście równie agresywnie jak wcześniej o kolejne bramki?
Ciężko jest mi to wytłumaczyć, ale zgodzę się z tym, że gdybyśmy w ofensywie zagrali bardziej agresywnie i z większą determinacją, to strzelilibyśmy kolejne gole i nie byłoby tej nerwowej końcówki. Mieliśmy co prawda sytuacje, żeby dobić rywala, ale nie udało się tego zrobić, czego bardzo żałuję, bo odbiło się to na końcowym rezultacie.
To był taki sam błąd jak w meczu z Targówkiem. Znów po zdobyciu bramki wasze wysiłki zmalały...
Przed każdym spotkaniem powtarzamy sobie, że gramy do końca i po strzeleniu gola nie możemy osiąść na laurach, bo zwycięstwo trzeba wyszarpać i wybiegać. Ale gdy czujemy, że jesteśmy lepsi piłkarsko i przeważamy na boisku, to brakuje trochę koncentracji. Tak to wygląda z mojej perspektywy. Drużyny które wychodzą naprzeciwko nam są podwójnie zmobilizowane i nastawione na walkę dwa razy mocniej, niż z innymi zespołami. Musimy być na to gotowi.
Ty chyba możesz być chociaż trochę zadowolony, jak dotąd w każdym spotkaniu wpisujesz się na listę strzelców.
Trochę, chociaż nie do końca. Interesuje mnie strzelanie w wygranych meczach, bo tylko wtedy, kiedy będziemy zwyciężać, będę mógł powiedzieć, że jestem w pełni zadowolony. A i tych goli mogłoby być więcej, bo okazje ku temu były. Mam nadzieję, że już w najbliższym spotkaniu uda mi się ustrzelić jakiś dublet i wygramy.
W pierwszej połowie meczu trochę zmartwił nas Twój uraz, który z początku wydawał się poważny i zapowiadało się na kolejne osłabienie składu. Już wszystko w porządku?
Odczuwam jeszcze skutki tego zderzenia, ale mam nadzieję, że do najbliższego meczu wszystko będzie dobrze i będę do dyspozycji trenera.
No właśnie, najbliższy mecz... Przed Wami pojedynek z rezerwami Legii Warszawa. Nie obawiasz się, że skoro nie radzicie sobie z Targówkiem i Wieluniem, to spotkanie może się skończyć jeszcze większą porażką?
Absolutnie nie. Wydaje mi się, że w całej drużynie, tak jak i u mnie, narosła tak wielka sportowa złość, że wyjdziemy na ten mecz z tylko jedną myślą. Żeby zakończyć go zwycięstwem Łódzkiego Klubu Sportowego!
Odbiegając od środowego meczu, po inauguracji waszych występów w III lidze nie chciałeś oceniać swojej gry, bo za krótko trenowałeś z zespołem. Myślę, że teraz chyba możesz powiedzieć na ten temat coś więcej?
Ja z reguły nie oceniam i nie lubię oceniać sam siebie, ponieważ wydaje mi się, że od tego są trenerzy. Ze swojej strony mogę tylko powiedzieć, że skuteczność gola na mecz cieszy, ale pora zdobyć więcej niż jedną bramkę i zakończyć mecz pewnym i okazałym zwycięstwem.
Wierzysz w awans do drugiej ligi?
Jasne! Tylko to się liczy.
Rozmawiała: Monika W.