menu

Legioniści bezczelnie zakpili z kibiców [KOMENTARZ]

9 maja 2013, 15:03 | Sebastian Kuśpik

Krajobraz po wczorajszym meczu na Łazienkowskiej jest, delikatnie mówiąc, niecodzienny. Zamiast niczym niezmąconej radości ze zdobycia po raz trzeci z rzędu Pucharu Polski jest wstyd i zażenowanie postawą piłkarzy. Na boisku i poza nim.

To był jeden wielki piłkarski SKANDAL w wykonaniu piłkarzy Legii. 90 minut bezmyślnej kopaniny bez ładu i składu. Bez jednego groźnego strzału na bramkę (darujmy sobie kopnięcie po ziemi w sam środek Daniela Łukasika). Jedna, JEDNA udana wymiana piłki między trzema zawodnikami. I nic poza tym. Żenada i wstyd. Futbolowy kabaret w wykonaniu potencjalnego mistrza kraju.

Przed meczem wydawało się, że Legia nie ma prawa oddać tego pucharu. Po pewnym dwubramkowym zwycięstwie we Wrocławiu trener Urban poszalał przy zestawianiu wyjściowej „11” i po raz kolejny starał się udowodnić, że ma szeroką i wyrównaną kadrę, dając szansę od pierwszych minut Januszowi Golowi. Rzeczywistość brutalnie sprowadziła go na ziemię i szybko przyznał się do błędu, zmieniając Gola już w 33. minucie spotkania.

Niektórzy mieli za złe Urbanowi, że wybrał sobie najsłabszego psychicznie zawodnika i zrobił z niego kozła ofiarnego. Moim zdaniem każdy może popełnić błąd, ale trwanie w nim na siłę do końca byłoby już głupotą. Przejechał się Urban tej wiosny na Bełchatowie, wystawiając na siłę Dwaliszwilego na skrzydle i do ostatniego gwizdka obstawiając uparcie przy swoim. Wszyscy pamiętamy jak to się skończyło. Tym razem do błędu szybko się przyznał i starał się go naprawić, choć trzeba przyznać, że wprowadzony na plac gry Łukasik niewiele zmienił.

Abstrahując od personalnych decyzji Urbana piłkarze Legii ZAKPILI z tych 29 tysięcy kibiców, którzy zdzierali wczoraj gardła do granic możliwości i stworzyli atmosferę, jakiej nowy stadion przy Łazienkowskiej jeszcze nie widział.

Zakpił Jodłowiec i to nie tylko w czasie gry, ale również po meczu, gdy bezceremonialnie oświadczył, że on błędu przy stracie bramki nie popełnił. „Tylko się poślizgnąłem”.

Nie chcę się powtarzać (WIĘCEJ TUTAJ), ale każda czynność wykraczająca poza wygranie pojedynku główkowego i jak najdalsze wybicie piłki zdecydowanie wykracza poza jego piłkarskie kompetencje. I nie próbujcie udowadniać, że Jodłowiec to obrońca, który nadaje się na Legię, bo ja nie mogę nawet tego przeboleć, że gość zarabia na chleb grając w piłkę. Ostatnio w „Przeglądzie Sportowym” ukazał się artykuł o wdzięcznym tytule „Legijna Jodła już nie gnije”. Tomek błyskawicznie wystosował więc oficjalne sprostowanie w mediach. Wczoraj. Już w 2. minucie.

Zakpił również Brzyski, który po raz enty w tym sezonie „nie dojechał na mecz” – strasznie lubię to określenie. Wczoraj Brzyski nie tyle „nie dojechał”, co został w hotelu na przedmeczowym zgrupowaniu i wpadł tylko na fetę, żeby walnąć sobie pamiątkową fotę z pucharem i odebrać złoty medal.

Zakpił także Janusz Gol do spółki z Ivicą Vrdoljakiem, których rozmontował w środku pola jeden Marcin Kowalczyk. Robił z nimi co chciał. Poustawiał sobie drugą linię jak chciał i nawet plączący się gdzieś między kolanami Stevanović mu w tym nie przeszkodził.

Zakpił Władimer Dwaliszwili, który zanotował przez 90 minut jedno udane podanie, odgrywając z klepki Łukasikowi. Pod bramką Gikiewicza nie zrobił za to nic, co w miarę przyzwoitemu jednak napastnikowi nie przystoi.

Zakpił wreszcie wyjątkowo boleśnie Miroslav Radović, który po wejściu na boisko przeobraził się w karykaturę piłkarza. Forma Serba w ostatnich tygodniach zakrawa o kpinę i wczoraj tylko to potwierdził, a do tego bezczelnie ruszył jeszcze w miasto i balował do 4 rano w warszawskiej Enklawie, o czym napisał dziś portal weszlo.com. Pił oczywiście z Ljuboją, a więc kolejnym dramatycznie słabym tej wiosny piłkarzem, ale że w meczu ze Śląskiem nie grał, to nie będziemy się nim zajmować.

W zespole Legii był wczoraj tylko jeden człowiek, który poważnie potraktował ten mecz i kibiców, którzy zapłacili za bilety i stworzyli przy Łazienkowskiej niezapomnianą atmosferę. Jeden, który może stanąć przed lustrem ze złotym medalem na szyi i uśmiechnąć się z dumą. Jeden, który nie ma sobie nic do zarzucenia. Artur Jędrzejczyk, bo o nim oczywiście mowa, rozegrał wczoraj inny mecz. Szybciej, mądrzej i dokładniej. Z głową i odpowiedzialnością. Zanotował jedno niedokładne zagranie. JEDNO! Tyle samo ile składnych akcji Legii, które można bez wstydu pokazać w telewizji.

Pozostali bezczelnie splunęli kibicom w twarz swoją wczorajszą pseudo grą. Zamiast wyjść i pokazać charakter zrobili sobie z nich jaja. Grając FINAŁ PUCHARU POLSKI pokazali, że ważniejszy jest dla nich ligowy mecz z Jagiellonią. Odpuścili sobie finał krajowego pucharu i postanowili przeczłapać 90 minut licząc na to, że Śląsk będzie na tyle słaby, że tego nie wykorzysta.

Wrocławianie zagrali za to ambitnie i z zębem. Nie był to super mecz w ich wykonaniu, ale zabrakło centymetrów, żeby Piotrek Ćwielong wspaniałą wcinką odrobił straty z pierwszego meczu i ukarał legionistów za ich lenistwo, pozoranctwo i bezczelność.

Szkoda, Piotrek, że Ci się nie udało.

Twitter Sebastian Kuśpik

Czytaj piłkarskie newsy w każdej chwili w aplikacji Ekstraklasa.net na iPhone'a lub Androida


Polecamy