Korona wygrywa w ostatniej akcji meczu! Wisła dalej na dnie
Ostatni mecz 6. kolejki LOTTO Ekstraklasy miał się zakończyć – a jakże – bezbramkowym remisem. Kiedy wszyscy wyczekiwali ostatniego gwizdka, wówczas Korona Kielce przeprowadziła kluczową akcję. Miguel Palanca pobiegł prawą stroną, piłkę na lewy bok dostał Jacek Kiełb i dał wygraną nad Wisłą Kraków!
Na zakończenie 6. kolejki ligowych rozgrywek Korona Kielce podjęła u siebie zamykającą tabelę Wisłę Kraków. Jako że Biała Gwiazda z problemami zmagała się zarówno na boisku jak i poza nim, to gospodarze jawili się jako faworyt tego spotkania. Motywowani przez nieco ubogie w punkty konto oraz zgromadzoną na Kolporter Arenie publiczność, w dzisiejszym starciu walczyli wyłącznie o pełną pulę.
I rzeczywiście, zgodnie z przewidywaniami gospodarze nie zwlekali długo z wyprowadzeniem ataków. To oni pierwsi skierowali się pod bramkę przeciwnika, by właściwie z pierwszym gwizdkiem rozpocząć natarcia. Głodni goli Łukasz Sekulski czy Jacek Kiełb nękali defensywną linię Wisły. Do ataku chętnie wyruszał także obrońca kielczan, Djibril Diaw, podbudowany trafieniem sprzed tygodnia, tym razem też zamierzał wpisać się na listę strzelców.
Kielczanie przeważali. Michał Miśkiewicz nie mógł narzekać na nudę, piłka co i raz wdzierała się w jego pole karne. Golkiper Białej Gwiazdy długo spisywał się bez zarzutu, konsekwentnie wyłapując strzały Jacka Kiełba, Sergija Pylypchuka czy Mateusza Możdżenia. Kielczanie wciąż próbowali, nie zrażając się niepowodzeniami. Pierwsze pół godziny należało więc do tych jednostronnych, a mimo to na tablicy wyników wciąż widniał rezultat 0-0.
Maciej Gostomski nie miał w takim rezultacie nawet najmniejszego udziału. Futbolówkę widywał jedynie z daleka, gdyż ofensywni gracze Wisły z szatni wyszli właściwie dopiero w końcówce pierwszej połowy. Wcześniej pod polem karnym Korony nie działo się nic. Zmieniły to dopiero nieśmiałe akcje Rafała Boguskiego, który próbował rozgrywać piłkę razem z Mateuszem Zacharą. Przed przerwą zaczęli zapędzać się coraz głębiej, lecz w gruncie rzeczy nie przynosiło to większych efektów. W ostatnich minutach pierwszej połowy obraz gry jawił się jednak bardziej wyrównanym.
W przerwie w szatni Wisły mogły paść te legendarne „mocne słowa”, gdyż wraz z premierowym gwizdkiem drugiej połowy Biała Gwiazda popędziła z natarciami. I oddała nawet pierwszy celny strzał w tym spotkaniu. Jego autorem Arkadiusz Głowacki, który uderzeniem głową próbował pokonać Macieja Gostomskiego. Nieskutecznie.
Swoje szanse mieli kielczanie, lecz po niespełna godzinie gry niewiele wskazywało na to, jakoby w tym spotkaniu piłka miała spocząć jeszcze w siatce. Ale tak właśnie się stało – w 61. minucie umieścił ją tam Łukasz Sekulski.Arbiter główny nie uznał jednak trafienia, dopatrując się faulu na jednym z wiślaków.
Widmo straconej bramki nie zmotywowało jakoś wyraźnie zawodników z Krakowa. Gra toczyła się głównie w środku boiska, a piłka do znudzenia krążyła między nogami kolejnych piłkarzy. Nikomu nie można odmówić ambicji – momentami wręcz gotowały się głowy, jednak na żadną z bramek nie padał grad strzałów, nie wspominając nawet o golach. Na tablicy rezultatów na kwadrans przed końcem do znudzenia widniały dwa zera.
Na to zaradzić próbował Tomasz Wilman puszczając do boju kolejnych ofensywnych graczy. Jego podopieczni, patrząc z perspektywy całego meczu lepiej prezentowali się na murawie – to z ich strony padało więcej strzałów, ale trzeba przyznać, że także ich akcje należały do tych bardziej widowiskowych. I gdy już wydawało się, że na lepszych statystykach i wrażeniu się skończy, w Kielcach padł "złoty gol". W ostatniej z doliczonych minut bramkę na wagę trzech punktów zdobył Jacek Kiełb. Efektownym trafieniem wykończył kontratak Miguela Palanci, dając tym samym kibicom upragnione zwycięstwo.
TOP 10 najdroższych piłkarzy świata