menu

Korzym: Musimy spokojnie zapewnić sobie utrzymanie

11 kwietnia 2014, 12:13 | Jacek Żukowski / Gazeta Krakowska

- Początek sezonu był fatalny, ja nie brałem w nim udziału będąc po kontuzji. Potem udało mi się wrócić i żyłem już z zespołem normalnym rytmem. Zaczęliśmy lepiej grać, górna część tabeli była blisko, ale potoczyło się to wszystko dla nas niekorzystnie. Musimy teraz spokojnie zapewnić sobie utrzymanie - mówi Maciej Korzym, napastnik Korony Kielce.

Jest duże rozczarowanie z tego powodu, że nie macie już szans na pierwszą ósemkę?
Na pewno, stawialiśmy sobie taki cel. Mieliśmy trzy mecze, które powinniśmy wygrać - w Białymstoku, z Zawiszą i Pogonią u siebie. Traciliśmy bramki w końcówkach spotkań. Zabrakło nam trochę szczęścia. Musimy teraz zdobywać punkty, bo na dole tabeli robi się ciasno. Czeka nas jeszcze wiele emocji w ostatnich meczach. Musimy teraz zdobyć trzy punkty, by wyrobić sobie małą przewagę przed decydującą fazą rozgrywek.

Przed sezonem zakładaliście awans do górnej połowy tabeli ekstraklasy?
Tak, chcieliśmy mieć spokojne siedem ostatnich meczów. Początek sezonu był fatalny, ja nie brałem w nim udziału będąc po kontuzji, męczyłem się w czterech ścianach na rehabilitacji. Potem udało mi się wrócić i żyłem już z zespołem normalnym rytmem. Zaczęliśmy lepiej grać, górna część tabeli była blisko, ale potoczyło się to wszystko dla nas niekorzystnie. Musimy teraz spokojnie zapewnić sobie utrzymanie.

Wy nie macie szans, Cracovia jeszcze walczy, czy to może mieć znaczenie, że "Pasom" będzie łatwiej o punkty?
Na to nie patrzę, mamy swój cel, nam przecież punkty są bardzo potrzebne. Gdybyśmy mieli jeszcze szansę na dostanie się do elity, Cracovii nie byłoby trudniej niż w obecnej sytuacji, to bez znaczenia. Na pewno się nie położymy na boisku. Nie mamy bezpieczeństwa, każdy punkt jest na wagę złota.

Miał Pan ciężką kontuzję, złamanie nogi. Czy w tej chwili jest Pan już w stu procentach gotowy na największy wysiłek?
Musiałem sobie powiedzieć, że ten sezon jest na straty. Inaczej się wraca po kontuzji, a inaczej jest, gdy przygotowuje się cały czas z drużyną. Miałem chwilowy kryzys, złapało mnie zmęczenie, organizm się zbuntował, ale teraz działam na pełnych obrotach.

Jakie ma Pan zdanie o Cracovii?
Gra dobrze piłką, potrafi się przy niej utrzymać. Zbyt wielu meczów nie oglądam, żyję raczej swoją drużyną. Nie chcę więc oceniać rywali. W domu unikam piłki nożnej, mam jej przesyt, chcę odpocząć.

Ale może Pan pamiętać "Pasy" z jesiennego meczu, który wygraliście 1:0.
Udało się nam, mecz meczowi nierówny, wiele zależeć będzie od tego, jak obie drużyny wejdą w to spotkanie, kto pierwszy strzeli bramkę.

Gdy trenerem Cracovii był Rafał Ulatowski, był Pan przymierzany do Cracovii. Dlaczego ostatecznie nic nie wyszło z tego transferu?
Bardziej konkretne były rozmowy z Koroną i jak dałem słowo komuś, to było ono dla mnie najważniejsze, zostałem w Kielcach i cieszę się z tego bardzo. Można powiedzieć, że byłem już jedną nogą w Krakowie, ale wyszły wtedy dodatkowe okoliczności, o których nie chcę szerzej mówić i tak już zostało.

Pochodzi Pan z Nowego Sącza, do Cracovii jest bliżej...
Tak, ale tak się życie toczy, że czasem trzeba jechać pół Polski, by gdzieś grać. Z Cracovii była kiedyś propozycja, gdy grałem jeszcze w Sandecji, trener Ireneusz Adamus rzucił taką ofertę, ale wylądowałem wtedy w Legii.
Krakowskie kluby słabo penetrują małopolskie podwórko, a sprowadzają zawodników z daleka... Szkoda, bo jest sporo chłopaków utalentowanych na naszym terenie, nie trzeba szukać daleko od Krakowa.

Kiedy jest okazja, np. gdy leczył Pan kontuzję, widywano Pana na meczach w Nowym Sączu.
Tak, nie mam parcia, by oglądać całą kolejkę ligową, ale gdy mam okazję to mecz zobaczę, zwłaszcza w rodzinnym mieście. To mój klub, w którym się wychowałem. Mój teść jest prezesem, więc żyję też wynikami tego klubu. Może kiedyś zagram z nim w ekstraklasie? Jednak daleka droga do tego... Z Koroną jestem związany kontraktem jeszcze przez dwa lata.

Gazeta Krakowska


Polecamy