menu

Jodłowiec zapewnił Legii skromne zwycięstwo w klasyku z Widzewem

10 listopada 2013, 19:53 | Daniel Kawczyński

Dobre widowisko obejrzeli kibice w Łodzi, gdzie Widzew podejmował Legię w nieco już zakurzonym klasyku. Warszawianie ostatecznie okazali się lepsi, zwyciężając 1:0 po bramce Tomasza Jodłowca.

Pierwsza połowa to typowy mecz walki, nieśmiałych wymian ciosów i fauli. Legia była stroną przeważającą, starała się narzucić swój styl gry, częściej utrzymywała się przy piłce, ale swoje akcje kończyła z reguły przed szesnastym metrem. W realizacji celów skutecznie przeszkadzała zdyscyplinowana defensywa Widzewa, który choć ustępował, czerpał z meczu o wiele więcej. W 18.minucie oddał pierwszy celny strzał w tym meczu. Z ostrego kąta szansy szukał Krystian Nowak, Wojciecha Skaba niepewnie wybił futbolówkę do przodu, ale do dobitki nie udało się już dojść.

Spotkanie nabrało niewielki rumieńców dopiero w ostatnich dziesięciu minutach premierowej odsłony. Piłkę nad bramkę widowiskom wolejem w posłał Tomasz Brzyski, w odpowiedź Ałeksejs Visnakovs wypatrzył w polu karnym brata Eduardsa. Łotysz nie był pilnowany, doszedł do główki i minimalnie przestrzelił. Pięć minut przed końcem legioniści wypatrzyli błąd w kryciu łodzian, dzięki czemu Helio Pinto mógł spokojnie szukać szansy po uderzeniu z ostrego kąta. Na posterunku był jednak Maciej Mielcarz, podobnie jak po mocnym uderzeniu Dominika Furmana z rzutu wolnego.

Po wyjściu z szatni Legia nie zmieniła taktyki. Ciągle poczynała pewnie, niby przeciętne bez błysku, ale za to z lepszym skutkiem. W 59.minucie w polu karnym Widzewa zakotłowało. Mimo licznych szans, nikt z gospodarzy nie potrafił z jajem wyekspediować futbolówki do przodu. Ta ostatecznie trafiła na lewą flankę, skąd Tomasz Brzyski wypatrzył pozostawionego bez opieki Tomasza Jodłowca. Obrońca mistrzów Polski z bliska pokonał głowę Mielcarza.

Dla Widzewa to siedemnasty mecz ze straconym golem. Gol podniósł wiarę gości. Do końca spotkania pewnie kontrolowali przebieg boiskowych wydarzeń, spokojnie wymieniali podania na własnej połowie, od czasu do czasu zrywając się na akcje skrzydłami. Po jednej z nich wrzutkę Michała Kucharczyka zdołał przeciąć Władimir Dwaliszwili. I pewnie byłoby 2:0, gdyby... twarz bramkarza łodzian nie zaabsorbowała zmierzającej do bramki futbolówki. Chwilę po tym Gruzin znów miał sytuację i znowu Mielcarz przeszkodził mu w spełnieniu zadania.

Widzew po utracie gola poczynał zupełnie bez ikry. Prosta jak elementarz taktyka polegająca na kierowaniu dalekich futbolówek do najbardziej wysuniętego Eduardsa Visnakovsa, nie miała szans powodzenia wobec dobrze zorientowanej defensywy Legii. Jedyne zagrożenie pod bramką Wojciecha Skaby zachodziło na skutek prób z dystansu (dwa razy Velijko Batrović) lub... przypadku. Tak było, kiedy Princewill Okachi z kopnął z półwoleja w polu karny,. Piłka odbiła się rykoszetem od murawy i wylądowała na słupku bramki Skaby. W doliczonym czasie gry próbował jeszcze lobować z dystansu Alen Melunović, ale wracający bramkarz Legii zatrzymał piłkę na linii bramkowej.


Polecamy