3. liga. Punk uciekł piłkarzom ŁKS Łomża w doliczonym czasie gry
Dwie bramki w doliczonych czasach gry pierwszej i drugiej połowy zdecydowały o końcowym wyniku starcia piłkarzy ŁKS 1926 Łomża z Sokołem Ostróda. Niestety. Obydwa trafienia zanotowali rywale, przez co 11. raz z rzędu „ełkaesiacy” schodzili z boiska pokonani.
fot. Paweł Lisiecki
A zaczęło się obiecująco, bowiem w 4 min. Przemysław Modzelewski dograł na skrzydło do Cezarego Demianiuka, a ten dośrodkował w pole karne. Do futbolówki nie doszedł jednak Rafał Maćkowski i Michał Tarnowski, a piłka po interwencji nabiegającego Marcina Paczkowskiego trafiła w poprzeczkę.
Była to jedyna prawdziwie groźna akcja ŁKS-u w pierwszej połowie. Od tego momentu bowiem inicjatywę przejęli goście. Na bramkę łomżan sunął atak za atakiem i tylko nieskuteczności gości łomżanie zawdzięczali fakt, że nie przegrywali różnicą kilku bramek. Ale Mateusz Złotogórski albo bronił kolejne strzały, albo ci fatalnie pudłowali (Mateusz Broź z 3 m nie trafił do pustej bramki). Golkiper Biało-czerwonych z Łomży miał także sporo szczęścia. W 35 min, po strzale Tomasza Kowalskiego piłka trafiła w słupek. Chwilę wcześniej Złotogórskiego lobował Marcin Kajca, ale piłkę zmierzającą do siatki łomżan wybił Konrad Kamienowski.
Szczęście zabrakło jednak w 3 min. doliczonego czasu gry. Kowalski dośrodkował w pole karne do Kajcy, który głową zgrał do Brozia, a ten uderzeniem głową z 6 metrów umieścił piłkę w siatce.
- Po pierwszej połowie miałem ochotę zmienić czterech zawodników - przyznaje Robert Speichler, trener ŁKS 1926 Łomża. - Bo tak naprawdę graliśmy bez czterech piłkarzy. Niestety tak wyszło, że zmieniłem dwóch. Ale efekt był pozytywny.
Na boisku pojawili się Daniel Kacprzyk i Damian Gałązka, którzy zastąpili Tarnowskiego i Kamienowskiego. Ten ostatni boisko opuścił z urazem mięśnia dwugłowego. Zmiany ożywiły grę „ełkaesiaków”, którzy zaczęli dominować. Nie przekładało się to jednak na stwarzanie okazji bramkowych. Co prawda bardzo aktywny był Demianiuk, ale napastnik ŁKS-u często zbyt długo zwlekał z podaniem bądź wchodził w drybling z rywalami, przez co kolejne ataki łomżan były rozbijane.
- Zawodnicy podejmowali złe decyzje, mieli gorące głowy - analizował opiekun ŁKS-u. - I tylko to powodowało, że nie potrafiliśmy zdobyć bramki. Bo spokojnie w kilku sytuacjach zawodnicy mogli zachować się inaczej.
Ataki ŁKS-u przyniosły wreszcie efekt w 79 min. Z prawego skrzydła piłkę w pole karne dośrodkował Gałązka, a do wybitej futbolówki dopadł stojący na 15 m Rafał Maćkowski. Skrzydłowy nie namyślał się długo tylko huknął z woleja tak, że piłka po odbiciu od poprzeczki zatrzepotała w siatce.
I kiedy wydawało się, że mecz zakończy się remisem w drugiej minucie doliczonego czasu gry Daniel Kacprzyk sfaulował rywala przed polem karnym. Do stojącej na 18 m piłki podszedł Adrian Bieńkowski, a jego uderzenie z rzutu wolnego wpadło przy samym słupku do siatki.
- Pierwsza połowa była bardzo słabiutka w naszym wykonaniu - podkreśla Speichler. - Sokół stworzył sobie pięć znakomitych sytuacji, My mieliśmy jedną bardzo dobrą, i może pół drugiej. Druga odsłona miała już zupełnie inny charakter. Praktycznie cały czas byliśmy na ich połowie, stwarzaliśmy sytuacje, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać. A jak się nie strzela bramek to się nie wygrywa spotkań.
ŁKS 1926 Łomża - Sokół Ostróda 1:2 (0:1)
Bramki: 0:1 Broź 45+3, 1:1 Maćkowski 79, 1:2 Bieńkowski 90+2.
ŁKS: Złotogórski - Kamienowski (46 Kacprzyk), Melao, Wasiulewski, Rakowski - Ziemak, Tarnowski (46 Gałązka), Modzelewski (75 Mocarski), Świderski, Maćkowski - Demianiuk.
Żółte karki: Świderski (ŁKS 1926).