ŁKS przegrywa pierwszy wyjazd w trzeciej lidze
Podopieczni Wojciecha Robaszka fatalnie zainaugurowali swoje trzecioligowe mecze wyjazdowe. W pierwszym w tym sezonie spotkaniu rozgrywanym przez nich poza Łodzią, pomimo trwającej ponad godzinę przewagi jednego zawodnika, ulegli skazywanym wcześniej na porażkę wielunianom i bez punktów wracają do domu.
fot. własne
Przed pierwszym wyjazdowym pojedynkiem łodzian z dużo niżej notowanym przeciwnikiem mało kto się spodziewał, że biało-czerwono-biali po trzeciej kolejce rozgrywek nie dopiszą do swojego konta ani jednego punktu. Chociaż część kibiców wyrażała obawy, że zespół nie poradzi sobie z wielunianami, wszystko wskazywało na to, że to właśnie podopieczni Wojciecha Robaszka po ostatnim gwizdku będą świętować zwycięstwo. Końcowy rezultat zweryfikował te oceny.
Obie drużyny nie najlepiej weszły w środowe spotkanie, ale to gospodarze szybciej wzięli się za siebie i po dobrze wyprowadzonej akcji zmusili bramkarza gości do wyjmowania piłki z siatki. Po stracie jednego z łódzkich obrońców doszedł do niej Dawid Przezak i doskonale wymierzonym prosto w okienko uderzeniem zapewnił zespołowi prowadzenie. Wielunianie długo się nim jednak nie nacieszyli. W zamieszaniu we własnym polu karnym nie dość, że Rafał Kotecki zderzył się z Łukaszem Staroniem, dla którego o mało co nie oznaczało to zakończenia swojego występu, to jeszcze Marcin Adamczyk wybił ręką lecącą w kierunku bramki piłkę i arbiter wskazał na jedenasty metr. Robert Sierant wykorzystał okazję i doprowadził do wyrównania, a drużyna gospodarzy musiała radzić sobie od dwudziestej trzeciej minuty w dziesiątkę.
Strata gola i szybkie odrobienie strat pozytywnie wpłynęły na zawodników Łódzkiego Klubu Sportowego, którzy z większą agresją i dynamiką ruszyli do ataku na osłabionego przeciwnika, zagubionego lekko po ostatnich wydarzeniach. Jeszcze przed przerwą, korzystając z opóźnionego powrotu rywali na własną połowę, Szymon Gąsiński wznawiając grę wybił piłkę daleko w kierunku Przemysława Różyckiego, który pomimo dogodnej pozycji odegrał jeszcze do Łukasza Staronia, a ten bez najmniejszych problemów skierował ją prosto do pustej bramki.
Łodzianom w drugiej części meczu długo udawało się utrzymać prowadzenie, choć chyba za bardzo skupili się na obronie dość niewdzięcznego wyniku, jakim jest tak niewielka przewaga. Gospodarze zaś nie mając nic do stracenia jeszcze usilniej walczyli o korzystny rezultat i w pewnym momencie udało im się zamknąć gości na ich własnej połowie. Takie zachowanie podopiecznych Wojciecha Robaszka srogo się na nich zemściło. Najpierw w osiemdziesiątej pierwszej a potem osiemdziesiątej piątej minucie pozwolili wielunianom zdobyć w bardzo podobny sposób dwie bramki, które odebrały im zwycięstwo i komplet punktów. Po rzutach rożnych wykonywanych przez Damiana Zawieję wysoki Błażej Karasiak i Łukasz Rybak wyskoczyli do dośrodkowań, kolejno pokonując Szymona Gąsińskiego i ustalając wynik spotkania.
Patrząc na środowy mecz przypomina się sytuacja z inauguracji występów biało-czerwono-białych w trzeciej lidze. Wtedy też jednobramkowe prowadzenie okazało się zbyt niewielkim, by ostatecznie dowieźć wygraną do końca. Po strzelonym golu łodzianie jakby uspokoili grę, nie atakowali aż tak agresywnie, do tego nie wykorzystywali konstruowanych akcji, co przy postawie zawodników z Targówka skutkowało doprowadzeniem przez nich do wyrównania i podziałem punktów. Jak podkreślał wtedy Szymon Gąsiński, dla zespołu z al. Unii Lubelskiej miała to być nauczka, że należy grać do końca. Teraz, po pierwszej porażce, podopieczni Wojciecha Robaszka muszą z jeszcze większym zaangażowaniem wziąć się do pracy i wyeliminować błędy, by takie sytuacje nie powtarzały się na przyszłość, bo jak wiadomo, przy tak silnych rywalach w stawce o awans nie będzie już tak łatwo, jak w ubiegłym sezonie.
Czytaj także: Pierwsze karnety od SK ŁKS trafiły do młodych kibiców