menu

Koszmar Glika. Najgorszy mecz w kluczowym momencie. PSG z Pucharem Ligi

2 kwietnia 2017, 10:46 | Remigiusz Półtorak

To nie tak miało wyglądać. Rewelacyjne w tym sezonie Monaco nie tylko nie zdołało przełamać czteroletniej hegemonii Paris Saint-Germain, ale w finale Pucharu Ligi Francuskiej doznało wyraźnej porażki 1:4. Kamil Glik nie będzie dobrze wspominał tego dnia. Był jednym z najsłabszych na boisku.

Kamil Glik nie będzie dobrze wspominał finału z PSG, ale ma jeszcze duże szanse na mistrzostwo ligi
Kamil Glik nie będzie dobrze wspominał finału z PSG, ale ma jeszcze duże szanse na mistrzostwo ligi
fot. Twitter/@ASMonaco

Noty w największych francuskich gazetach sportowych są po tym meczu wyjątkowo zgodne. W L'Equipe i France Football, ale także w Le Parisien Polak zasłużył jedynie na "trójkę". To najgorsza ocena z wszystkich obrońców Monaco. Glik, będący dotychczas filarem defensywy i zawodnikiem nadającym jej ton, tym razem grał wyjątkowo niepewnie. Szczególnie przy trzecim golu dla paryżan, w kluczowym momencie spotkania, może mieć sobie za złe, że dał się przechytrzyć Edinsonowi Cavaniemu, zostawiając go kilka metrów od siebie. Urugwajczyk pięknym wolejem pokonał bramkarza Monaco, dając swojej drużynie dwubramkowe prowadzenie.

Paryżanie od początku zdecydowanie lepiej czuli na boisku w Lyonie, nawet jeśli po pierwszym golu Draxlera, zdobytym po minimalnym spalonym, rywale wrócili do gry po popisowej akcji Berardo Silvy i Thomasa Lemara. Właśnie stylu Monaco, w szybkim tempie i z finezją. Potem były jednak dwa kluczowe momenty, które przesądziły o wyniku. Najpierw gol dla PSG "do szatni", tuż przed przerwą, a potem wolej Cavaniego. W zasadzie w obydwu przypadkach Glik był delikatnie spóźniony.

Domenech: Uwielbiam takich obrońców jak Glik;nf

Po tym zwycięstwie PSG ma już na koncie siedem Pucharów Ligi, cztery ostatnie z rzędu, a osobistą satysfakcję może mieć Cavani - strzelał w każdym finale, w którym występował w pierwszej jedenastce. Jedyny minus dla paryżan - ich kibice zostawili po sobie ślady, demolując część trybun i toalety na Parc OL.

To dopiero pierwszy, najmniej ważny finał w tym sezonie między dwiema najlepszymi obecnie drużynami we Francji, ale może mieć psychologiczne znaczenie dla końcówki rozgrywek. Najważniejsza dla obydwu ekip jest liga, w której na razie przewagę ma Monaco (trzy-, a de facto czteropunktową, ze względu na zdecydowanie lepszy stosunek bramek), ale zasadnicze pytanie brzmi teraz: czy rozmiary porażki nie będą miały psychologicznego znaczenia dla ekipy z małego księstwa i nie zahamują dotychczasowej dynamiki? W sobotę ujawnił się bowiem poważny problem drużyny Leonardo Jardima, który nie polega na słabszej akurat postawie i obrony i ataku, ale na krótkiej ławce rezerwowych. A w perspektywie jest jeszcze Liga Mistrzów.

Dlatego Monaco ma ciągle karty w ręku, ale najbliższe dwa miesiące będą nadzwyczaj wyczerpujące, żeby nie powróciły demony z 2004 roku. Wtedy też drużyna grała niemal tak samo porywająco - i we Francji i w Champions League - a kończyło się dużym rozczarowaniem.

- Zostawiamy ten finał za sobą. Teraz chcemy zakończyć sezon, wykorzystując wszystkie atuty, które dotychczas dawały nam sukces - powiedział po meczu Leonardo Jardim. Presja ze strony Paryża będzie jednak ogromna, bo prezes Nasser al-Khelaifi od razu zapowiedział, że jego zawodnicy odzyskali wiarę w siebie, a sezon... dopiero się dla nich zaczyna.

To może oznaczać, że walka do samego końca będzie pasjonująca.

Follow @sportmalopolska

Sportowy24.pl w Małopolsce


Polecamy