Lech skromnie wygrał w Bełchatowie. Czwarta z rzędu porażka "Brunatnych"
Lech Poznań pokonał na wyjeździe GKS Bełchatów 2:1 i częściowo zrehabilitował się kibicom za porażkę z Błękitnymi w Pucharze Polski i psując debiut nowemu trenerowi Brunatnych, Markowi Zubowi. W tabeli Kolejorz, przynajmniej chwilowo, zrównał się punktami z Legią.
Lech Poznań po porażce w Pucharze Polski z Błękitnymi Stargard Szczeciński był gotowy zrobić wszystko by choć częściowo zmazać plamę z honoru. Można było więc się spodziewać, że lechici będą dwoić się i troić, żeby wywieźć z Bełchatowa trzy punkty. Tyle że GKS też miał nóż na gardle. Kilka słabszych wyników spowodowało, że bełchatowianie są tuż nad strefą spadkową i ewentualna porażka stawiałaby ten zespół w bardzo trudnej sytuacji. „Brunatni” pod wodzą nowego trenera też byli gotowi na wszystko, by dopisać do swojego dorobku trzy punkty. Wydawało się, że takie nastawienie było gwarancją dobrego widowiska.
I początkowo rzeczywiście mecz stał na wysokim poziomie. Piłkarze biegali więcej niż zwykle, a każdy metr boiska był dla nich znacznie cenniejszy niż w typowym meczu ligowym. Taki stan rzeczy utrzymał się do pierwszego błędu. W 26. minucie pomylili się bełchatowianie. Kaspar Hamalainen łatwo urwał się defensywie rywali, po czym płasko dośrodkował piłkę w pole karne. Tam czekał już Muhamed Keita, który strzałem z pierwszej piłki nie dał szans Emilijusowi Zubasowi na udaną interwencję.
Później tempo meczu nieco spadło i na emocje musieliśmy czekać do drugiej połowy. Jednak w drugiej odsłonie spotkania podopieczni Marka Zuba długo nie mogli zagrozić bramce gospodarzy. Ciekawie zrobiło się dopiero w 72. minucie. Wówczas po strzale Arkadiusza Piecha Maciej Gostomski z najwyższym trudem odbił piłkę przed siebie, ale na jego nieszczęście tam czekał już Łukasz Wroński, który z bliskiej odległości wepchnął piłkę do pustej bramki. W tym momencie kibicom przyjezdnych przypominał się pojedynek z Błękitnymi Stargard, w którym ich pupile prowadzili 1:0, by ostatecznie przegrać 1:3. Deja vu? Nic z tych rzeczy.
Dwie minuty po stracie gola Barry Douglas dośrodkował piłkę w pole karne. Tam najszybszy okazał się Paulus Arajuuri, który wyprzedził obrońców rywali i z odległości pięciu metrów strzałem głową wpakował piłkę do siatki.
GKS przegrywał, ale nie miał żadnych argumentów, by móc realnie myśleć o korzystnym wyniku. Trener Zub sprawiał wrażenie, jakby nie wiedział co zrobić, by wymusić na swoich podopiecznych bardziej agresywną i ofensywną grę. Efekt mógł być tylko jeden – trzy punkty pojechały do Poznania. A co z Bełchatowem? Marek Zub będzie miał w najbliższych tygodniach dużo pracy, bo tak grający GKS może mieć problem z utrzymaniem w ekstraklasie, szczególnie jeśli spojrzymy na ostatnią formę piłkarzy Zawiszy Bydgoszcz czy Ruchu Chorzów.