menu

Krzysztof Piątek: Medal czy ósemka? Pomidor...

13 marca 2017, 09:46 | Jacek Żukowski

Krzysztof Piątek, najlepszy strzelec Cracovii, w piłkę uczył się grać w Zagłębiu Lubin, z którym zmierzy się w poniedziałek.


fot. Anna Kaczmarz

Drugi raz zagra Pan przeciwko Zagłębiu po odejściu z tej drużyny do Cracovii. Czuje Pan dreszczyk emocji?

Staram się przygotowywać do tego spotkania jak do każdego innego, podchodzić spokojnie. Nie chcę nadmiernie pompować balonika, by się nie przemotywować.

Zagłębie to jednak klub, który wiele znaczy w pańskim życiorysie. W nim debiutował Pan w ekstraklasie, w nim poznał prawdziwą, seniorską piłkę.

Jestem bardzo wdzięczny temu klubowi za daną mi szansę. W Zagłębiu nauczyli mnie wszystkiego. Teraz sentymenty muszą iść na bok. Trzeba strzelać bramki, zdobywać punkty, by gonić rywali.

Niezbyt często zdarza się, by zawodnik przechodził już po rozpoczęciu sezonu do innego zespołu w ramach tej samej ligi. Latem ubiegłego roku to Pan chciał odejść z Lubina czy z Pana zrezygnowano?

Klub chciał mnie zatrzymać, przedłużyć kontrakt, usiąść do rozmów, ale w późniejszym czasie. Dyrektor klubu powiedział mi, że jak nie będzie konkretnych ofert, to po sezonie będziemy rozmawiać. Pojawiła się jednak propozycja z Cracovii, na którą przystałem. Zagłębie nie robiło mi kłopotów w zmianie klubu, zachowało się fair.

Dlaczego chciał Pan zmienić środowisko?

Potrzebowałem takiej zmiany. Nie grałem cały czas, były duże rotacje w składzie, spora konkurencja.

W nowym środowisku nikt nie zaoferował Panu gry „z góry”.

Tak, ale sądziłem, że będę miał większe szanse na grę, i to się sprawdza.

Nie powie Pan, że żałuje tej przeprowadzki, ale patrząc na miejsca w tabeli obu drużyn i szanse na grę w czołowej ósemce, to trzeba stwierdzić uczciwie, że Zagłębie jest w znacznie lepszej sytuacji.

Oczywiście. Nie wiedziałem, że tak będzie… Ale nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa. Póki są szanse matematyczne, to będziemy wierzyć i z całych sił walczyć. Nie mówmy jednak o ósemce, bo za dużo o niej gadamy. Trzeba zacząć seryjnie wygrywać i wtedy zobaczymy.

Odcedzając wyniki zespołu i Pana grę, choć to jest trudne, na pewno ma Pan najlepszy czas w karierze.

Na pewno jest regularność i cieszę się z tego. Ale bez przesady, bo wyniki nie są satysfakcjonujące. Mam spory niedosyt, bo nie punktujemy tak, jak byśmy chcieli.

Czuje się Pan rozgrzeszony w swoim sumieniu, bo jednak dokłada bramki do wspólnego dorobku?

Trochę tak, ale jesteśmy drużyną. Ciąży na mnie obowiązek zdobywania bramek. Jak remisujemy 1:1, to mówię sobie, że przecież mogłem strzelić gola na 2:1. Wiadomo, że żaden napastnik na świecie nie wykorzystuje stu procent sytuacji, jakie ma, ale mam niedosyt.

Do końca sezonu pozostało 13 meczów. Przemknęła Panu przez głowę myśl, że może uda się powalczyć o koronę króla strzelców?

Nie patrzę w ten sposób. Wiadomo, że mam nikłą stratę do lidera tej klasyfikacji, ale najważniejsza jest drużyna, punkty. Jak będziemy grali dobrze jako zespół, to mnie na pewno też będzie lepiej.

Pochodzi Pan z Dzierżoniowa. Zagłębie to było naturalne miejsce na rozwijanie kariery?

Trener Jacek Kubasiewicz, szkoleniowiec bramkarzy Młodej Ekstraklasy Zagłębia, był z Dzierżoniowa i zasugerował, żebym pojechał na testy do Zagłębia. Z kolei Śląsk Wrocław miał podpisaną umowę o współpracy z Lechią Dzierżoniów, ale ja bardziej patrzyłem w stronę Lubina.

Któremu trenerowi zawdzięcza Pan najwięcej w rozwoju piłkarskim?

Na pewno jest takich dwóch. Piotr Stokowiec sprawił, że wypłynąłem na szersze wody. Postawił na mnie, wierzył we mnie. Ale też bardzo dużo nauczyłem się od trenera Pawła Karmelity - szkoleniowca Młodej Ekstraklasy i rezerw Zagłębia. Treningi mieliśmy na bardzo wysokim poziomie.

Szkolenie w Lubinie od dawna stoi na wysokim poziomie. Wielu zawodników z Pana młodzieżowej drużyny gra teraz w pierwszym zespole Zagłębia.

Tak, są Filip Jagiełło, Jarek Kubicki, Jarosław Jach, Dominik Hładun. A było jeszcze kilku chłopaków, którzy mieli ogromny potencjał.

Wspomniał Pan o Jachu. Dla niego ten sezon już się skończył z powodu kontuzji. To dla was ułatwienie, bo rywalowi odpadł solidny obrońca.

Bardzo chciałem skonfrontować się z nim na boisku. Graliśmy razem w Dzierżoniowie i obaj przeszliśmy do Zagłębia. Jest mi bardzo przykro, bo to mój serdeczny kolega. Życzę mu szybkiego powrotu do zdrowia po operacji kostki, by zdążył na młodzieżowe mistrzostwa Europy.

Właśnie, pozostały do nich trzy miesiące. Jak widzi Pan swój udział w Euro, bo zapewne będzie Pan miał powołanie do kadry? Myśli Pan o tej imprezie?

Na pewno z tyłu głowy mam ten turniej. Muszę dobrze grać w Cracovii, by się wypromować. Inni napastnicy strzelają bramki, dlatego pewnego miejsca nie mam. Ciężko trenuję, by się dobrze pokazywać w lidze.

Rywalami do składu są Dawid Kownacki, Mariusz Stępiński. Będzie Pan bardzo zawiedziony, jeśli znajdzie się w kadrze, a nie pogra w mistrzostwach?

Nie zakładam takiego scenariusza. Jestem praktycznie od początku w tej kadrze. Grywałem jako „podwieszony” napastnik przy Mariuszu i nasza współpraca bardzo dobrze wyglądała.

Medal dla Polski to tylko myślenie życzeniowe czy prawdopodobny scenariusz?

Na pewno stać nas na to. Pokazał to choćby ostatni mecz towarzyski z Niemcami, który wygraliśmy, i to zasłużenie. Musimy iść metodą małych kroków. Najważniejsze, to dobrze wejść w turniej, wygrać pierwszy mecz ze Słowacją.

Dużo rozmawia Pan o tym z kolegami z Cracovii - Tomasem Vestenicky’m i Jaroslavem Mihalikiem?

Wymieniamy trochę uwag. Myślę, że im bliżej będzie turnieju, tym będzie więcej przekomarzań.

Gdyby ktoś Panu obiecał, że Cracovia będzie w górnej ósemce ekstraklasy, a Polska nie zdobędzie medalu na Euro, to zgodziłby się Pan na taki scenariusz?

Pomidor.

Więcej informacji o Cracovii

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce


Polecamy