menu

Leszek Ojrzyński musi podnieść Arkę Gdynia. Derby z Lechią Gdańsk coraz bliżej

15 kwietnia 2017, 10:56 | Szymon Szadurski

Leszek Ojrzyński nie ma łatwego początku w Arce. Musi w ekspresowym tempie nastroić drużynę, która ostatnio mocno zawodzi. Czy uda się mu to osiągnąć już na mecz w Gdańsku?


fot. Fot. Arkadiusz Gola

Podnieść z kolan rozbitą, upokorzoną w sześciu ostatnich meczach drużynę i przekształcić ją w waleczną „bandę świrów”, jak dawniej w Koronie Kielce. To zadanie, jakie stoi przed nowym trenerem Arki Leszkiem Ojrzyńskim. Sympatycy żółto-niebieskich marzą, aby charyzmatyczny szkoleniowiec ich ukochanego zespołu zaczął realizować ten plan już od poniedziałkowego spotkania przeciwko Lechii Gdańsk.

Ojrzyński ma jasno nakreślony plan utrzymania Arki w ekstraklasie. Chce również powalczyć 2 maja z faworyzowanym Lechem Poznań w finale Pucharu Polski. Gdyby udało mu się wygrać, byłby to największy sukces w jego trwającej już 20 lat karierze trenera. W Gdyni podpisał kontrakt do końca obecnego sezonu, czyli tak naprawdę na dziesięć spotkań. Umowa zawiera jednak opcję przedłużenia i jest oczywiste, że jeśli Leszkowi Ojrzyńskiemu uda się zrealizować zamierzone cele, czyli przede wszystkim uniknąć degradacji, a w bonusie zdobyć jeszcze Puchar Polski, działacze żółto-niebieskich bardzo chętnie zatrzymają go nad morzem na dłużej. Nowy szkoleniowiec przyglądał się swoim zawodnikom w ostatnich dniach podczas zajęć w Centralnym Ośrodku Sportu w Cetniewie i treningów na obiektach Gdyńskiego Centrum Sportu. Prowadził też indywidualne rozmowy z zawodnikami. Jego zdaniem Arka nie jest wcale tak słaba kadrowo, jak wskazują na to ostanie wyniki.

- Na każdą pozycję mam wartościowego dublera - mówi Leszek Ojrzyński. - To powinna być siła Arki, bo jest w kim wybierać. Na niektórych pozycjach mam wręcz prawdziwy ból głowy i szkoda będzie mi w poniedziałek jednego z zawodników posadzić na ławce.

Dla 44-letniego szkoleniowca, mimo jego młodego wieku, Arka jest już siedemnastym klubem, w którym pracuje. Rozpoczynał trenując trampkarzy Legii Warszawa. Potem był asystentem szkoleniowców w Legionovii i Błękitnych Stargard Szczeciński. Samodzielnie pracę rozpoczął w Milanie Milanówek. Długo tułał się po niższych ligach, często w biednych klubach, osiągając w nich wyniki ponad stan. Jednak już zanim trafił do ekstraklasy, miał okazję prowadzić dzisiejsze gwiazdy polskiego futbolu. W latach 2006-2007 w Zniczu Pruszków, na zapleczu ekstraklasy, miał w drużynie m.in. Roberta Lewandowskiego, Igora Lewczuka, czy Radosława Majewskiego.

O Leszku Ojrzyńskim cała, piłkarska Polska usłyszała jednak dopiero w latach 2011-2013, kiedy Koronę Kielce, uznawaną za jedną z najsłabszych ekip w najwyższej klasie rozgrywkowej, doprowadził do piątego miejsca w tabeli. Jego drużyna imponowała walecznością i dyscypliną taktyczną. Podobnie ma wyglądać gra Arki. Leszek Ojrzyński nie wyobraża sobie, aby zawodnicy nie walczyli i nie biegali, co zarzucali im kibice.

- U mnie sił nie ma dopiero ten, po którego musi przyjechać karetka pogotowia - mówi Leszek Ojrzyński.

W derbach nie będzie mógł wystawić Marcusa da Silvy i Mateusza Szwocha. Zapowiada jednak, że zmian w składzie będzie więcej. Wkrótce chce przyjrzeć się także gdyńskim juniorom i najzdolniejszych z nich nie tylko włączyć do kadry pierwszego zespołu, ale też dawać im szansę na grę.

Derby Trójmiasta coraz bliżej. Piłkarze też już na nie czekają

Dziennik Bałtycki