Lechici po rewanżu z AIK: Zaliczka rywala była zbyt duża
Przed drugim spotkaniem z AIK w obozie Lecha panował bojowy nastrój, słychać było głosy, że zespół wierzy w odrobienie trzybramkowej straty. Po wygranym 1:0 spotkaniu podopieczni Mariusza Rumaka zgodnie twierdzili, że zaliczka z pierwszego meczu okazała się zbyt duża, by myśleć o awansie do kolejnej rundy.
- Oceniając ten dwumecz, to zdecydowanie za wysoko przegraliśmy na wyjeździe – mówił po spotkaniu Łukasz Trałka. - Oczywiście wierzyliśmy przed tym meczem, że uda nam się odrobić straty, chcieliśmy szybko strzelić bramkę i szkoda, że chociaż jedna nie wpadła do przerwy, bo wtedy to spotkanie zupełnie inaczej by wyglądało. Strzeliliśmy bramkę w siedemdziesiątej którejś minucie, później tego czasu nie zostało nam zbyt wiele. Trzeba pamiętać, że AIK to też nie jest przypadkowy zespół, grał bardzo solidnie i konsekwentnie w defensywie. Jedyny plus jest taki, że odpadamy z europejskich pucharów po meczu zwycięskim – kontynuował sprowadzony z Polonii Warszawa zawodnik.
Podobnie, jak Trałka, również Bartosz Bereszyński stwierdził, że strzelona w pierwszej połowie bramka zmieniłaby diametralnie oblicze spotkania. – Uważam, że jeżeli strzelilibyśmy bramkę do przerwy to byłby zupełnie inny mecz. Były ku temu okazje, dwie miał Mateusz Możdżeń: raz bardzo dobrze uderzył, za drugim strzał zablokowali mu obrońcy. Gdyby coś wpadło, to byśmy poczuli nadzieję, jeszcze większą wiarę i poszlibyśmy za ciosem. Bramka padła jednak w 70. minucie, od tej pory AIK praktycznie nie wyszedł z własnej połowy, my staraliśmy się strzelić kolejnego gola. Okazało się, że na tym poziomie nie ma już zespołów, które z trzybramkową zaliczką przyjeżdżają na teren przeciwnika i dają sobie wydrzeć zwycięstwo. Chcieliśmy osiągnąć awans, przejść do historii, niestety nie udało się – mówił wracający z wypożyczenia do Warty zawodnik.
Piłkarze „Kolejorza” komplementowali rywala, jednocześnie podkreślając, że nie był on aż tak dobry, by zwyciężyć 3:0 w pierwszym spotkaniu. – AIK to bardzo dobrze zorganizowany zespół, spodziewaliśmy się tego, że wyjdą wysoko ustawieni. Wygrali w pierwszym meczu 3:0, ale teraz nie mogli cofnąć się i czekać na nasze ataki, starali się przeszkadzać nam w konstruowaniu akcji. Ciężko było przedostać się przez ich linię pomocy – mówił Rafał Murawski. – Dzisiaj zaprezentowaliśmy się dobrze. Zawaliliśmy ostatni mecz w Sztokholmie, przegraliśmy zdecydowanie za wysoko, nie musiało tak być. Nie zagraliśmy tam bardzo słabo, pierwsza połowa była dobra w naszym wykonaniu, później przegrywając 0:1 mogliśmy to przeczekać, nie rzucać się do ataku. A tak przeciwnik nas wypunktował. Myślę, że w lidze będzie zupełnie inaczej, mamy pewien bagaż doświadczeń z rozgrywek europejskich i to powinno zaprocentować – kontynuował uczestnik Euro 2012.
W podobnym tonie wypowiadał się Trałka. – Ta zaliczka z pierwszego meczu była zdecydowanie za duża, AIK nie stworzył tylu sytuacji, by wygrać taką różnicą bramek. Wszystko, co mogli, to strzelili, nam zabrakło też trochę szczęścia. Ale co zrobić, tego już nie odwrócimy – mówił.
Przed Lechem teraz dwa dni przerwy, a w niedzielę pojedynek Pucharu Polski z Olimpią Grudziądz. Faworytem spotkania są oczywiście poznaniacy, nie mogą jednak zlekceważyć rywala, bo w rozgrywkach pucharowych często zdarzają się niespodzianki. – Wiadomo, że Puchar Polski jest dla nas bardzo ważny i jedziemy po to, żeby wygrać. Pamiętamy poprzednią edycję, kiedy Limanovia wyeliminowała bodajże Lechię Gdańsk. Także niespodzianki się zdarzają, ale mam nadzieję, że takiej nie będzie w niedzielę. Nie można powiedzieć, że czeka nas łatwy mecz, dla rywala to bardzo ważne spotkanie, każdy chce pokazać się z jak najlepszej strony na tle zespołu z Ekstraklasy. Oni żyją tym meczem od samego losowania, a my po prostu mamy kolejne spotkanie, które musimy wygrać – mówił Trałka.
Wypowiedzi w Poznaniu zebrał: Wojciech Maćczak / Ekstraklasa.net