Koronie zabrakło zdecydowania. Śląsk wywozi punkt z Areny Kielce
Dużo walki, niezłe tempo, po kilka sytuacji dla każdej ze stron. Ale wynik bezbramkowy. Pierwsza połowa dla Korony, druga zdecydowanie dla Śląska, który chwilami miał zdecydowaną przewagę. Remis mimo wszystko nie krzywdzi żadnej z drużyn.
W składzie gospodarzy od pierwszej minuty zagrali "starzy-nowi" zawodnicy: Kiełb i Gołębiewski, na ławce natomiast znalazły się dwa kolejne nowe nabytki Korony: Dejmek i Trytko. Trener przyjezdnych delikatnie pisząc zaszokował wyjściowym składzie. Posadził na ławce świetnego w meczu z Rudarem Pljevja Dudu oraz dobrego Stevanovicia. Zamiast nich Levy postawił na Spahicia i Hołotę. Szokujący był zwłaszcza ten pierwszy manewr, bo Spahić od trzech lat we Wrocławiu występuje od święta, a jeszcze dwa tygodnie temu Śląsk próbował oddać go do drugiej ligi niemieckiej. Brak w składzie Ostrowskiego kosztem Sochy i desygnowanie do składu Plaku za Patejuka już zaskoczeniem nie były.
Pierwsze minuty to przewaga gospodarzy. Już w pierwszej minucie zakotłowało się w polu karnym Śląska, ale napastnikom Korony nie udało się oddać strzału. Dopiero w 5. minucie Śląsk znalazł się w pobliżu pola karnego Korony i chociaż Małkowski wypuścił piłkę po centrze Mili, ale skończyło się tylko na strachu. Minutę później okazję miała Korona, ale Lenartowski na piątym metrze nie sięgnął piłki, która minęła już Gikiewicza. Po tej sytuacji gra się trochę wyrównała i przeniosła się do środka. Dopiero w 20. minucie po ostrym dośrodkowaniu Lisowskiego z piłką minął się Gołębiewski. W 27. minucie z ponad 30 metrów silnie, choć niecelnie uderzał Kaźmierczak.
W 32. minucie Gołębiewski znalazł się w dobrej sytuacji i uderzył z 20 metrów po ziemi w róg bramki, ale Gikiewicz sięgnął piłkę. Po wrzutce z rzutu rożnego znowu Gołębiewski udowodnił, że jest najlepszym aktorem w Ekstraklasie. Nie potrafiąc sięgnąć piłki, uderzył ją ręką. Na jego szczęście sędzia Borski nie zareagował. W 36. minucie dobrze w polu karnym znalazł się Kiełb, który uderzył celnie, ale Gikiewicz znowu okazał się lepszy. W 44. minucie doskonałą sytuację miał Śląsk. Mila wreszcie dostał kilka metrów swobody i od razu podał idealnie do Plaku, który znalazł się w idealnej sytuacji. Jego strzał po ziemi obronił jednak Małkowski.
Pierwsza połowa była wyraźnie lepsza dla Korony, która stworzyła więcej sytuacji, a nade wszystko panowała w środku pola. Wysoki i agresywny pressing tłamsił chwilami wrocławian. Mimo to Śląsk mógł prowadzić, gdyby tylko wykorzystał sytuację z 44. minuty. W przerwie trener Levy dokonał jednej zmiany. Za Tadeusza Sochę pojawił się na boisku Ostrowski, a drugą połowę z impetem zaczęli właśnie goście. Prawym skrzydłem popędził Paixao, mocno dośrodkował w pole karne, gdzie niefortunnie przed pole karne piąstkował Małkowski. Do piłki dopadł Kaźmierczak, ale huknął mocno i niecelnie. Chwilę później swoje sytuacje miała Korona. Ostrowski dwa razy skiksował we własnym polu karnym, ale za każdym razem obrońcom udało się wybić piłkę. Minutę później zakotłowało się pod bramką Korony. Mocno uderzał Kokoszka, ale wprost w gąszcz nóg kielczan. Do odbitej piłki dopadł Mila, ale sędzia Borski uznał, że nie był on faulowany. Napór wrocławian jednak nie ustawał. W 50. minucie w doskonałej sytuacji znalazł się Paixao, ale uderzył głową za słabo, by zaskoczyć Małkowskiego. Po chwili znowu strzelał Paixao, ale w nogi obrońców.
W 58. minucie po kolejnej wrzutce Mili uderzał głową Kokoszka. Nad bramką. W 62. minucie Śląsk dwukrotnie w świetnym stylu rozklepał obronę kielczan, ale zabrakło najważniejszego - strzału. Pierwsze dwadzieścia minut drugiej połowy to zdecydowana przewaga gości i chwilami rozpaczliwa obrona Korony, która już tylko próbowała kontrować. W 67. minucie ładnie do środka zszedł Plaku i w stylu Soboty uderzył z dystansu. Minimalnie nad poprzeczką. Przez kolejne minuty obie drużyny nie potrafiły stworzyć groźniejszej sytuacji. Dopiero w 82. minucie ładnie z dystansu uderzał Mila, ale Małkowski poradził sobie z tym uderzeniem. W 85. minucie kolejną piłkę w pole karne wrzucił Mila, ale Patejuk z Kaźmierczakiem nawzajem sobie przeszkadzali w dobrej sytuacji. Ostatnie minuty to obustronna wymiana ciosów, choć przeprowadzana ślepymi nabojami. Remis chyba sprawiedliwy. Choć w pierwszej połowie to Korona miała przewagę, w drugiej mimo wszystko Śląsk był odrobinę lepszy, to jednak nie wystarczająco, by wywieźć trzy punkty z Kielc.