menu

Legia wróciła na zwycięską ścieżkę. Mistrzowie Polski wypunktowali Zagłębie

2 listopada 2013, 22:22 | Marek Koktysz

Legia Warszawa odkupiła winy za niepowodzenie w ostatnim, wyjazdowym meczu w Bydgoszczy z Zawiszą. Na własnym obiekcie pewnie ograła bezbarwne Zagłębie Lubin 2:0. Bramki strzelali Helio Pinto oraz po rzucie karnym Władimer Dwaliszwili.

Opis sobotniego pojedynku pomiędzy mistrzem Polski a Zagłębiem Lubin należy rozpocząć od krótkiego komentarza dotyczącego frekwencji na Łazienkowskiej. Spodziewano się problemów, a tymczasem nie było wcale tak źle. Szczególnie jeśli dodamy, że Zagłębie nie jest szczególnie atrakcyjnym rywalem, a olbrzymia część stolicy wyjechała odwiedzać swoich bliskich z okazji Święta Zmarłych. Do Warszawy przybyła nieliczna grupa kibiców z Lubina, która przez cały mecz była skutecznie zagłuszana przez Żyletę. Sympatycy stołecznego klubu pojawili się na Trybunie Północnej niemal w komplecie.

Od pierwszych minut widać było, że Zagłębie chce odmienić niekorzystną passę, jaką ma w meczach z Legią na ich terenie. Podopieczni Oresta Lenczyka odważnie rozpoczęli mecz, nie odstawiali nóg i głów, czego efektem było groźne starcie Jeża z Dossą w początkowych minutach meczu. Cypryjczyk szybko obejrzał żółtą kartkę. Wojskowi jednak dosyć szybko ustawili Miedziowych do pionu i w swoim stylu zaczęli kontrolować grę… i popisywać się nieskutecznością. Celnych strzałów w pierwszej połowie widzieliśmy jak na lekarstwo.

Zagłębie przestawiło się na grę z kontry, gdyż w zasadzie nic innego im nie pozostało przy tak ekspansywnej grze gospodarzy, którzy zdołali w końcu przemóc obronę gości. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego piłkę głową uderzył jeden z legionistów. Ptak wypluł futbolówkę przed siebie, dopadł do niej Dwaliszwili, który dobrze się zastawił i odegrał do będącego na jedenastym metrze Pinto. Ten pokazał swój kunszt i opanowanie kierując piłkę prosto do siatki. Jeszcze przed tym golem mieliśmy wyróżnić Portugalczyka, gdyż pokazywał się dzisiaj z niezłej strony. W pierwszej połowie potwierdził to bramką. Po pierwszych 45. minutach kibice Legii mieli spore pretensje do sędziego Frankowskiego, o czym dawali znać parokrotnie z trybun. Czy słuszne? Rzeczywiście arbiter pozwalał na dosyć dużo, ale jak już ktoś ewidentnie przesadził, to nie bał się pokazać kartek.

Druga połowa rozpoczęła się od zmiany w Legii. Po raz kolejny już Jan Urban po 45. minutach ściągnął z boiska Henrika Ojamę. Jego miejsce zajął Kucharczyk. Orest Lenczyk na drugą część meczu postanowił od razu posłać do ataku Arka Piecha, który zastąpił Rakelsa. Legia zaczęła podobnie, jak kończyła pierwszą część, a zatem mocno naciskała Zagłębie. To znalazło odzwierciedlenie w 55. minucie, kiedy perfekcyjnie rozegrali rzut rożny. Po dośrodkowaniu w pole karne piłkę chciał „splasować” Vidanov, ale… zapomniał, że to nie ten sport. Sędzia podyktował karnego, którego wykorzystał Dwaliszwili.

Zagłębie próbowało odpowiedzieć na bramkę Legii w 61. minucie po pierwszej od dłuższego czasu składnej akcji. Abwo znakomicie wpadł w pole karne, oddał do Jeża, który zwrócił mu piłkę. Zawodnik Miedziowych nie potrafił jednak pokonać Skaby. Przed jego nogami dosłownie zaroiło się od defensorów Legii, którzy całą mocą bronili swojego golkipera. Drugie trafienie dla Legii nieco napędziło Zagłębie. Ataki gości zagęszczały się, ciężar ich rozprowadzania brał na siebie w zdecydowanej większości Arkadiusz Piech, który po wejściu na murawę był bardzo widoczny.

Goście zaczęli się coraz bardziej odkrywać, co narażało ich na zabójcze kontry Legii. Gospodarze mieli więcej miejsca na połowie rywali, więc mogli przeprowadzać szybsze i groźniejsze ataki aniżeli w pierwszej części spotkania. Nie pozwolił o sobie zapomnieć Wojciech Skaba, który znowu… delikatnie rzecz ujmując nie emanował spokojem. W 78. minucie piłka dośrodkowana przez piłkarza Zagłębia wypadła mu z ręki, ale na szczęście gospodarzy szybko do niej doskoczył, a obok był Dossa, który asekurował niepewnego golkipera Wojskowych. Dwubramkowe prowadzenie chyba usatysfakcjonowało Legię, bo w końcówce wyraźnie obniżyli tempo. Legioniści zaczęli już chyba myśleć o czwartkowym meczu przeciwko Trabzonsporowi.

Zagłębie próbowało jeszcze ukąsić mistrzów kraju, ale brakowało pomysłu i wykończenia. Starał się jak mógł Arek Piech, ale on sam meczu nie wygra. Wojskowym humory może popsuć prawdopodobnie kolejna kontuzja w zespole. W 88. minucie murawę na noszach opuścił bowiem Helio Pinto. Portugalczyk notował coraz to lepsze spotkania, a teraz może opuścić parę spotkań. Na informację o jego stanie zdrowia musimy jednak poczekać. Legia Warszawa zapomina o Zawiszy Bydgoszcz, pewnie pokonuje Zagłębie i zaczyna już obmyślać taktykę na czwartkowy mecz z Trabzonsporem.


Polecamy