Lechia pobiła rekord frekwencji i Legię! Złoty gol Makuszewskiego, czerwona kartka Dudy
36,5 tys. na stojąco oklaskiwało Lechię Gdańsk po meczu z Legią Warszawa. Zespół Jerzego Brzęczka, choć bardzo długo grał w przewadze jednego zawodnika, w ostatnich minutach strzelił gola, który zaważył o zwycięstwie nad aktualnym mistrzem i liderem tabeli.
Po raz pierwszy w historii blisko czteroletnich występów Lechii na bursztynowym stadionie na mecz przyszło tak wielu widzów. Nawet inauguracyjne starcie z Cracovią nie cieszyło się aż takim zainteresowaniem. Wówczas sprzedano 34 444 biletów. Dzisiaj – 36 500. Chętnych było ponoć jeszcze więcej, jednak z uwagi na konieczność utworzenia sektorów buforowych, oddzielających kibiców gości od gospodarzy, klub musiał wyłączyć z dystrybucji około 4 tys. miejsc.
Do ostatniej chwili skład Lechii był owiany tajemnicą. Z czasem walczyli bowiem Jakub Wawrzyniak i Sebastian Mila, którzy nabawili się urazów w trakcie meczu reprezentacji Polski z Irlandią (1:1). Obaj mieli pauzować po dwa tygodnie, a więc ich ewentualny powrót obliczony był właśnie na spotkanie z Legią. Ostatecznie jednak ani Wawrzyniak, ani Mila nie znaleźli się w jedenastce: pierwszy zasiadł na trybunach, natomiast drugi na ławce rezerwowych. Trener Jerzy Brzęczek dokonał w sumie czterech zmian w porównaniu do przegranego 2:3 meczu z Cracovią. Przeciwko Legii od początku zagrali m.in. Piotr Wiśniewski i Kevin Friesenbichler.
Pierwsze minuty meczu wyglądały tak, jakby wynik miał decydować o zdobyciu trofeum. Presja pętała nogi do tego stopnia, że piłkarze jednej i drugiej drużyny nie potrafili przeprowadzić zgranej akcji. Wszystko rozgrywało się więc w środku pola. Raz piłkę miała Lechia, raz Legia, ale nic ważnego z tego nie wynikało. Do 39 minuty.
To właśnie wtedy, na chwilę przed zejściem do szatni, nieostrożnie zachował się pomocnik gości, Ondrej Duda. Młody Słowak, choć słynie z ładnych kopnięć na bramkę, tym razem z impetem kopnął… w nogi przeciwnika – Grzegorza Wojtkowiaka. Sędzia Bartosz Frankowski nie miał wątpliwości, że wejście było brutalne i pokazał czerwoną kartkę. Dla Legii wyrzucenie Dudy z boiska oznaczało zmianę taktyki na całą drugą połowę. Zbyt ryzykowne granie w osłabieniu mogło wiele kosztować. Jeszcze przed przerwą mistrzów Polski postraszył Stojan Vranjes, który uderzył w prawy słupek.
W drugiej połowie Lechia próbowała zagrać odważniej. Po godzinie gry trener Brzęczek zdjął nawet z boiska lewego obrońcę, Mavroudisa Bougaidisa dając szansę kolejnemu skrzydłowemu, Bruno Nazario. Ten manewr miał zwiększyć siłę rażenia zespołu, ale na dobrą sprawę niczego nie zmienił. Legia nadal dobrze zabezpieczała tyły, nie pozwalając na oddanie groźnego strzału.
Ciekawej zrobiło się dopiero pod koniec, kiedy na murawę wszedł Antonio Colak. Najskuteczniejszy napastnik Lechii potrzebował chwili, żeby stworzyć sobie trzy okazje. Po tej ostatniej piłka zatrzepotała nawet w siatce, ale sędzia dopatrzył się faulu na Dusanie Kuciaku.
Lechia zwietrzyła jednak szansę i w końcu dopięła swego. W 86 minucie 36,5 tys. publiczność do czerwoności rozgrzał Maciej Makuszewski. Choć ten skrzydłowy nie był ostatnio w najwyższej formie i nie mierzy więcej niż 175 centymetrów wzrostu , to gola strzelił i to z główki.