Legia mogła być już mistrzem, za to teraz może zostać nim Lech
Na dwie kolejki przed końcem sezonu aż pięć drużyn wciąż ma szansę na mistrzostwo Polski - czegoś takiego jeszcze w naszej ekstraklasie nie było. Od kilku lat słyszymy co prawda, że poziom ligi się wyrównuje (można się tylko spierać, czy jest to równanie w górę, czy w dół). Do tej pory zawsze znajdował się jednak przynajmniej jeden zespół wybijający się ponad przeciętność. Jak choćby przed rokiem Wisła Kraków...
fot. Piotr Galas
Jeszcze niedawno wydawało się, że kimś takim będzie w tym sezonie Legia Warszawa. - Już powinna być mistrzem. Ma zdecydowanie największy potencjał - mówi były kadrowicz i piłkarz stołecznej drużyny Dariusz Dziekanowski, i nie sposób posądzać go o stronniczość.
Po tym, jak Legia rozgromiła zaraz na początku rundy wiosennej Śląsk Wrocław (4:0, i to na wyjeździe), trudno było sobie wyobrazić inny scenariusz. Tym bardziej że w przypadku Śląska nie była to jednorazowa wpadka.
Zespół Macieja Skorży też gra jednak wiosną w kratkę. Potrafi wygrać we Wrocławiu, pokonać u siebie Ruch Chorzów. Traci za to punkty z ligowymi średniakami. W ogóle ostatnio głównie traci. Z siedmiu ostatnich spotkań ligowych Legia wygrała tylko jedno. Nadal jest liderem, ale tylko dzięki temu, że rywale też notują wpadki.
Drugi w tabeli Śląsk wyprzedza jednak już tylko lepszym bilansem bezpośrednich spotkań. To on, zgodnie z regulaminem T-Mobile Ekstraklasy, decyduje w pierwszej kolejności. Najpierw liczba zdobytych punktów, potem bilans bramek i te zdobyte na wyjeździe (jeśli taką samą liczbę punktów mają więcej niż dwie drużyny, układa się tzw. małą tabelę).
Na dwie kolejki przed końcem sezonu Legia i Śląsk mają po 50 pkt. Trzeci jest Ruch (49 pkt). Tuż za podium są jeszcze Lech Poznań i Korona Kielce (po 48 pkt). Każdy z pretendentów rozegra jeszcze po jednym meczu u siebie i na wyjeździe.
Legia nadal jest w uprzywilejowanej sytuacji. Jeśli wygra oba, nic nie pozbawi jej tytułu. O punkty nie będzie jednak łatwo. W czwartek czeka ją wyjazdowe starcie z Lechią. Gdańszczanie nie wygrali na własnym stadionie od 28 listopada 2011 r., ale tanio skóry na pewno nie sprzedadzą. Wciąż potrzebują jednego punktu, by zapewnić sobie utrzymanie w ekstraklasie.
Na koniec zespół Skorży zagra u siebie z Koroną. Kielczanie najpierw podejmą za to Widzew Łódź, który pewny jest już ligowego bytu i nie wygrał w dodatku od siedmiu spotkań. Niełatwo ma też Śląsk. Wicelidera czeka najpierw mecz u siebie z Jagiellonią (z Legią pokazała, że nie można jej lekceważyć). Później wyjazd do Krakowa na spotkanie z Wisłą.
W lepszej sytuacji znajduje się Ruch. Przynajmniej teoretycznie, bo najpierw zagra na wyjeździe ze zdegradowaną już Cracovią. Później podejmie u siebie Lechię. Tu dużo zależeć będzie od tego, czy ta ostatnia przyjedzie do Chorzowa pewna już utrzymania (wariant łatwiejszy dla gospodarzy), czy też nadal będzie szukać brakującego punktu (wariant trudniejszy).
Dobrze dysponowani Niebiescy są jednak w stanie pokonać tę przeszkodę. W tym jednak cały problem, że ostatnio spisują się znacznie poniżej oczekiwań. Zupełnie jakby zniechęciły ich dwie porażki z Legią (0:2 w lidze i 0:3 w finale Pucharu Polski). W ostatniej kolejce podopieczni Waldemara Fornalika tylko zremisowali u siebie 2:2 z przedostatnim w tabeli ŁKS-em.
Biorąc to wszystko pod uwagę można zakładać, że najłatwiejszy terminarz ma Lech. Zespół z Poznania najpierw zagra u siebie z Podbeskidziem, które po zapewnieniu sobie utrzymania mocno spuściło z tonu (jego trener przyznał nawet, że najlepiej by było, gdyby sezon już się skończył). Na koniec Kolejorz zmierzy się na wyjeździe z Widzewem. Można więc zakładać, że zdobędzie komplet punktów.
Tym bardziej, że po zmianie na stanowisku trenera (José Mari Bakero zastąpił Mariusz Rumak) Lech odrodził się niemal jak Feniks z popiołów. Jeszcze niedawno wydawało się, że skończy sezon w środku tabeli. Z ostatnich siedmiu spotkań wygrał jednak sześć. Pokonał m.in. Legię przy Łazienkowskiej, co oznacza, że przy równej liczbie punktów wyprzedzi ją w tabeli (jesienią przy Bułgarskiej było 0:0). Korzystny bilans zespół Rumaka ma również ze Śląskiem i Koroną. Remisowy z Ruchem.
- Na tabelę będę patrzeć dopiero 6 maja - zapowiada trener Lecha, ostrzegając piłkarzy i kibiców przed nadmierną ekscytacją. Wielu ekspertów jest jednak zdania, że kwestia tytułu rozstrzygnie się właśnie między jego zespołem a Legią. Mówią o tym m.in. Andrzej Juskowiak (były kadrowicz i piłkarz Lecha) i Tomasz Kłos (były kolega Juskowiaka z reprezentacji).
- Wciąż mam nadzieję, że polskiej drużynie uda się wreszcie awansować do grupowej fazy Ligi Mistrzów. Dlatego dla naszej piłki byłoby najlepiej, gdyby tytuł wywalczyły Legia bądź Lech, bo one mają na to największe szanse - uważa trener Bogusław Kaczmarek, były asystent Leo Beenhakkera.