Krzysztof Sobieraj, kapitan Arki Gdynia: Sędzia chciał być ważny. Mieliśmy pretensje [ROZMOWA]
Krzysztof Sobieraj, kapitan Arki Gdynia, dzieli się wrażeniami po przegranym spotkaniu z Wisłą Płock.
Nerwy po porażce z „Nafciarzami” były wielkie. Po końcowym gwizdku sędziego dostał Pan żółtą kartkę. Co powiedział Pan arbitrowi?
Mieliśmy duże pretensje do sędziego, że nie panował w końcówce nad spotkaniem. Zawodnicy Wisły Płock ciągle opóźniali grę. Arbiter na to nie reagował, nie karał ich żółtymi kartkami. Widocznie chciał być ważny i po takich uwagach wręczył żółtą kartkę nie tylko mnie, ale także Marcusowi (da Silvie - red.). Zapewne dodał sobie tym splendoru.
Sytuacja po wygranej z Górnikiem Łęczna była dużo lepsza, dziś znowu jest nieciekawa. Do Wrocławia wybieracie się z nożem na gardle. Co można zrobić, aby zagrać ze Śląskiem lepiej, niż z Wisłą?
Przegraliśmy mecz z rywalem z Płocka i jest oczywiste, że nie mamy się z czego cieszyć. Plany mieliśmy zupełnie inne. Mocno wierzyliśmy, że trzy punkty zostaną w Gdyni. Każdy w drużynie jest zły, że tak się nie stało. W spotkaniu z Wisłą Płock były długie fragmenty, kiedy prowadziliśmy grę, jednak zabrakło nam konkretów, czyli strzelonego gola. We Wrocławiu na pewno także stworzymy sytuacje i koniecznie trzeba je wykorzystać.
Do piątku i arcyważnego spotkania z „Wojskowymi” zostało już niewiele dni. Zdążycie się do tego czasu zregenerować?
Musimy dać radę. Każdy sobie zdaje sprawę, ile w przypadku porażki we Wrocławiu mamy do stracenia. Taki scenariusz w ogóle nie wchodzi w grę. Chcemy ze Śląskiem zdobyć jakieś punkty, ale jeszcze ważniejszym, kluczowym wręcz meczem, będzie nasz kolejny pojedynek przeciwko Ruchowi Chorzów w Gdyni. Przy okazji tego starcia bardzo przyda nam się pomoc fanów. Apeluję do wszystkich kibiców, którzy domagali się awansu Arki do ekstraklasy, świętowali z nami ten sukces, fetowali też zdobycie Pucharu Polski. Przyjdźcie na stadion i nam pomóżcie. Kiedy na tym obiekcie pojawia się zaledwie 6 tysięcy osób, jak dziś, niestety świeci on pustkami. Mam nadzieję, że podczas meczu z Ruchem będzie inaczej. Skoro do Warszawy mogło jechać i dopingować nas 12 tysięcy ludzi, frekwencja u nas na stadionie też powinna być wyższa.
Na ile trenerowi Leszkowi Ojrzyńskiemu sytuację utrudniają kontuzje?
Jest to niestety poważny problem. W formacji ataku trener ma związane ręce. Dysponuje w kadrze czterema napastnikami, a tylko jeden z nich, Rafał (Siemaszko - red.), może grać, na dodatek również nie jest w pełni zdrowy.
Nie dopuszczacie chyba myśli, że do europejskich pucharów przystąpicie jako klub z zaplecza ekstraklasy?
Oczywiście. Nikt sobie tego nie wyobraża. Nasze miejsce jest w ekstraklasie. Ciągle jestem przekonany, że się w niej utrzymamy. Nie gramy na tyle słabo, aby spaść z ligi.
Magazyn Sportowy24 - Paweł "Popek" Mikołajuw: Po prostu strzelę go w pysk