Kulisy transferu Gastona Sangoya do Arki. Klub wykorzystał... przypadek
Czasem zdarza się tak, że gdzieś w kosmosie następuje szczęśliwa koniunkcja gwiazd i planet i wszystko układa się pomyślnie. Dokładnie tak było też w przypadku Gastona Sangoya, piłkarza nie tylko poza zasięgiem Arki, ale pewnie też czołówki Ekstraklasy. Jak więc doszło do jego transferu?
fot. arka.gdynia.pl
Sangoya na pewno nie trzeba przedstawiać kibicom Legii. To po odepchnięciu go przez Bereszyńskiego obrońca Wojskowych zobaczył czerwoną kartkę i przez nieuwagę włodarzy Legii, ówczesny Mistrz Polski wyleciał z hukiem z Ligi Mistrzów, gdyż "Bereś" nie odcierpiał należycie kary.
Sam zawodnik karierę zaczynał w Boca Juniors. ale prawdziwą wartość pokazał na Cyprze gdzie urósł do miana legendy. Siedemdziesiąt cztery gole w 121 meczach w lidze która jest silniejsza od Ekstraklasy? To musi robić wrażenie, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę pierwszoligowy folklor.
Czy legenda? Tego nie wiem. Czułem się tam bardzo dobrze, Cypr traktowałem jak drugi dom. Wiele udało mi się tam osiągnąć. Przede wszystkim zagraliśmy w europejskich pucharach. Na pewno też kibice bardzo mnie lubili i wspierali. Są tak samo szaleni jak ci w Argentynie. Zresztą, to samo słyszałem o kibicach Arki. Chcę dać tutaj sto procent siebie
- tonuje nastroje Sangoy.
Później była Hiszpania i gra w Sportingu Gijon. Dwa sezony w Primera Division i jeden na zapleczu. Ma jednak w swoim CV bramki strzelane nie byle komu bo chociażby Athleticowi Bilbao czy Sevilli. Nie zacinał się też w europejskich pucharach gdy w Lidze Europy w barwach Apollonu dziurawił siatki Legii, Trabzonsporu czy Nicei.
Ostatecznie wylądował na "kontrakcie życia" w katarskim klubie Al-Wakrah i tu zaczyna się historia z Arką. Wojciech Ignatiuk nazywany "naszym człowiekiem w Katarze", były specjalista ds. przygotowania motorycznego w Arce, prawie 3 lata temu udał się na bliskich wschód by zdobyć doświadczenie oraz nie ukrywajmy porządnie zarobić.
W zeszłym roku jego drogi przecięły się z Sangoyem gdyż dostał pracę właśnie w Al-Wakrah. Gaston jednak nie będzie wspominał tego okresu najlepiej. Ze względu na limity obcokrajowców nie grał zbyt wiele. W zasadzie od września nie wystąpił w oficjalnym meczu i dlatego zimą postanowił rozwiązać kontrakt z katarskim klubem.
Sangoy miał już dogadany klub na Cyprze, jednakże okienko trwa tam zaledwie do 1 lutego i nie udało mu się przed tym terminem rozwiązać kontraktu i załatwić wszystkich formalności. W ostateczności miał dwa wyjścia: wrócić do Argentyny i samemu trenować albo szukać klubu gdzieś gdzie okno transferowe jeszcze trwało.
I tu do gry wszedł Wojciech Ignatiuk, który przekonał Sangoya, że nie ma sensu żeby trenował indywidualnie jeżeli może przyjść do klubu z określoną marką, dobrymi kibicami i wysokim celem sportowym jakim jest awans i po prostu być w rytmie meczowym.
Ale czy Arkę było na niego stać? Oczywiście że nie. Zaryzykuję stwierdzenie, że bez utworzenia komina płacowego nie byłoby na niego stać nawet Lecha czy Legii Warszawa. Ale tutaj znowu pomógł los. Katarski właściciel Al-Wakrah wypłacił Sangoyowi całe wynagrodzenie do końca kontraktu. Idealny deal, a trzeba powiedzieć wprost, Sangoy nie zarabiał tam mało, mówimy tutaj o kilkudziesięciu tysiącach euro miesięcznie.
W Arce nie ma kominów płacowych. Zarabia tyle, ile możemy mu zapłacić, na pewno nie są ta ogromne pieniądze.
- powiedział Edward Klejndinst i dokładnie jest tak w rzeczywistości. Sangoy nie zarabia w Arce nawet 5% tego co dostawał w Katarze, ale ze względu na to że zostało mu wypłacone wynagrodzenie za poprzedni kontrakt, teraz może się nie oglądać na pieniądze.
Jaki jest więc cel sprowadzenia Sangoya? Cóż, powiedzmy szczerze, Arka zrobiła interes życia. Dostała znakomitego zawodnika, nie tylko jak na warunki pierwszej ligi, za kompletny bezcen. Pojawia się jednak pytanie, po co Sangoy miałby się wysilać? Jednakże odpowiedź jest prosta: bo walczy też o swoją karierę. Jeśli zawiedzie na całej linii w Arce, jego CV będzie miało niemałą plamę, no bo jak to? Nie poradził sobie w pierwszej lidze polskiej? To znaczy że coś z nim nie tak. Dlatego kibice Arki raczej nie powinni obawiać się o jego zaangażowanie czy profesjonalizm. Ale też nie powinni się zbytnio do niego przywiązywać, nawet w przypadku awansu szanse na zatrzymanie go w Gdyni są minimalne.
Sangoy jeszcze jest przed oficjalnym debiutem, na razie przechodzi żmudny okres aklimatyzacji przede wszystkim pogodowej. Całe życie grał w zupełnie innym klimacie. Niewykluczone że już w ten weekend zobaczymy go na pierwszoligowych boiskach.