Legia dopiero zaczyna grę o tron. "Nie skreślajcie nas"
Piątkowym zwycięstwem z Zagłębiem Lubin (3:1) Legia przełamała passę czterech meczów bez wygranej. - Spokojnie, dopiero zaczęliśmy drugą część sezonu. Zostało jeszcze sporo meczów - apelują piłkarze mistrza Polski.
fot. Szymon Starnawski /Polska Press
Przed piątkowym meczem nikt nie spodziewał się, że Legię w Lubinie czeka lekka, łatwa i przyjemna przeprawa. Z poprzednich czterech spotkań z Zagłębiem Wojskowi wygrali jedno, ostatnie dwa przegrali. Poza tym drużyna Jacka Magiery nie zaczęła roku z wysokiego C. Po skromnej wygranej z Arką przyszły remis z Ajaksem, porażka z Ruchem, przegrany rewanż z Holendrami i remis z Bruk-Bet Termaliką. Po bramce Thibaulta Moulina w pierwszej połowie wydawało się, że tym razem legioniści mogą dość spokojnie wygrać. Mecz obfitował jednak w zwroty akcji i sytuacje pod obiema bramkami. Gol Arkadiusza Woźniaka na początku pierwszej połowy pobudził apetyt Zagłębia na następne. Legia przetrwała jednak trudne chwile i w końcówce zdobyła dwie bramki dające jej wygraną.
„Złodzieje!” - żegnali sędziów kibice gospodarzy wściekli na to, że Jarosław Przybył nie uznał dwóch bramek dla Zagłębia przy stanie 1:1. W obu przypadkach odgwizdał spalone po rzutach wolnych wykonywanych przez Filipa Starzyńskiego. Tak padł też uznany przez arbitra gol. Adam Hlousek nie upilnował Woźniaka (Czech może usprawiedliwiać się tylko tym, że z jakiegoś powodu krył dwóch zawodników jednocześnie), a ten z bliska wbił piłkę do bramki. Fanom Legii przypomniały się pewnie jesienne mecze, w których Wojskowi zdecydowaną większość bramek tracili właśnie po stałych fragmentach.
- Fakt, ciężko idzie nam obrona stałych fragmentów. Wiedzieliśmy, że Starzyński ma świetnie ułożoną nogę. Mieliśmy na to uważać, ale i tak jego dośrodkowania sprawiały nam wiele problemów - przyznał Arkadiusz Malarz. - Zgadza się, największy problem mieliśmy z wrzutkami Starzyńskiego. Na pewno będziemy musieli mocno popracować nad takimi sytuacjami - wtórował mu Miroslav Radović.
Innego zdania był Vadis Odjidja-Ofoe. - Fakt, straciliśmy gola po rzucie wolnym. Ale w dwóch kolejnych sytuacjach, gdy piłka wpadła do bramki, złapaliśmy rywali na spalonym. Wydaje mi się, że nie broniliśmy się tak źle. Moim zdaniem to nie jest duży problem - uważa Belg. Powtórki pokazały, że obrona Legii faktycznie zastawiła skuteczne pułapki ofsajdowe, a pretensje fanów z Lubina były nieuzasadnione. Przybył popełnił za to błąd uznając gola Sebastiana Szymańskiego w końcówce. Na tablicy wyników było już jednak wtedy 1:2 (po golu Macieja Dąbrowskiego).
Mecz był bardziej wyrównany niż wskazuje na to wynik, legioniści mają jednak powody do optymizmu. Serce każdego kibica rośnie, gdy patrzy na grę Odjidji-Ofoego. Piłka wykonuje polecenia Belga jak posłowie szefa partii. Pomocnik potrafi minąć kilku rywali w pełnym biegu, co pokazał choćby przy akcjach zakończonych bramkami Moulina i Szymańskiego. Nic dziwnego, że ten ostatni nazwał niedawno na naszych łamach Odjidję piłkarzem z kosmosu.
Legioniści prowadzeni przez belgijskiego generała pokazali, że wciąż liczą się w walce o tytuł. - Zdaję sobie sprawę z tego, że wielu chce widzieć Legię na drugim czy trzecim miejscu. Ale spokojnie. Dopiero zaczęliśmy drugą część sezonu. Zostało jeszcze sporo meczów. Nie skreślajcie nas. Jeśli będziemy grać na miarę naszych możliwości, a tak będzie, to nie powinniśmy mieć problemów z obroną tytułu - zapowiada Radović.