Mateusz Cetnarski: Dostaliśmy lekcję przed ligą
Mateusz Cetnarski zagrał po przerwie w meczu Cracovii ze Szkendiją Tetowo, ale nie odmienił losów meczu, choć po jego strzale i rykoszecie padła bramka.
fot. Andrzej Banas / Polska Press
Skończyła się przygoda Cracovii w Lidze Europy. O jakie doświadczenia jesteście bogatsi po tym dwumeczu?
Ciężko tu mówić o jakichś doświadczeniach, bo to był tylko dwumecz. Widać, że europejskie puchary to nie tylko przygotowanie fizyczne, ale też mentalne. Nie chcę mówić „pierwsze koty za płoty”, bo to byłoby trochę śmieszne, ale rzeczywiście Szkendija okazała się lepszym zespołem. Bierzemy to na siebie, to była dobra lekcja przed ligą i tak to trzeba potraktować. My oczywiście chcieliśmy strzelić bardzo szybko bramkę, żeby mieć jakieś szanse w tym meczu, ale wiedzieliśmy, że jak stracimy tego gola, to będzie już bardzo ciężko. Nie oszukujmy się, Szkendija po zdobyciu gola miała cztery bramki w zapasie. Nastawiła się na defensywę i kontry. Nawet bardzo mocna drużyna by sobie z nią nie poradziła. Goście zagrali bardzo mądrze i zasłużenie awansowali do kolejnej rundy.
Po golu dla przyjezdnych Cracovia zagrała dużo lepiej, stworzyła sobie wiele sytuacji, ale zabrakło skuteczności.
Jeżeli gramy w europejskich pucharach i mamy awansować do kolejnej rundy to musimy wykorzystać sytuacje, które mamy. Czasami trzeba zrobić coś więcej. Tak to czasami wygląda jeśli jedna z drużyn ma cztery bramki w zapasie, to drugi zespół może przejąc inicjatywę i pograć piłką. Można zmusić przeciwnika do gry w defensywie, tak to też wyglądało. To może wygląda nieźle z trybun, to utrzymywanie się przy piłce, ale to niewiele daje.
Szkoleniowiec Szkendiji powiedział, że w pierwszym meczu byli lepsi, a w drugim mieli więcej szczęścia. Też Pan to tak widział?
Załatwili sobie luz psychiczny meczem u siebie, zrealizowali zadanie w stu procentach. Gdybyśmy w I połowie może wykorzystali jakąś sytuację, to mecz mógł inaczej wyglądać. Bramka na 1:1 dała trochę wiary w zwycięstwo, ale nie wiem, czy dała wiarę w zdobycie czterech bramek.
Na osłodę zdobył Pan gola.
Fatalnie wykonałem rzut wolny i dobrze, że przebiegł zawodnik Szkendiji i skierował piłkę do bramki.
Mówił Pan po awansie do pucharów by nie popadać w huraoptymizm, może może się to odbić źle na lidze. Teraz to właśnie na niej możecie się skupić.
Chcieliśmy pograć w Lidze Europy jak najdłużej. Kibice spodziewają się, że polskie drużyny, jadąc do Macedonii, wpakują przeciwnikom worek bramek, a my gonimy Europę. Naszą reprezentacją, ligą, ale Europa nie stoi w miejscu. Są zespoły w takich krajach jak Macedonia, Albania, które mają dobre budżety, wielu zawodników nieźle opłacanych, mogą ściągać do siebie ludzi z regionu, którzy będą dobrze grali. Trzeba patrzeć na nich z pokorą.
Zgodzi się Pan z tym, że awans do kolejnej rundy przegraliście w pierwszym meczu przegranym 0:2?
Na pewno podcięło nam to skrzydła. Mogliśmy tylko wierzyć w to, że u siebie z nie takimi zespołami jak Szkendija wygrywaliśmy trzema, czterema bramkami i ta wiara była w nas. Nie mogliśmy jednak stracić gola, a straciliśmy go dosyć szybko i to nas załamało.
Przegraliście pod względem mentalnym?
Nie powiedziałem, że przegraliśmy przez psychikę, ale za przygotowaniem fizycznym musi iść przygotowanie mentalne. Musimy bez bojaźni wchodzić w europejskie puchary. Mamy grać swoje, bo mamy wysokie umiejętności i trzeba podchodzić do tego z dużym spokojem.