menu

Lechia z Ruchem na remis. Było nudno i zimno. Słabe widowisko w Gdańsku

24 listopada 2013, 17:29 | jac, mgs

Lechia Gdańsk zremisowała bezbramkowo z Ruchem Chorzów. Mecz był tak nieciekawy, że mógłby posłużyć za piłkarską definicję jesiennej depresji. Na boisku nic się nie działo, a na trybunach było wietrznie i deszczowo. Kibice Lechii tak nudzili się grą swojej drużyny, że prześmiewczo celebrowali wyimaginowane bramki.

Relację z pierwszej połowy należałoby streścić do jednego zdania – odbyła się. Piłkarze tak bowiem zanudzali kibiców, że zapadnięcie w sen uniemożliwiła tylko fatalna pogoda, objawiająca się niską temperaturą i rzęsiście padającym deszczem, która najdotkliwiej dała się we znaki fanom z dolnych rzędów trybun.

Główni aktorzy meczu, czyli zawodnicy, jakoś niespecjalnie poczuwali się do obowiązku „ocieplenia” atmosfery. Ci z Lechii zaatakowali tylko dwa razy; w 7. minucie, kiedy główkę Sebastiana Madery po rzucie rożnym nad bramką przeniósł Michał Buchalik, i tuż przed zejściem do szatni, gdy z ostrego kąta tuż obok prawego słupka kopnął Piotr Grzelczak. Ruch, którego taktyka opierała się na tym, by nie stracić gola, oddał tylko jeden celny strzał – w 29 minucie z wolnego spróbował Filip Starzyński, którego to uderzenie Mateusz Bąk obronił… kolanem.

Równie nudno było po przerwie. Ruch bardzo rzadko gościł na połowie Lechii, natomiast gospodarze nie mieli pomysłu na to jak ukąsić rywala. Półwolejem próbował Paweł Dawidowicz, potem z okolicy pola karnego strzelał Piotr Wiśniewski, a jako trzeci uderzeniem z dystansu szczęścia szukał Daisuke Matsuim. Tylko Dawidowicz kopnął w światło bramki, na dodatek w taki sposób, że Buchalik mógł, co zresztą uczynił, wypluć piłkę i poczekać na dobiegającego przeciwnika. Podział punktów należy uznać za sprawiedliwy. Żadna z drużyn nie zrobiła na tyle dużo, by zdobyć bramkę.


Polecamy