menu

Kurto: W Rodzie będę mógł sie rozwijać

26 sierpnia 2012, 15:41 | Marcin Widomski/Gazeta Krakowska

- Bardzo dużo się nauczyłem w Wiśle, ale ciągle byłem tylko trzecim bramkarzem. A żeby się rozwijać, zwłaszcza na mojej pozycji, trzeba dużo grać - powiedział w rozmowie z "Gazetą Krakowską" Filip Kurta, bramkarz holenderskiej Rody Kerkrade.

Filip Kurto zadebiutował już w Eredivisie
Filip Kurto zadebiutował już w Eredivisie
fot. Wojciech Matusik/Polskapresse

Mecz przeciwko PSV Eindhoven był dla Pana pod wieloma względami "naj"? Najważniejszy, najtrudniejszy w karierze?
Zgadza się. Nigdy do tej pory nie miałem okazji stawić czoła tak trudnemu rywalowi na tak wysokim poziomie. Jednak nie byłem tym stremowany.

Po przegranej 0:5 mecz był też chyba tym najgorszym?
Zdarzyło mi się już wpuścić kilka bramek w spotkaniu w Młodej Ekstraklasie, więc nie było to tak widoczne jak w spotkaniu Eredivisie. Najwięcej zastrzeżeń mam do siebie za czwartą bramkę, bo strzelający Jeremain Lens uderzał z ostrego kąta, więc mogłem to obronić.

Dodatkowym smaczkiem była rywalizacja z broniącym w PSV Przemysławem Tytoniem.
Prawdę mówiąc, nie podchodziłem z tego powodu do meczu z PSV w szczególny sposób. Spotkaliśmy się w tunelu, zamieniliśmy kilka słów, i to wszystko.

Często jest Pan porównywany do Tytonia, który niedawno grał w Rodzie Kerkrade. Jak Pan to odbiera?
Nie przywiązuję do tego większej wagi. Staram się wykonywać swoją robotę najlepiej, jak potrafię, a tutejszej prasy nie śledzę pilnie.

Do klubu z Limburgii przechodził Pan ze świadomością przejęcia roli pierwszego bramkarza? Przez ponad trzy lata w Wiśle zaliczył Pan jedynie epizody w ekstraklasie.
Byłem przekonany, że będę musiał walczyć o miejsce w podstawowym składzie, bo niezostanie mi ono podane na tacy. Jednak wiedziałem, iż ciężko pracując, mam szansę osiągnąć ten cel i, jak widać, tak też się stało.

Obecność innych polskich piłkarzy w drużynie nakłoniła do wybrania tego klubu?
Nie było to ważne podczas podejmowania decyzji. Niemniej ich obecność była dla mnie bardzo pomocna. Dzięki nim szybciej się zaaklimatyzowałem i wszelkie nowości przychodziły łatwiej.

Były oferty z innych klubów?
Nie docierały do mnie sygnały z innych klubów. Rodę uważałem za bardzo dobre dla mnie miejsce, będę mógł się tu rozwijać.

Nie zaświtała w głowie myśl: "Skoro w klubie z Eredivisie jestem pierwszym bramkarzem, to trzeba było wcześniej spróbować sił poza Krakowem"?
Nigdy nie myślałem w ten sposób. Wisła składała mi oferty. Rozmawiałem z prezesem Bogdanem Basałajem i powiedziałem, że nie chcę dłużej znajdować się na zapleczu, dlatego odmówiłem. Decyzja o przejściu do Wisły była dla mnie w tamtym czasie najlepszą z możliwych. Bardzo dużo się tam nauczyłem, ale ciągle byłem tylko trzecim bramkarzem. A żeby się rozwijać, zwłaszcza na mojej pozycji, trzeba dużo grać.

Mateusz Prus bardziej cieszył się z przybycia rodaka czy zmartwił nowym konkurentem do gry między słupkami?
Na pewno liczył na grę w pierwszej jedenastce [śmiech]. Jednak, mimo wszystko, wydaje mi się, że jest zadowolony z kolejnego Polaka w zespole.

Piłkarze z Polski mocno trzymają się razem w Kerkrade?
Mieszkamy blisko siebie. Mateusz i Mikołaj [Lebedyński - red.] mają lokum mniej więcej kilometr ode mnie. Oczywiście, czasem spotykamy się na mieście, by coś zjeść albo u któregoś obejrzeć jakiś mecz.

Jak się Panu podoba Holandia?
Jest tu bardzo cicho i spokojnie. Świetne miejsce do normalnego życia. Nie zdążyłem zobaczyć zbyt wiele, tylko okolicę, kiedy odwiedziła mnie rodzina. Oczywiście chcę zwiedzić Amsterdam i inne ciekawe miejsca w Holandii, których jest pełno, ale na to potrzeba czasu.

Dostrzega Pan jakieś różnice między Wisłą a Rodą?
Są do siebie podobne. To dwa solidnie i profesjonalnie prowadzone kluby.

Treningi czymś się różnią?
Tutaj bardzo dużo mamy wewnętrznych gierek, znacznie częściej niż w Polsce przeprowadzane są ćwiczenia z piłką. W szkoleniu bramkarzy ogromny nacisk kładzie się na ich grę nogami. Akcje z własnej połowy wyprowadzane są długo i przetrzymuje się piłkę, wymieniając mnóstwo podań, korzystając przy tym z bramkarza. Jednak w kwestii treningów nie było dla mnie większego zaskoczenia, po styczności z Robertem Maaskantem. Od razu widać, że on i mój obecny szkoleniowiec Ruud Brood mieli podobny warsztat trenerski, bo zajęcia w Rodzie są podobne do tych w Wiśle.

Gazeta Krakowska


Polecamy