menu

Legia musi poprawić stałe fragmenty gry

4 marca 2013, 15:31 | Maciej Rybiński

We współczesnej piłce ważną, a często kluczową rolę odgrywają stałe fragmenty gry. Ich skuteczne wykonywanie nieraz przesądziło o wyniku najbardziej wyrównanych pojedynków. Jednak nie każda drużyna potrafi z tego korzystać. Dobrym tego przykładem jest Legia Warszawa, która musi znacząco poprawić ten element sztuki piłkarskiej, jeśli rzeczywiście chce utrzymać przewagę nad rywalami aż do samego końca rozgrywek Ekstraklasy.

Legia Warszawa - GKS Bełchatów
Legia Warszawa - GKS Bełchatów
fot. T-Mobile Ekstraklasa

Wokół meczu Legia - GKS Bełchatów: "Żyleta" nie obudziła Wojskowych


Początek rundy wiosennej wypada dla zespołu Jana Urbana bardzo źle. Jeden punkcik w dwóch meczach jest dla warszawskich kibiców ogromnym rozczarowaniem. Legia wiosną gra tak, jak jej rywal pozwala. A Korona i Bełchatów nie pozwoliły na zbyt wiele. Zaskakujące było zwłaszcza to, że nawet niedoświadczeni gracze outsidera Ekstraklasy w licznych momentach robili na boisku przy Łazienkowskiej, co chcieli.

Każdy sympatyk Legii patrzący na boiskowe wydarzenia w trakcie sobotniej rywalizacji z GKS Bełchatów, mógł tylko załamywać ręce. Ewidentny brak pomysłu na grę w drużynie gospodarzy wywoływał irytację, którą z kolei potęgowały kolejne próby dośrodkowania w pole karne gości ze stałego fragmentu gry. Uderzenia stojącej piłki w wykonaniu Tomasza Brzyskiego kończyły się najczęściej na najbliżej ustawionym obrońcy bełchatowian. Niecelne zagrania lewego obrońcy Legii były o tyle niezrozumiałe, że jeszcze w poprzedniej rundzie należał on do jednych z lepiej egzekwujących rzuty wolne i rożne piłkarzy w Ekstraklasie. Jednego z trzech goli zdobytych w brawach Polonii w tym sezonie, strzelił bezpośrednio z rzutu wolnego. Jego dośrodkowania również były mocną stroną drużyny z Konwiktorskiej – zaliczył w ten sposób trzy asysty. A po dwóch miesiącach spędzonych przy Łazienkowskiej wygląda, jakby już wszelkie umiejętności w tej dziedzinie zatracił. Choć może ta indolencja tyczy się jedynie rozgrywek Ekstraklasy, bo w pucharowym pojedynku z Olimpią Grudziądz potrafił dokładnie dośrodkować na głowę Artura Jędrzejczyka z rzutu rożnego.

Drugim egzekutorem stałych fragmentów w Legii jest Dominik Furman. On w sobotę miał przynajmniej siłę kopnąć mocno na środek pola karnego, jednakże piłka leciała odrobinę za wysoko i była w każdym przypadku łatwym łupem dla bramkarza gości, Emilijusa Zubasa. Czy więc dokładne dośrodkowanie ustawionej nieruchomo piłki jest aż tak trudne?

Przy takich pytaniach starsi kibice Legii przypominają natychmiast Kazimierza Deynę. Nieco młodsi – Leszka Pisza. A najmłodsi? Oni mają problem. Jeśli by nawet uznać, że tacy zawodnicy jak Edson, Aleksandar Vuković, Maciej Iwański czy Tomasz Kiełbowicz się w tym specjalizowali – choć samo porównywanie ich do dwóch poprzednich jest mocno na wyrost – to i tak nie zmienia to faktu, że stałe fragmenty gry nie są mocną stroną Legii już od dawna.

W 17 ligowych meczach Legia zdobyła dotąd 34 gole, najwięcej w lidze, z czego ledwie dwa po dośrodkowaniach ze stałych fragmentów gry. Oba padły w trudnych momentach. Przeciwko Piastowi Gliwice na 2:2 strzałem głową po rzucie rożnym Jorge Salinasa trafił Jędrzejczyk. Ostatecznie mecz w samej końcówce wygrali legioniści. Również na 2:2 gola głową po dośrodkowaniu Daniela Łukasika z wolnego strzelił Koronie w Kielcach Inaki Astiz. Tym razem jednak podopieczni Jana Urbana przegrali. Ale umiejętność skutecznego wykonywania stałych fragmentów gry jest ważna. Zwłaszcza wtedy, gdy drużyna jest ewidentnie w słabszej formie i ma problem ze złapaniem odpowiedniego rytmu gry. A tak właśnie dzieje się z Legią na wiosnę. Jeśli marzenia drużyny z Łazienkowskiej o mistrzowskim tytule mają się ziścić, to nad rzutami wolnymi i rożnymi trzeba jeszcze mocno popracować.

Śląsk Wrocław ma Sebastiana Milę, a jaką wartość to oznacza dla tej drużyny najlepiej pokazał grudniowy mecz Śląska z Legią. O zwycięstwie podopiecznych Stanislava Levy’ego w tym zaciętym pojedynku zdecydował jeden precyzyjnie rozegrany przez Milę rzut rożny. Podobną rolę w Ruchu Chorzów spełnia Marek Zieńczuk. Ubiegły sezon zakończył się minimalnymi różnicami punktowymi na szczycie tabeli, a Legię wyprzedziły właśnie te dwa zespoły – Śląsk i Ruch. Nie była to, rzecz jasna, wyłącznie zasługa dobrze wykonywanych stałych fragmentów gry, ale był to jeden z głównych elementów, jakie zdecydowały o finalnym podziale miejsc na podium mistrzostw Polski.

Jeśli trener Urban nie znajdzie recepty na poprawę jakości gry swojego zespołu, to tytuł mistrzowski znów przejdzie Legii koło nosa. Ale żeby tę sprawę rywalom utrudnić warto poświęcić nieco więcej czasu na treningu na ćwiczenie stałych fragmentów gry. Nie zaszkodzi, jeśli Brzyski z Furmanem i kolegami będą zostawać po treningach konkretnie w tym właśnie celu. Tak robił choćby David Beckham, będąc jeszcze w Manchesterze. Sinisa Mihajlović swe diabelnie precyzyjne uderzenie również musiał wytrenować. Legionistów też na to stać. Niech biorą przykład z najlepszych.

Legia Warszawa

LEGIA WARSZAWA - serwis specjalny Ekstraklasa.net

Twitter

Twitter


Polecamy