menu

Lasse Nielsen - boiskowy twardziel z Lecha Poznań, który przyjechał do Polski po trofea

17 kwietnia 2017, 10:50 | Maciej Lehmann

30-letni Duńczyk jest wzorem profesjonalisty. W Poznaniu bardzo szybko się zaaklimatyzował. - Kibice Lecha są cudowni. Mam nadzieję, że w tym sezonie sprawimy im jeszcze wiele radości - mówi Lasse Nielsen.

Lech jest pierwszym zagranicznym klubem Lasse Nielsena
Lech jest pierwszym zagranicznym klubem Lasse Nielsena
fot. Grzegorz Dembiński

Na boisku twardy i niezwykle ambitny. Walczak z krwi i kości, który w każdym meczu daje z siebie sto procent. Ustawia kolegów, krzyczy, stara się dyrygować obroną. Poza stadionem sympatyczny, uśmiechnięty i pozbawiony gwiazdorskich manier. Często dojeżdżał na trening rowerem, bo jak mówił, jest to fajna opcja i często nie chce się mu się wyciągać samochodu z garażu. Lasse Nielsen, duński obrońca Kolejorza, zmienił nawet mieszkanie, by lepiej przygotować się do wiosennych meczów. Z apartamentu w City Parku ma dwa kroki na basen i siłownię. - Ale nie tylko z tego powodu, by cały czas być w formie - zaznacza od razu. - Gdy odwiedza mnie żona z dziećmi, mają tam dużo lepsze warunki do zabawy. Otoczenie jest cudowne, jest kilka bardzo dobrych restauracji, można mile spędzić wolny czas - mówi Lasse.

Na zmianę nigdy nie jest za późno

Rudowłosy Duńczyk mówi, że od pierwszego dnia pobytu w Poznaniu, czuje się tu bardzo dobrze.

- Malta, Golęcin, Stare Miasto, okolice stadionu to świetne miejsca, zwłaszcza jak jest ładna pogoda. Można wiele robić. To, na co zwróciłem od pierwszego dnia uwagę, to ludzie i ich otwartość. Idziesz ulicą i wielu ludzi się do ciebie uśmiecha, chcą pogadać o Lechu, bo wiedzą, że jestem piłkarzem. Lubię to, lubię taką atmosferę, jaka panuje w Poznaniu i na stadionie. Kibice są cudowni. Mam nadzieję, że w tym sezonie sprawimy im jeszcze wiele radości.

Lech jest jego pierwszym zagranicznym klubem. Przez kilka lat grał w drugiej lidze duńskiej, w klubie Vestjaelland, mając duży udział w awansie do ekstraklasy. Ciężko zapracował sobie na transfer do Odense, gdzie trafił dopiero w wieku 25 lat. Gdy latem skończył mu się kontrakt, a trener nie był zainteresowany jego usługami, wybrał ofertę Kolejorza.

Przegląd najciekawszych informacji ostatnich dni - 13 kwietnia 2017


Źródło: vivi24

- Nie żałujesz, że wcześniej nie wyjechałeś za granicę? - pytamy Lasse. - Mówiłeś, że w Danii wszystko było przewidywalne, gra się pod dużo mniejszą presją niż w Polsce i trudno porównać atmosferę, bo nie zdarza się, by 40 tys. widzów przychodziło, jak tu, na ligowe mecze.

- Nigdy nie jest za późno na jakąś zmianę. Grałem w Danii przez całą karierę i nie traktuję tego okresu źle. Potrzebowałem jednak zmiany. Chciałem przeżyć w futbolu trochę więcej niż dotychczas, poznać też nowy kraj i kulturę. Chciałem rozwijać się też jako człowiek, czułem, że jest mi to potrzebne. Jestem bardzo zadowolony, że trafiłem do Lecha - mówi obrońca.

Zawsze wierzył, że jak dostanie swoją szansę, to ją wykorzysta

Duńczyk jesienią był trochę niedoceniany. Trudno mu też było rywalizować z ulubieńcem poznańskich kibiców Paulusem Arajuurim. Choć trzeba przyznać, że debiut miał wymarzony. W meczu o Superpuchar Polski strzelił gola na 2:1, przyczyniając się do rozbicia Legii w Warszawie aż 4:1.

W następnym meczu nie zagrałem i było to dla mnie spore zaskoczenie - przyznał. Dostał szansę jednak w przegranych 0:2 meczach z Zagłębiem i Jagiellonią. Defensywa popełniała w nich proste błędy. Natychmiast więc przypomniano sobie opinie duńskich dziennikarzy, którzy po informacjach o transferze do Lecha dziwili się, że poznański klub zwrócił uwagę na obrońcę tak słabego technicznie, który co prawda świetnie walczy w powietrzu i zawsze gra z ogromnym zaangażowaniem, ale kuleje u niego przede wszystkim wyprowadzanie piłki.

Przez półtora miesiąca był tylko rezerwowym. Trener Nenad Bjelica sięgnął po niego, dopiero gdy kontuzjowany był Paulus Arajuuri. Lasse nawet gdy siadał na ławce, potrafił ze zrozumieniem przyjąć decyzję szkoleniowca.

- Wiem, że konkurencja jest duża i zwycięskiego składu się nie zmienia. Wierzę, że otrzymam swoją szansę, bo ciężko pracuje na treningach. W futbolu szybko następują zmiany, więc jeszcze będę miał okazję pokazać swoją klasę. Wystarczy, bym kilka meczów zagrał od pierwszej do ostatniej minuty - mówił Duńczyk.

W ostatnim jesiennym meczu w Krakowie taka okazja się trafiła. Najpierw uratował Lecha od straty gola, a potem sam zdobył wyrównującą bramkę. - Radość z gola to jedno, ale z drugiej strony jest wkurzenie, bo zagraliśmy za mało agresywnie i nie wygraliśmy - stwierdził po meczu. Ta wypowiedź doskonale oddaje jego charakter. Dziś już nikogo nie dziwi, że w jednym z ostatnich meczów w Danii stracił trzy przednie zęby.

Ma ambicje zostać kluczowym piłkarzem Lecha

Wiosną zaskoczył wysoką formą. Pewny siebie, agresywny, nie zostawia przeciwnikom chwili na oddech. Obrona, która po stracie Arajuuriego i Kadara miała być piętą Achillesową Kolejorza, dzięki Lasse oraz Janowi Bednarkowi i Maciejowi Wiluszowi stała się jego dużym atutem. Lasse Nielsen wystąpił dotąd w 20 spotkaniach (4 pucharowych), zdobył trzy bramki (dwie w meczach o Puchar Polski) i co trzeba też zaznaczyć zaaklimatyzował się w Lechu o wiele lepiej niż Arajuuri, który przez pierwszy rok pobytu w Lechu albo był kontuzjowany, albo zawodził i nie za bardzo wiedział, czego się od niego wymaga.

- Mam nadzieję, że będę mógł wiele dobrego zrobić dla Lecha teraz i w przyszłości. Mam ambicje, by zostać kluczowym zawodnikiem tej drużyny. Mieliśmy do meczu z Legią niezłe wyniki, więc czuję, że trener dalej będzie mi ufał - mówi.

W niedzielnym hicie ekstraklasy zabrakło go jednak w polu karnym w decydującym momencie. Gdyby z Hamalainenem walczył w powietrzu Nielsen, a nie o głowę niższy Kostewycz, pewnie Fin nie zdobyłby gola.

- Jestem tak jak cała drużyna bardzo rozczarowany wynikiem, bo uważam, że nie byliśmy gorsi w tym spotkaniu i brakowało nam naprawdę niewiele, by go wygrać. Decydujący był ten stracony gol na 1:1. Strasznie byliśmy wkurzeni, że Legii udało się strzelić go w ten sposób. Czuliśmy, że jesteśmy lepsi i możemy jeszcze wygrać to spotkanie. Chcieliśmy to zrobić dla naszych kibiców, którzy tak wspaniale nas dopingowali. Dlatego rzuciliśmy się w doliczonym czasie gry jeszcze do ataku. Nikt nie zakładał, że możemy zostać w ostatniej akcji skontrowani. Chcieliśmy jeszcze przycisnąć Legię i to był błąd, bo zapomnieliśmy o obronie. Ale jeszcze z nimi zagramy i jestem pewien, że się zrewanżujemy - deklaruje Nielsen.

Wzór profesjonalisty

Lasse zdradził nam, że Święta Wielkanocne spędzi samotnie w Poznaniu.

- Zbliża się decydująca część sezonu, nie mam teraz czasu na podróże do Danii. Rodzina odwiedziła mnie podczas poprzedniego weekendu. Spędziliśmy fajnie te chwile, bo była dobra pogoda, a to powoduje, że mam zawsze dobry nastrój. Żona z córką była na meczu z Legią, ale już wyjechała do Kopenhagi. To ważne mieć koło siebie bliskich, kiedy przegrywasz tak ważny mecz. Ale życie toczy się dalej. Muszę być bardzo dobrze przygotowany do następnych gier. W sobotę czeka nas trudny mecz w Płocku. W polskiej lidze, która jest moim zdaniem bardzo wyrównana, musisz dać z siebie wszystko i mieć dobry dzień, jeśli chcesz wygrać nawet z niżej notowanym rywalem. Te dwa miesiące będą dla nas bardzo ważne. Musimy być skoncentrowani tylko na futbolu. Tak samo myśli trener i wszyscy w drużynie. Trener powiedział nawet, żeby ograniczyć wywiady, bo nieważne, co się mówi, tylko jak pracuje się na treningach. Mam nadzieje, że zdobędziemy przynajmniej jeden tytuł, choć ja liczę na to, że aż dwa! Do tej pory nie zdobywałem trofeów. Przyszedłem do Lecha też po to, by coś wreszcie wygrać! - kończy Lasse Nielsen.


Polecamy