menu

Kuriozalna bramka Nwaogu w końcu przyniosła wygraną

14 maja 2012, 09:52 | Janusz Woźniak / Dziennik Bałtycki

Po sześciu ligowych meczach piłkarzy Arki bez zwycięstwa w końcu ta wstydliwa seria nareszcie się skończyła. W sobotnie popołudnie żółto-niebiescy pokonali broniąca się przed spadkiem Wisłę Płock 1:0, po golu Charlesa Nwaogu. To zwycięstwo oglądało z trybun zaledwie 1512 kibiców, a tak niskiej frekwencji na ligowym meczu w Gdyni nie było od lat.

Arka Gdynia - Wisła Płock 1:0
Arka Gdynia - Wisła Płock 1:0
fot. Piotr Kwiatkowski/Ekstraklasa.net

Michał Szromnik za Macieja Szlagę w bramce Arki. To była jedyna istotna zmiana w składzie gdynian w porównaniu z poprzednimi meczami. Szromnik, o co zresztą apelowaliśmy, dostał szansę, aby pokazać czy w przyszłym sezonie może w drużynie - bez obniżenia poziomu gry - występować jako młodzieżowiec. Zagrał, bramki nie wpuścił, ale też w meczu ze słabą Wisłą nie miał wielu okazji, aby zademonstrować swoje możliwości. Poczekajmy więc z ocenami.

Na boisku widoczną przewagę mieli gospodarze, ale razili niedokładnością podań i brakiem pomysłu na rozmontowanie szyków obronnych rywali. Od pierwszych minut swojej szansy na strzelanie drugiego gola w barwach Arki szukał Charles Nwaogu. W 13. minucie zmarnował pierwszą dogodną okazję, w 35. minucie strzelał z 4 metrów, ale trafił piłką w bramkarza. Natomiast chwilę później główkował z około 7 metrów, jednak niesforna futbolówka poszybowała obok słupka. Wreszcie w 43. minucie dostał piłkę w pobliżu bramki, ale zaczął robić jakieś dziwne piruety i szansę diabli wzięli.

Nwaogu to jednak ambitny gość i wreszcie dopiął swego. Była to jakkolwiek kuriozalna bramka. W 50. minucie meczu z rzutu wolnego dośrodkowywał Piotr Tomasik. Wrzucił piłkę tak, że ta spadała na linię pola bramkowego. A tam z poziomu murawy, praktycznie "spod ziemi", głową do siatki skierował ją właśnie Nwaogu. Zaskoczeni byli obrońcy gości, zaskoczony bramkarz, a Charles zrobił z radości podwójne salto, zasługując w pełni na oklaski kibiców.

Po tym golu można było na pół godziny wyjść ze stadionu, bo na murawie nie działo się nic godnego odnotowania. Dopiero w 82. minucie futbolówkę, po strzale głową Radosława Pruchnika, odbił w godny podziwu sposób bramkarz Krzysztof Kamiński. Z kolei w doliczonym czasie gry goście nie wykorzystali szansy na wyrównanie, a później jeszcze Piotr Kuklis przegrał pojedynek sam na sam z Kamińskim.

- Szukaliśmy swoich szans w kontratakach, ale zdobyta przez Arkę bramka spowodowała, że ten plan się rozsypał. Szkoda, bo remis byłby dla nas bardzo dobrym wynikiem - powiedział trener Wisły Libor Pala.

- Zagraliśmy z większą determinacją niż ostatnio i to był klucz do zwycięstwa. Zwycięstwa, którym już nawet matematycznie zapewniliśmy sobie utrzymanie - to opinia drugiego trenera Arki Pawła Sikory, którego na spotkanie z dziennikarzami wydelegował Petr Nemec.

Dziennik Batycki


Polecamy