menu

Lech pewnie ograł Podbeskidzie, ale kończy na drugim miejscu. Górale w grupie spadkowej

29 kwietnia 2015, 22:39 | Przemysław Drewniak

Lech Poznań tylko przez chwilę był liderem Ekstraklasy w ostatniej kolejce sezonu zasadniczego. Ostatecznie, mimo zwycięstwa 2:0 z Podbeskidziem Kolejorz kończy tę część sezonu na 2. pozycji, ponieważ swój mecz wygrała również Legia Warszawa. Porażka oznacza dla Górali miejsce w strefie spadkowej.

Dariusz Formella zapewnił Lechowi zwycięstwo z Podbeskidziem
fot. Grzegorz Dembiński
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
Podbeskidzie - Lech
fot. Jacek Drost/Dziennik Zachodni
1 / 15

W pierwszej połowie obie drużyny miały duże problemy ze stwarzaniem sytuacji. Jeśli pod którąś z bramek robiło się groźnie, to zazwyczaj po stałych fragmentach gry, których więcej wykonywało Podbeskidzie. Tylko po jednym z nich „Górale” zdołali jednak oddać celny strzał, gdy Marek Sokołowski główkował wprost w ręce Macieja Gostomskiego.

Konstruowanie akcji szło gospodarzom gorzej. Podobnie jak Lechowi, który w ataku pozycyjnym rozgrywał piłkę zbyt wolno. „Kolejorzowi” brakowało zwłaszcza aktywności przed polem karnym rywali. Słabo prezentował się Zaur Sadajew, który dość przypadkowo doszedł do jedynej dobrej okazji w pierwszej połowie – po próbie strzału Tomasza Kędziory i rykoszecie od obrońcy Podbeskidzia Rosjanin znalazł się z piłką sam na sam z Richardem Zajacem, ale uderzając z pierwszej piłki fatalnie skiksował.

Widząc pasywność w grze swojej drużyny, trener Maciej Skorża już w przerwie zdecydował się przeprowadzić dwie zmiany – w miejsce Arnauda Djouma i Muhameda Keity na murawie pojawili się oszczędzani przed sobotnim finałem Pucharu Polski Kasper Hamalainen i Szymon Pawłowski. Zanim jednak któryś z nich zdołał przeprowadzić pierwszą akcję, lechitów wyręczył… Robert Mazań. Debiutujący w Ekstraklasie młodzieżowy reprezentant Słowacji popełnił prosty błąd techniczny i tuż przed polem karnym wyłożył piłkę Dariuszowi Formelli. Pomocnik Lecha nie zmarnował stuprocentowej sytuacji i w 48. minucie dał prowadzenie poznaniakom.

Gol dla gości wcale nie sprawił, że spotkanie w Bielsku-Białej się ożywiło. „Kolejorz” w miarę spokojnie kontrolował jego przebieg i dzięki dobrej grze w defensywie nie dopuszczał Podbeskidzia pod własną bramkę. Wyjątkiem była sytuacja z 56. minuty, gdy po dośrodkowaniu Macieja Iwańskiego z rzutu wolnego bliski szczęścia był Bartłomiej Konieczny – środkowy obrońca bielszczan główkował w poprzeczkę.

Mając w perspektywie sobotnie starcie z Legią, piłkarze Lecha nie forsowali tempa i skupili się na wyprowadzaniu kontrataków. W 89. minucie po jednym z nich wygraną gości przypieczętowali rezerwowi – po prostopadłym podaniu Pawłowskiego w sytuacji sam na sam z bramkarzem Podbeskidzia nie pomylił się Hamalainen.

W związku tym, że Korona pokonała Lechię, zwycięstwo w 30. kolejce zapewniłoby bielszczanom awans do grupy mistrzowskiej. Podopiecznym Leszka Ojrzyńskiego zabrakło jednak argumentów, by pokonać wicemistrzów Polski. Lech mimo wygranej pozostał na drugim miejscu w tabeli.


Polecamy