Lech stracił zwycięstwo z Koroną w ostatniej sekundzie meczu!
Lech Poznań na własne życzenie stracił zwycięstwo z Koroną Kielce. "Kolejorz" prowadził do przerwy 2:1, a w nudnej drugiej połowie nic nie zwiastowało zmiany rezultatu. Korona grała jednak do końca i po stałym fragmencie zdobyła wyrównującą bramkę w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry!
Spotkanie zaczęło się dla gospodarzy fatalnie. Już na samym początku, w 5. minucie Jevtić dośrodkował piłkę z prawej strony boiska, we własnej szesnastce Paweł Golański wybił ją tak, że trafiła pod nogi Hamalainena, a Fin bez najmniejszych problemów wpakował ją do bramki.
Poznaniacy dominowali i co rusz zagrażali bramce, której bronił Cerniauskas. W 10. minucie gry, po dośrodkowaniu z rzutu rożnego bardzo groźnie uderzał Kamiński, ale Litwin popisał się świetnym refleksem i sparował ten strzał. Cztery minuty później Lech miał kolejną świetną sytuację, którą stworzyli mu... gospodarze. Vanja Marković bezpiecznie wycofał piłkę do Dejmka, ale ten źle ją przyjął i sam na sam z bramkarzem wyszedł Lovrencsics. Węgier jednak nie dał rady jej wykorzystać i przestrzelił.
W 16. minucie meczu mieliśmy wyrównanie. Paweł Golański nieco zrehabilitował się za klops z początku meczu i kapitalnie dośrodkował z rzutu rożnego. Najwyżej w polu karnym wyskoczył Olivier Kapo i Francuz głową skierował piłkę do bramki.
Po golu gra się troszkę uspokoiła. Lech po straconej bramce spuścił z tonu, ale jak się po czasie okazało, na niezbyt długo. Karol Linetty ładnym zagraniem uruchomił Szymona Pawłowskiego, ten wymanewrował Piotra Malarczyka i stanął oko w oko z Cerniauskasem, czego nie zmarnował.
W 31. minucie gospodarze spróbowali odpowiedzieć. Źle wybitą z pola karnego piłkę zgarnął Vlastimir Jovanović, którego świetny strzał zdołał wybronić jednak Maciej Gostomski. Po chwili po dośrodkowaniu z rzutu rożnego głową uderzał Kamil Sylwestrzak, ale obrońca Korony przeniósł piłkę nad bramkę.
Do końca pierwszej połowy utrzymywała się przewaga gości, ale nic więcej z niej nie wynikło i rezultat nie uległ już zmianie.
W pierwszych minutach po przerwie z kolei lekką przewagę mieli kielczanie. To oni dłużej operowali piłką, jednak kompletnie na nic się to nie przekładało. Trener Tarasiewicz po jakimś czasie zdecydował się na wprowadzenie Przemysława Trytki w miejsce Siergieja Chiżniczenki. Ta zmiana, jak i wejście Nabila Aankoura na dobrą sprawę jednak nic nie wniosły. Korona optycznie niby miała przewagę, nazbierała sporą ilość stałych fragmentów, ale zagrożenia pod bramką Gostomskiego nie było z tego najmniejszego. Kielczanom brakowało dokładności w kreowaniu akcji ofensywnych, a Lech jakby usatysfakcjonowany dotychczasowym rezultatem, nie atakował już z taką zawziętością, jak na początku meczu.
Dopiero w 87. minucie gry mieliśmy na boisku sytuację, którą można by nazwać stuprocentową. Po dośrodkowaniu Michała Janoty z lewej strony piłka trafiła do kompletnie niepilnowanego w polu karnym Przemysława Trytki, który jednak skiksował i futbolówka wyszła na aut bramkowy.
Kiedy wydawało się już, że mecz musi skończyć się wygraną poznaniaków, to kielczanie w doliczonym czasie gry dwa razy bardzo mocno zagrozili rywalowi. Najpierw Gostomski świetnie wybronił strzał Jovanovicia, ale po chwili nie był już w stanie skutecznie interweniować. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego i sporym zamieszaniu w szesnastce Lecha piłka trafiła do Kamila Sylwestrzaka, który umieścił ją w bramce. Goście nie mieli już czasu odpowiedzieć, bo sędzia nie pozwolił nawet wznowić gry i zakończył mecz.
Dla Korony brawa za walkę do samego końca i upartość w dążeniu do choćby jednego punktu. Dla Lecha nagana, bo po dobrej pierwszej połowy zespół z Wielkopolski siadł zupełnie i w drugiej praktycznie ani razu nie zagroził gospodarzom, oddając im pole do gry.