Leszek Ojrzyński, trener Arki Gdynia: Siemaszko nadrobił zaległości. Mogliśmy dać z siebie "maksa"
Arka Gdynia sprawiła dużą niespodziankę, bo wysoko i zdecydowanie pokonała w Kielcach zespół Korony 3:0.
- Dziękuję drużynie, która zagrała dobry mecz. Po ostatnim występie wyjazdowym nie było u nas za wesoło. Zawodnicy wiedzieli też, że po odejściu z Korony przegrałem tu trzy mecze jako trener. W końcu ten stadion został odczarowany i z tego się cieszymy - mówił Leszek Ojrzyński, trener Arki. - Mieliśmy jeszcze więcej sytuacji, ale drużyna gospodarzy też miała swoje okazje. Mecz mógł się podobać, bo było dużo szans bramkowych z obu stron. Zagraliśmy na zero z tyłu, z czego się dodatkowo cieszymy. Ten mecz miał różne fragmenty. Na początku mieliśmy poczekać i próbowaliśmy stworzyć sobie sytuacje. Dlatego wyszedł Siemaszko, który jest bardziej ruchliwy niż Jurado i w 14 minucie miał stuprocentową sytuację, której nie wykorzystał. Potem dobrze wyszedł do podania prostopadłego i "nadrobił zaległości". Prowadziliśmy 1:0 i później graliśmy odważnie. Powiedzieliśmy sobie, że stać nas na to, by dać z siebie "maksa" i nie myśleć o następnych spotkaniach, bo to dzisiejsze jest najważniejsze. To było widać na boisku, że szukaliśmy kolejnych bramek. Wychodziliśmy z kontrami, gdzie 4-5 zawodników wbiegało w pole karne. Po raz pierwszy na prawej stronie wystąpił Szwoch, a Danch zagrał w środku. To były zmiany pod kątem tego przeciwnika, które się powiodły. Danch zrobił swoje w środku pola, a Szwoch strzelił bramkę i zagrał bardzo dobrze.
Żółto-niebiescy już we wtorek zagrają kolejny mecz ligowy, a do Gdyni przyjedzie lider Lotto Ekstraklasy, drużyna Górnika Zabrze.
- Mecz z Koroną to już historia. Teraz przyjeżdża do nas lider z Zabrza i myślimy już o tym spotkaniu, jak to sobie poukładać. Jednego zawodnika rodem z Zabrza straciliśmy, bo Adam Danch ma problemy z kręgosłupem. Zwycięstwo z Koroną chcemy zadedykować naszemu masażyście Markowi Latosowi, który bardzo przeżywał mecz, bo chciał mieć powód do uśmiechu z okazji urodzin - zakończył Ojrzyński.
TOP Sportowy24: zobacz hity internetu